
Od dłuższego czasu w Polsce mamy problem, który dosłownie dzieli Polaków. Mowa o zjawisku parawaningu, czyli masowym stawianiu turystycznych parawanów na polskich plażach. Widok tysięcy kolorowych płacht rozwieszonych między drewnianymi kijkami wpisał się w krajobraz naszego wybrzeża.
REKLAMA
Oczywiście nieprawdą byłoby twierdzić, że to tylko polski fenomen. W innych krajach, zwłaszcza na południu Europy, zjawisko grodzenia się plażowiczów również występuje. Choć plażowe parawany mają swoje racjonalne uzasadnienie (chronią przed wiatrem), to z ich nadmierną obecnością nad morzem wiąże się szereg trudności.
Parawaning przeszkadza w ruchu i sportowych aktywnościach na plaży (nie da się czerpać pełnymi garściami z urlopu nad pięknym morzem, odcinając się parawanem od jego licznych atutów), utrudnia ratownikom pracę i marnotrawi przestrzeń (grodzenie zbyt dużych terenów). Przede wszystkim jednak zabija ducha wspólnoty.
W jaki sposób? Tworząc sztuczną barierę w komunikacji między plażowiczami. Leżący na ręcznikach za parawanami rzadko siebie widzą, co utrudnia im nawiązywanie nowych znajomości i przechodzenie na TY. Fakt, nie wszyscy chcą poznawać na wczasach nowych ludzi, ale nie ma co zaprzeczać, że i w tym tkwi właśnie wakacyjny urok.
Co można zrobić, aby jeśli nie wyeliminować, to chociaż zmniejszyć rozmiary parawaningu? Jak przy większości problemów, rozwiązania mogą być odgórne i administracyjne albo oddolne i społeczne. Źródłem tych pierwszych jest państwo (samorządy). Natomiast drugie podejmowane są przez prywatne firmy czy niezależne organizacje.
Rozwiązania systemowe mogą sprowadzać się do zakazów i kar za zawłaszczanie plażowej przestrzeni, ale wcale nie muszą. Pojawiają się np. pomysły podzielenia plaży po prostu na dwie części – dla tych, którzy lubią się kryć za parawanami, i dla tych, którzy nie przepadają za odgradzaniem się od reszty.
Swego czasu polskie media informowały o ciekawej akcji edukacyjnej – wydaniu komiksu "Kapitan Parawan" z przygodami superbohatera ratującymi plażowiczów z opresji, w jakie wpędził ich parawaning. Natomiast w Toskanii wybrano pójście na łatwiznę, wprowadzając po prostu kary za "rezerwowanie" miejsc parawanami. Metoda stosowania kija niekoniecznie jest jednak godna naśladowania, bo może zniechęcać do plażowania w ogóle.
O wiele lepiej motywować plażowiczów do zmiany nawyków. Tą drogą poszła m.in. marka Tyskie, która nad polskim morzem zorganizowała pomysłową akcję. Najpierw organizatorzy wysondowali Polaków o ich spostrzeżenia na temat parawanów, a następnie przyszykowali dla nich oryginalną niespodziankę.
Na jednej z plaż odsłonili pop-up bar wraz z nietypową promocją: za oddanie w depozyt parawanu, można było otrzymać zimne piwo do wypicia przy stoliku z innymi "klientami" prowizorycznego pubu. Dzięki temu ludzie na plaży przełamali pierwsze lody i lepiej się poznali, a także zobaczyli, jak fantastycznie prezentuje się morze bez parawanów.
Akcja stanowiła kontynuację wymyślonego przez markę Tyskie eksperymentu społecznego "Przejdźmy na TY". W całej inicjatywie chodzi o coś więcej niż tylko toast i poznanie imienia drugiej osoby" Celem jest przełamywanie barier między Polakami, budowanie mocniejszych więzi społecznych i wzmacnianie solidarnych postaw.
Wprawdzie jeden happening na jednej plaży polskiego wybrzeża od parawaningu nie wybawi, ale puszczona w social media relacja z niego ma już o wiele większą siłę przebicia. Abstrahując od administracyjnych decyzji, najlepsza recepta, by ograniczać morze parawanów, to samemu dawać dobry przykład i w miarę możliwości "zarażać" nim innych.
Artykuł powstał we współpracy z Kompanią Piwowarską