Choćby na ścianie wisiały dyplomy, a na półce stały inne dowody uznania. Choćby szef właśnie nagrodził twoją pracę premią, albo nie daj Boże awansem, choćbyś odbierała/odbierał nagrodę Nobla, choćby nie wiem co się działo, ty i tak uważasz, że nie jesteś wystarczająco dobry. Jeśli tak czujesz, to najpewniej cierpisz z powodu syndromu oszusta (impostor syndrom).
Syndrom oszusta to psychologiczne zjawisko, które, choć nie jest uznawane za zaburzenie, może doprowadzić do poważnych problemów, takich jak choćby depresja. Najprościej mówiąc, syndrom ten oznacza życie w poczuciu, że nie zasługuje się na sukcesy, które się osiąga. Oznacza brak wiary we własne kompetencje i możliwości.
Jeśli zdarzy się coś, co można uznać za wspomniany już sukces, to na pewno jest to przypadek lub szczęśliwy zbieg okoliczności. Osoby, które funkcjonują w świecie "impostora" nie będą przypisywały swoim zdolnościom i swojej inteligencji takiej sprawczości, jak choćby wspinanie się po szczeblach kariery.
– Wydaje nam się, że jesteśmy w tym miejscu przez przypadek, że nam się to "udało", że jest to zbieg dziwnych lub co najwyżej sprzyjających okoliczności. W głębi nas czai się przeświadczenie, że jesteśmy nie na swoim miejscu, nic nie potrafimy, tylko nikt się na nas jeszcze nie poznał – mówi w rozmowie z naTemat psycholożka Agata Wilska. (www.agatawilska.pl)
Sygnały płynące z zewnątrz, żadne obiektywne czynniki, nie są w stanie przekonać osoby cierpiącej z powodu syndromu oszusta, że to, co dzieje się w jej życiu, to w dużej mierze jej zasługa.
b]Zdemaskowany oszust[/b]
– Wzdrygam się, gdy ktoś mówi, że jestem inteligentna i dzięki temu jestem tu gdzie jestem. Teoretycznie wiem, że zapracowałam na wszystko co mam, ale cały czas obawiam się, że ludzie źle oceniają moje możliwości intelektualne, że będą rozczarowani, kiedy zorientują się, że to tylko pozory – mówi o sobie Aniela.
Gdyby spojrzeć na Anielę z boku, a nie słuchać tego, co ona ma o osobie do powiedzenia (w tym kontekście!) zdecydowanie można stwierdzić, że idealnie wpisuje się w model "kobiety sukcesu". Jest przed trzydziestką i pracuje w mediach. W pracy jest szanowana i doceniana.
Jej ciągle się jednak wydaje, że te pochwały to pomyłki. Właściwie zawsze towarzyszy jej myśl, że za chwilę wszyscy dowiedzą się, że jej możliwości to jedno wielkie oszustwo. Obawia się, że jej niekompetencja zostanie zdemaskowana. Problem w tym, że ta niekompetencja istnieje tylko w jej głowie.
Z tego właśnie powodu pracuje dwa razy ciężej niż inni. – Mam wrażenie, że ciągle mam zaległości, że to, co innym przychodzi z łatwością, mi sprawia trudność. Dlatego po pracy często siadam do... pracy – przyznaje.
Kobieta mimo zmęczenia nie potrafi odpuścić. Obawia się porażki i oceny innych. To w ich reakcjach upatruje swojej wartości.
"Oszust" pracuje więcej i ciężej
Takie zachowanie w przypadku syndromu oszusta jest typowe. Pracujesz więcej, żeby nie dać nikomu powodów do zwątpienia, starasz się udowodnić, że jednak "dajesz radę". To z kolei przekłada się na wyniki w pracy, więc często powoduje, że odnosisz kolejne sukcesy. Skoro jednak sukces to przypadek, to pracujesz jeszcze ciężej, bo przecież wszyscy muszą uwierzyć, że zasłużyłeś na to, co cię spotyka. To może być błędne koło.
Psychoterapeutka Agata Wilska podkreśla, że syndrom oszusta często dotyka osoby, które na pierwszy rzut oka są zawodowo bardzo spełnione, wiele osiągnęły. Przyglądając się im nie zdajemy sobie jednak sprawy, co leży u podłoża tychże osiągnięć, z jakiej motywacji dana osoba robi kolejną specjalizację, czy pisze kolejną książkę.
