Nareszcie! Doczekałeś się wyjazdu, o którym śniłeś od dawna. Lecz gdy pragniesz eksplorować egzotyczną okolicę, zaczyna się desperackie wyciąganie z łóżek bardziej leniwych towarzyszy podróży. Bądź też na odwrót: chciałbyś poleżeć na malowniczej plaży z książką w dłoniach, lecz słyszysz nerwowe poganianie: "szkoda czasu i trzeba zwiedzać". W takich momentach człowiek zaczyna zastanawiać się, dlaczego nie zdecydował się na podróż w pojedynkę... Szukasz porad, jak zorganizować taką właśnie wyprawę, w czasie której nikt nie będzie mówił, co masz robić? Oto one.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Kto zaczyna planować podróże w pojedynkę?
Dla wielu osób motywacją do pierwszej wyprawy solo staje się po prostu niemożność "ogarnięcia" znajomych. Być może to znasz: obok nosa przechodzą ci kolejne okazje, bo ciągle blokuje cię konieczność skompletowania odpowiedniej grupy.
W pewnym momencie masz dosyć namawiania przyjaciół, którzy nie okazują równie wielkiego entuzjazmu co ty. Do tego dochodzi kwestia synchronizacji waszych urlopów. Mało problemów pierwszego świata? Część znajomych uznaje wyprawę za zbyt drogą, natomiast w ocenie innych jest ona zbyt mało luksusowa.
W takiej sytuacji możesz dojść do punktu, w którym – idąc tropem tekstu Braci Figo Fagot – postanawiasz sam sobie być sterem, wędkarzem i rybą: znajdujesz tani lot oraz równie okazyjny nocleg w miejscu, które chciałeś zobaczyć od dawna i nie czekasz na deklaracje ze strony innych osób, dokonujesz rezerwacji i… już.
– Podjęcie takiej decyzji staje się pierwszym z etapów czegoś, do czego zmuszają nas samotne podróże: wychodzenia ze strefy komfortu. Jednak w zamian oferują nam możliwość zbliżenia się do tego, kim naprawdę jesteśmy, albo kim być chcemy. Potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie "jak chcę spędzić życie?" – mówi Janice Waugh, kanadyjska pisarka i ekspertka ds. podróży w pojedynkę, stojąca za Solotravelerworld.com, czyli najsłynniejszym z portali poświęconych owej tematyce.
Czy musisz być samotnikiem?
Niekoniecznie. Owszem, są ludzie, dla których liczą się wyłącznie samotne rejsy dookoła świata, bądź też wielomiesięczne wędrówki po najbardziej odludnych rejonach naszej planety.
Jednak w podróżowaniu solo wcale nie musi chodzić o ekstremalne odcinanie się od kontaktów z Homo sapiens. Ba! Znawcy tematu podkreślają, że jest wręcz odwrotnie.
– Takie wyprawy praktykuję od niemal 14 lat i mogę powiedzieć, że w ich trakcie poznałem znacznie więcej osób, niż gdy przemieszczałem się w grupie. Dlaczego? Gdy jedziesz ze znajomymi, to podświadomie – w mniejszym bądź większym stopniu – zamykasz się na nowe znajomości. Zwłaszcza w miejscach, gdzie nagminne są problemy językowo–komunikacyjne z miejscowymi. W pewnym momencie nie chce ci się już męczyć i zaczynasz ograniczać się do pogawędek ze "swoimi". Gdy jesteś sam, a chcesz z kimś pogadać, musisz zmotywować się bardziej – mówi podróżnik Tomasz Kalinowski.
Podkreśla pewną bardzo istotną kwestię: choć uważa się za ekstrawertyka, to w życiu zaliczył zbyt wiele sytuacji, w których towarzystwo współwyjazdowiczów stawało się naprawdę męczące; nawet jeżeli były to osoby, które znał od lat.
