
Trzy litery "ICE" stały się dzisiaj synonimem największej grozy przed deportacją. I nie mówimy tylko o kimś, kto został złapany na granicy w momencie jej przekraczania, ale o ludziach, którzy żyją w USA od kilku czy kilkunastu lat.
"Nie ma obowiązku, aby otworzyć im drzwi lub aby się w ogóle odzywać (...), tylko jeśli mają nakaz rewizji", "Jeśli osoba postanowi rozmawiać z oficerem, to może to zrobić przez drzwi, nie musi drzwi otwierać", "Mamy prawo odmówić pokazania dokumentu tożsamości, który pokazuje kraj naszego urodzenia" – to instrukcje z portalu polonijnego tygodnika Monitor.
"Należy również znać na pamięć numer telefonu kogoś z rodziny lub przyjaciela, aby móc do nich także zadzwonić. Wiele osób ma wpisane numery w swoich komórkach i nie zna ich na pamięć, a komórka będzie nam natychmiast przy aresztowaniu odebrana. Proszę pamiętać, że dla wielu osób aresztowanie przez biuro imigracyjne jest początkiem, a nie końcem procedury imigracyjnej".
"Orange is a new black" pokazuje historie zatrzymanych w brutalny sposób, zwracając uwagę, że osadzone nie mają praktycznie żadnych praw. Nie wiedzą, gdzie się znajdują, nie mogą skontaktować się z najbliższymi, nie mają dostępu do prawników. Są zawieszone w prawniczym czyśćcu – nie są skazane, ale nie są też wolne.
Amerykański ośrodki, w których przetrzymywani są nielegalni imigranci, nie od dziś są na celowniku organizacji praw człowieka. Ale dopiero raporty z ostatnich miesięcy otworzyły wielu ludziom oczy, bo ich wyniki mogą jeżyć włosy na głowie.
Areszty lub ośrodki dla imigrantów i azylantów znajdują się w każdym stanie USA, najwięcej w Teksasie i Kalifornii. Jest ich około 200. Są zarządzane przez władze federalne, stanowe lub prywatne firmy. Są wśród nich nieliczne ośrodki rodzinne.
Trafiam na stronę kancelarii prawnej, która udziela pomocy imigrantom. Sporo miejsca poświęcono tu warunkom w ośrodkach ICE, które nazwano "trudnymi". "Zabiorą ci wiele rzeczy osobistych, otrzymasz łóżko. Strażnicy będą się potem do ciebie zwracać po numerze łóżka lub numerze zielonej karty" - piszą. Potem jest o tym, że nie będziesz mógł swobodnie poruszać się po ośrodku, a strażnicy kilka razy w ciągu dnia będą liczyć osadzonych. Wtedy masz stać przy swoim łóżku. "W czasie liczenia nie możesz mieć odwiedzin. Jeśli spotykasz się z prawnikiem w porze posiłku, potem nie dostaniesz jedzenia" - opisuje kancelaria.
Co chwila amerykańskie media opisują historie zatrzymanych imigrantów. W ostatnich dniach Yazminy Juárez z Gwatemali, której córeczka zmarła po pobycie w takim ośrodku. Kobieta złożyła zeznania przed Kongresem, skarży rząd USA.
Jak długo można przebywać w takim ośrodku? Teoria mówi, że kilka tygodni, kilka miesięcy - średnio od 60 do 90 dni. Jednak praktyka pokazuje co innego. Human Rights First w swoim raporcie opisuje np. historię Namibijczyka, który w ośrodku spędził 3 lata, a także pary Rosjan (8 i 15 miesięcy).