– Bardzo często napędzają nas kompleksy i niskie poczucie własnej wartości. Mamy takie poczucie, że musimy zapracować, zasłużyć na sukces, na pochwałę, na akceptację, na danie sobie prawa do radości, do dumy z siebie. To jest bardzo smutny scenariusz. Pracujemy ponad miarę, a jeżeli robimy to z poczucia jakiegoś braku w sobie czy bycia „nie dość” to mamy też kłopot z odmawianiem, stawianiem granic. Eksploatujemy się, zaniedbujemy inne, często również ważne dla nas obszary, często jesteśmy w permanentnym poczuciu winy – wyjaśnia psycholożka.
Satysfakcja z pracy może nigdy nie nadejść, bo syndrom oszusta dotyczy osób, które zawsze będą uważały, że robią za mało i wiedzą za mało, a na pewno niewystarczająco na tyle, by móc pozwolić sobie na radość.
Ograniczony świat "oszusta"
Jedna z moich rozmówczyń, która przyznała, że często bije się z myślami, w których umniejsza swoim osiągnięciom, tak bardzo boi się oceny i tego, że mogłoby okazać się, że ktoś skrytykuje jej wypowiedź, że woli nie dzielić się z nikim swoją historią.
Choć większość znajomych Kingi uważa, że jest ona jedną z najinteligentniejszych osób, które znają, to dziewczyna wciąż wydaje się nie być pewna swoich możliwości. Obawia się, że moment, kiedy wywarła na ludziach wrażenie, już się nie powtórzy. Nie chce dopuścić do głosu myśli, że ludzie, którzy ją znają, oceniają całokształt, a nie przypadkową wypowiedź czy zdarzenie z jej życia.
Z kolei Szymon nie może poradzić sobie z myślą, pozbyć się przeświadczenia, że kiedyś wiedział więcej. – Mam wrażenie, że kiedy byłem w szkole średniej czy na studiach przyswajałem więcej wiedzy, więcej się uczyłem. Dziś tak nie jest, więc wydaje mi się, że coś jest ze mną nie tak, że mój mózg nie jest już w takiej formie jak kiedyś – opowiada.
To uczucie doskwiera mu tym bardziej, że dziś nie jest już studentem, a zajmuje kierownicze stanowisko w jednej z korporacji. Szymonowi trudno zrozumieć, że kiedy awansuje i zna się na swojej pracy coraz bardziej, to wiedza, którą zdobywa na kolejnych etapach, jest coraz bardziej specjalistyczna, więc nie przyswaja już jej tyle, ile w czasie, kiedy wszystko w jego branży było dla niego nowe.
Poza tym w dzisiejszej rzeczywistości, gdy zewsząd jesteśmy bombardowani nowymi informacjami, trudno nie mieć wrażenia, że wiemy za mało. Problemem staje się też samo przyznanie do tego, że nie mamy o czymś pojęcia. Przecież powinniśmy...
Znani "oszuści"
Pauline Clance i Susane Imes – te dwie amerykańskie psychoterapeutki zaczęły jako pierwsze, w latach 80. ubiegłego wieku, przyglądać się takim odczuciom. Skupiły się na kobietach, które osiągnęły w życiu wielu, ale mimo to nie czuły się wystarczająco dobre. Uważały, że mimo iż zajmują wysokie stanowiska, nie są wystarczająco kompetentne.
"Z obserwacji klinicznych autorek koncepcji wynika, że osoby z zespołem impostora w dzieciństwie i w okresie szkolnym szczególnie często osiągają najlepsze wyniki i wyróżniają się na tle grupy rówieśników. Z wiekiem jednak liczba uzdolnionych jednostek w ich otoczeniu zaczyna rosnąć" – czytamy w pracy Moniki Filarowskiej i Katarzyny Schier "Zespół impostora, czyli o poczuciu intelektualnej fałszywości".
To poczucie intelektualnej fałszywości, jak podkreślają autorki wynika także ze "zniekształconego wyobrażenie znaczenia inteligencji". W skrócie, wiele osób jest przekonanych, że osoby inteligentne nie muszą się wysilać, aby osiągać sukces.
Einstein wśród "oszustów"
Choć nie jest łatwo przyznać się do słabości, to na ten krok zdecydowało się kilka tzw. znanych nazwisk. Z syndromem oszusta musi borykać się m.in. aktor Tom Hanks, dyrektor wykonawcza Facebooka Sheryl Sandberg (znalazła się w rankingu najbardziej wpływowych kobiet w biznesie), czy scenarzysta Chuck Lorre, który w swoim dorobku ma takie seriale jak "Teoria wielkiego podrywu" i "Dwóch i pół".
Wiele źródeł do tego grona zalicza także Alberta Einsteina, który podobno u schyłku życia mówił swojemu przyjacielowi, że czuje się oszustem. Uważał, że ludzie przeceniają jego naukowe osiągnięcia.