– Spotykanie się z kimś w pracy albo na tzw. piwie to coś zupełnie innego, niż wymagająca, pełna stresów wędrówka przez Amerykę Południową albo Afryką Subsaharyjską. Takie wyjazdy weryfikują znajomości; może okazać się, że o ile czyjeś towarzystwo jest fajne jeszcze w hali odlotów na Okęciu, to dwa tygodnie później staje się naprawdę irytujące – dodaje Tomasz.
Oto jeden z największych plusów samotnych wypraw: gdy masz ochotę na towarzystwo, poznajesz nowych ludzi. Zaczynasz czuć przesyt? Chciałbyś odrobiny czasu wyłącznie dla siebie? A więc po prostu odcinasz się od otoczenia i nie musisz przejmować się tym, że w ten sposób urazisz znajomych, z którymi podróżujesz.
– Samotne wędrówki pozwalają na rozmowę z samym sobą, poukładanie myśli i zaczerpnięcie z podróży jak najwięcej dla siebie. Do tego nikt nie przeszkadza w naprawdę dogłębnym poznaniu danego rejonu świata, tamtejszej kultury i przyrody. W taki sposób poznaje się ciekawe lokalne historie, łatwiej nawiązuje się kontakty z miejscowymi. Wręcz można, choć na chwilę, stać się jednym z nich – twierdzi pasjonatka podróży Joanna Dzyr.
"S" jak samodzielność
Nie zapominaj o tym, że gdy staniesz twarzą w twarz z jakąkolwiek nieprzewidzianą sytuacją (a te pojawiają się na KAŻDYM wyjeździe), nie będziesz mógł liczyć na to, że ktoś rozwiąże problem za ciebie. To świetna lekcja samodzielności: nie ma innego wyjścia, trzeba się sprężyć i działać.
– Nawet jeżeli pominiemy problemy naprawdę poważne, to warto pamiętać o całej masie szczegółów: gdy weźmiesz ładowarkę z nieodpowiednią wtyczką, to nie będziesz mógł szybko i łatwo pożyczyć właściwej od znajomych. Nie będzie również nikogo zaufanego, kto rzuci okiem na twój bagaż, gdy zamarzy ci się drzemka w miejscu publicznym albo kto pożyczy ci pieniądze, jeżeli dasz sobie ukraść portfel – podkreśla Tomasz.
Pod słowem "samodzielność" kryje się także mierzenie sił na zamiary w kwestii bagażu, z którym podróżujesz. Ogranicz jego wagę do niezbędnego minimum, bo gdy w trakcie długiej wędrówki plecak zacznie ciążyć zbyt mocno, obok nie będzie kolegi, który mógłby zachować się niczym miłosierny Samarytanin.
Czy skakać na głęboką wodę?
W tym przypadku zdecydowanie warto działać zgodnie z zasadą małych kroków. Nie wiesz jeszcze, jak znosisz samotne podróże oraz wychodzenie ze wspominanej strefy komfortu? Tak więc nie planuj półrocznej wyprawy do Burkina Faso, zacznij od weekendu w Budapeszcie albo podlaskiej Budzie Zawidugierskiej.
– W moim przypadku wszystko zaczęło się na studiach, od samotnych wypadów w góry, zwłaszcza "swojskie" Tatry. Chodziłam sobie po nich, szukając swojego ja i medytując, a przed zmierzchem kryjąc się w schroniskach. W tym samym czasie zaczynał się boom na tzw. bilety za złotówkę, więc coraz częściej odwiedzałam też stolice naszych sąsiadów. Dopiero z biegiem czasu, wraz ze wzrostem doświadczenia, zaczęłam wyjeżdżać w dalsze rejony – mówi Joanna Dzyr.
Podróżniczka dodaje, że dla osób mniej zaawansowanych świetną sprawą mogą być także wyprawy łączone. Jej zdarzało się ruszać ze znajomymi np. do Włoch, gdzie w pewnym momencie rozdzielali się: gdy część ekipy zwiedzała Mediolan, ona wsiadała w pociąg, żeby powspinać się na szlaku górskim Via ferrata.