"Oszust" na stanowisku
Do gabinetu Agaty Wilskiej przychodzi wiele takich osób. Reprezentują bardzo różne grupy zawodowe. Wśród nich są m.in. lekarze, prawnicy, menadżerowie wysokiego szczebla, czy naukowcy.
– Fakty nie mają znaczenia. Takie osoby niby widzą i wiedzą ile dokonały, ale tego nie czują, nie ma to przełożenia na to, jak się ze sobą mają. One potrzebują potwierdzenia z zewnątrz, od innych ludzi, ale i to potrafi nie działać lub działa na bardzo krótko. Bardzo często nie wierzymy w swoje zasoby, nie jesteśmy ich świadomi, nie wiemy, że je mamy, albo deprecjonujemy je, uznając, że nie są tak ważne. – wyjaśnia Agata Wilska.
Tak było także w przypadku jednej z pacjentek naszej rozmówczyni. Menadżerka, która zarządzała kilkudziesięcioma osobami, zrobiła test, z którego wyszło, że jej mocną stroną jest empatia. Kobieta była rozczarowana tym wynikiem.
– Przyszła do mnie i mówi: "Ale co ja z tą empatią zrobię?". Na co ja: "Jak to? Przecież to jest bardzo ważny zasób, szczególnie w zarządzaniu ludźmi". Ona jednak wrzuciła to do kosza. Wielu pacjentów rozumie, jak ja to mówię "na głowę", że musieli się do swojego sukcesu dołożyć ale ta wiedza nie ma przełożenia na ich emocje i poczucie własnej wartości. Niby wiem, ale w to nie wierzę – mówi psycholożka.
"Oszust" zawodzi
W przypadku syndromu oszusta charakterystyczne jest to, że sukcesy zawsze będą schodziły na dalszy plan (bardzo, bardzo daleki), ponieważ pierwszeństwo mają porażki. To na nich takie osoby koncentrują uwagę. Mówią w skrócie, za sukces nie odpowiadam, ale porażka jest na pewno moją winą.
Nawet najmniejsze potknięcie, często niezależne od danej osoby, będzie wpędzało "oszusta" w poczucie winy. Będzie on rozczarowany sobą i przekonany, że znowu zawiódł i że wszyscy są myślą właśnie w ten sposób.
Logika podpowiada jednak, że przecież żaden szef nie zatrudni, nie będzie płacił, nie będzie chwalił i premiował osób, które są złymi pracownikami. Nie chodzi o to, żeby czuć się najlepszym, żeby nie mieć w sobie pokory, ale o to, aby realnie oceniać swoje umiejętności.
Geny "oszusta"
– To kompilacja wieloczynnikowa – mówi Agata Wilska, kiedy pytam ją, skąd bierze się w nas syndrom oszusta. – Podłożem, na którym kształtuje się syndrom oszusta jest niskie poczucie własnej wartości, choć zdaję sobie sprawę, że to może oznaczać wszystko. W tym kontekście chodzi o lęk przed odrzuceniem, poczucie, że nie zasługuję na sympatię i miłość z samego faktu, że jestem, głęboko zakorzeniony wstyd, czy nawet pogardę wobec siebie, poczucie bycia gorszym. Choć i tak jest to spore uproszczenie – przyznaje psycholożka.
– Na tym tle wypracowujemy skrajnie wysokie wymagania wobec siebie, perfekcjonizm. Niskie poczucie własnej wartości jest wypadkową wyposażenia na poziomie biologii czy genów, doświadczeń w rodzinie pochodzenia i tych w grupie rówieśniczej, która na pewnym etapie rozwoju bywa na tyle ważna, iż nawet względnie przyzwoity dom rodzinny nie zawsze zdoła być przeciwwagą dla np. doświadczeń przemocowych w szkole – podkreśla.
Aby poradzić sobie z syndromem impostora przede wszystkim trzeba uświadomić sobie problem lub też skontaktować się ze swoim cierpieniem, nawet jeśli nie znamy jego źródła. Wtedy możemy skorzystać z psychoterapii.
– Do mojego gabinetu trafiają osoby, które "zdiagnozowały siebie" jako impostorów lub też takie, które cierpią, ale nie wiedzą dlaczego. Poczucie cierpienia może być pierwszym krokiem na drodze "zdrowienia". W moim poczuciu nie jest łatwo poradzić sobie z tym bez fachowej pomocy, ponieważ świadomość to nie wszystko, ale jeśli ktoś nie jest na to gotowy lub psychoterapia nie jest jego drogą, może szukać własnej. Ja wierzę w moc żywej intencji. Jeśli czegoś bardzo pragniemy to szukamy sposobów na zrealizowanie tego. A warto, bo po drugiej stronie kryje się więcej wolności i radości – podsumowuje Agata Wilska.