Kto będzie mi robił oszałamiające zdjęcia?!
Dla wielu osób największą zaletą towarzystwa podczas wyjazdów jest to, że zawsze pod ręką mamy osobę lub osoby, które zrobią nam oszałamiającą fotkę. Pstryk i już mamy odjazdowe ujęcie ze Sfinksem albo wieżą Eiffla w tle, pozwalające zrobić powalające wrażenie na facebookowych oraz instagramowych znajomych, siedzących w pracy i zazdroszczących nam wyprawy.
Samotny podróżnik musi posiłkować się rozwiązaniami takimi jak nagabywanie nieznajomych, używanie samowyzwalacza i statywu oraz wykonywanie autoportretów, używając w tym celu własnej ręki bądź – o zgrozo – kijka do selfie.
A gdyby tak podejść do sprawy inaczej… Może podczas samotnej wyprawy bardziej skupić się na wewnętrznym "ja", niż na uwiecznianiu siebie na zdjęciach? Może obserwować uważnie otoczenie, nawet jeżeli robimy to przy pomocy wizjera w aparacie fotograficznym, bądź też wyświetlacza w smartfonie?
– Od pewnego czasu zajmuję się na poważniej fotografią i najlepsze zdjęcia przywożę właśnie z wypadów samotnych. Dlaczego? Zazwyczaj współtowarzysze najzwyczajniej w świecie przeszkadzają w wykonaniu idealnych ujęć. Gdy jadę solo, mogę wczuć się klimat miejsca, nie czuję presji, że inni muszą na mnie czekać. Wiesz: ja szukam sposobu na wykonanie kadru idealnego, a reszta towarzystwa pogania, bo jest już głodna, bo chce iść dalej – mówi Joanna Dzyr.
Jak radzić sobie ze stresem?
– Właściwy dobór miejsca, w którym nocujesz, to niezmiernie ważna sprawa. To twoje "bezpieczne niebo". Niezależnie od tego, czy zamierzasz zatrzymać się hotelu, hostelu czy wynajętym mieszkaniu, wybierz miejsce, które zapewni ci miękkie lądowanie w nieznanym miejscu – doradza Janice Waugh.
Właśnie tym celu powstał przewodnik "The Solo Traveler Accommodation", uwzględniający 223 obiekty w 62 krajach, sprawdzone pod kątem nie tylko komfortu, lecz także szeroko pojętego bezpieczeństwa. Gwoli formalności: na powyższą listę trafiły jedynie dwa hostele polskie – krakowski Moquito i stołeczny Moon.
Dobrym pomysłem może być skorzystanie z serwisu Coachsurfing.com – znajdziesz tam odpowiednio zweryfikowane oferty, zamieszczane przez ludzi oferujących noclegi w swoich domach lub mieszkaniach. Zasadniczo goście podróżujący samotnie są bardzo mile widziani, gdyż wywołują mniej "kłopotów technicznych" od większych grup.
– To świetna opcja zwłaszcza w sytuacji, gdy nagle poczujesz stres związany z faktem, że samotnie oddaliłeś się od swojego domu. "Zwykli" ludzie, którzy biorą cię pod swój dach, są znacznie lepszym wsparciem psychicznym, niż obsługa recepcji hotelowych, mogą stać się namiastką rodziny – twiedzi Tomasz Kalinowski.
Janice Waugh podsuwa jeszcze jeden patent na radzenie sobie z poczuciem wyobcowania: jeżeli znalazłeś się naprawdę daleko od ojczyzny i zaczynają cię przytłaczać mocno egzotyczne realia, przycupnij na godzinę w miejscu, które przypomina takie, które znasz. Mogą to być np. lokale sieci takich, jak Starbucks albo McDonald's, niemal identyczne w każdym punkcie na Ziemi.
Czy takie wyjazdy są bardzo niebezpieczne?
Nie chodzi o tworzenie atmosfery zagrożenia i wmawianie, że podczas takiego wyjazdu NA PEWNO spotka cię krzywda. Warto jednak mieć świadomość tego, że przestępcy na swe ofiary nader chętnie wybierają osoby przemieszczające się samotnie.
Dlatego zapamiętaj podstawowe zasady dotyczące bezpiecznego podróżowania i stosuj się do nich wręcz nadgorliwie: unikaj – zwłaszcza po zmroku – miejsc o których wiesz, że są niebezpieczne, lub takie ci się wydają. Do tego staraj się jak najmniej rzucać w oczy (stara zasada: nie wyglądaj jak turysta) oraz w miarę możliwości bądź w regularnym w kontakcie z bliskimi. Niech wiedzą, gdzie w danym momencie jesteś.
Nie noś przy sobie całej gotówki oraz kart płatniczych (rozdziel je i część zostaw w depozycie hotelowym, bądź przynajmniej gdzieś za szafką), wykonaj też zawczasu kopie najważniejszych dokumentów, a następnie prześlij je na swojego maila oraz do rodziny lub znajomych w Polsce.
Skoro o pieniądzach mowa: gdy przed wyjazdem przeliczasz swój budżet, nie zapomnij uwzględnić tego, że pod pewnymi względami wyjazdy w pojedynkę są droższe: brak współtowarzyszy oznacza, że nie będziesz miał z kim podzielić kosztów przejazdu taksówką albo Uberem, czy też noclegu.
– Gdy mowa o bezpieczeństwie: samotnie podróżuję wyłącznie w miejsca, gdzie mam zapewniony dach nad głową, w gęściej zaludnione rejony. Odradzam więc wyprawy w głuszę, gdzie pojawiają się zagrożenia np. ze strony dzikich zwierząt, albo zimowe wyprawy w góry. Chwila nieuwagi, małe potknięcie i… nikt nie udzieli ci szybkiej pomocy. O ile szlakiem nie będzie akurat przechodził inny podróżnik, szanse na przeżycie będą minimalne. Zostaniesz znaleziony najwcześniej wiosną, gdy stopnieją śniegi – ostrzega Joanna Dzyr.
Czy w tym przypadku obowiązuje równouprawnienie płci?
Niezależnie od tego, jak bliskie ci są idee feminizmu, sytuacja wygląda następująco: kobiety są narażone na znacznie więcej niebezpieczeństw w podróży i muszą zachować większą ostrożność.
– Kwestia płci jest bardzo istotna przy wyborze rejonów, w które podróżujemy samotnie. Ja na etapie planowania kolejnej wyprawy robię porządny research dotyczący tamtejszej kultury, ludzkich zachowań oraz religii; wszystkiego, co może wpływać na to, jak mężczyźni traktują kobiety. Dopiero na tej podstawie decyduję, czy jadę sama, czy jednak w czyimś towarzystwie – mówi Joanna.
Jak podkreśla: choć oczywiście nie ma miejsc, w których ryzyko można wyeliminować całkowicie ("Nawet w Europie trzeba uważać, aby jakiś napalony mężczyzna nie wpakował się nam do namiotu postawionego gdzieś w środku lasu"), to są i rejony, w których samotna dziewczyna nie powinna czuć się bezpiecznie nawet w środku dnia, idąc ulicą w centrum miasta. To właśnie dlatego nie odważyłaby się na samodzielną wyprawę do któregoś z krajów muzułmańskich, gdyż to przypomina nieco "rzucanie przynęty stadu wygłodniałych piranii".
No i jeszcze pewien wątek: podczas tego rodzaju wojaży naprawdę warto zachować zdrowy rozsądek w kwestii konsumpcji rozmaitych używek. Pamiętaj: u boku zabraknie zaufanych osób, które mogą zareagować, gdy przesadzisz np. z ilością skonsumowanego alkoholu albo – tutaj znów wątek dotyczący głównie pań – gdy ktoś dorzucił coś do drinka.