"Send me nudes" - ten angielski zwrot wpisał się już na dobre do młodzieżowego slangu. Nagie zdjęcia od pewnego czasu nie stanowią już tak dużego tematu tabu. Ba, można nawet mówić o tym, że dziewczyny strzelają je sobie coraz częściej. I wcale nie robią tego dla swoich mężczyzn.
Wciąż istnieje jednak przeświadczenie, że robienie sobie rozbieranych zdjęć wiążę się z czymś złym, ordynarnym i niebezpiecznym. W końcu tyle się słyszy o wyciekach nagich fotek gwiazd, a nawet o związanych z tym szantażach.
W ostatnim czasie szerokim echem odbiła się sprawa Belli Thorne, byłej gwiazdki Disney’a. Haker groził aktorce, że opublikuje jej zdjęcia w sieci. Ta jednak postanowiła go wykiwać i sama wrzuciła nudesy do internetu. "To moja decyzja i mi jej nie zabierzesz. Będę spać spokojniej wiedząc, że odzyskałam władzę" – zwróciła się do swojego dręczyciela.
Tu pojawia się jednak pytanie o to, kto w tej sytuacji był tak naprawdę wygranym. Fakt faktem w dzisiejszych czasach wszystkie nasze zdjęcia trafiają do chmury, a internet ponoć nigdy nie zapomina. Ale to nie powstrzymuje ludzi przed robieniem sobie nagich fot przed lustrem. I prawda jest taka, że wcale nie powinno.
Mówi się, że wysyłanie rozbieranych fotek to ryzykowny interes. Jeżeli kogoś kręci robienie tego typu zdjęć, to jest to wyłącznie jego sprawa – nikogo innego nie powinna ona obchodzić.
Jak się okazuje, dziewczyny mają swoje powody, dla których chcą obnażać się przed obiektywem telefonu. Zapytałam parę z nich, dlaczego to robią.
Jestem wtedy piękna
Paulina jest w związku od trzech lat. Rok temu zaproponowała partnerowi, że wyśle mu nagie selfie. Ten od razu się zgodził, ale - jak podkreśla dziewczyna - w ogóle jej do tego nie namawiał. Wręcz przeciwnie. Upewniał się, czy ona na pewno chce to zrobić. – Czułam, że to będzie fajna zabawa – przyznaje.
– Trochę się bałam, ale dało mi to niezłego kopa. Co prawda spodziewałam się reakcji mojego chłopaka (było wielkie wow), ale nie sądziłam, że będzie to dla mnie taki ego boost. Wtedy czułam się naprawdę pięknie – mówi. Potem poszło już z górki.
Dziewczyna nadal robi sobie nagie zdjęcia, najczęściej swoich piersi. Żartuje nawet, że jest od tego nieco uzależniona. – Nie jest to rozrywka dla każdego. Staram się podchodzić do życia z dystansem i to mi pomogło w przełamaniu się – podkreśla.– Wcześniej miałam problemy z zaakceptowaniem swojego wyglądu, ale gdy zobaczyłam, że te zdjęcia potrafią doprowadzić mojego chłopaka do wzwodu… Od tamtej chwili czuję się seksownie.
Dla niej liczy się fakt, że może sprawić radość nie tylko swojemu partnerowi, ale - co najważniejsze - samej sobie.
Pozytywny odbiór
W podobnej sytuacji znalazła się Kalina. – Po raz pierwszy nagie zdjęcie zrobiłam, żeby wysłać je chłopakowi, z którym się spotykałam. Nie nalegał, ale go lubiłam i pomyślałam, że będzie mu miło – mówi.
Jak sama przyznaje, wkręciła się w robienie tych zdjęć. Po pewnym czasie zaczęła podsyłać je nawet swoim koleżankom. – Teraz robię je głównie dla siebie. Kiedy widzę w lustrze, że dobrze wyglądam, to chcę to utrwalić (…) Czasem wrzucam je na Instagram, bo trochę chcę tej uwagi i poprawia mi to samoocenę – przyznaje.
– Im bardziej pozbywam się wstydu, tym bardziej jestem z siebie zadowolona – wyjaśnia Kalina, podkreślając, że jej fotki spotykają się z pozytywnym odbiorem wśród ludzi.
– Czasem się podśmiewają, ale generalnie nie było raczej negatywnych reakcji. Chłopak, z którym się spotykam, cieszy się, że może sobie popatrzeć, a moje koleżanki zawsze mówią mi, że pięknie wyglądam – zaznacza. – Jeśli ktoś naciska, żebym wysłała mu nagie zdjęcia, to ich nie dostanie. To musi wyjść ode mnie.
Kalina nie stresuje się tym, że ktoś może zobaczyć ją nago. – Moim zdaniem ciało to nic strasznego i ważne jest, żeby się z nim oswoić (…) Czasem robię sobie fotki po stosunku, bo wtedy czuję się najbardziej seksownie, ale one są już zwykle tylko do mojego wglądu. Te, które wrzucam albo wysyłam innym, robię bardziej pod kątem estetycznym – tłumaczy.
Potrzebowałam tego
Nie zawsze robienie nagich zdjęć musi się wiązać z wysyłaniem ich swoim partnerom. W przypadku Marty sprawa wyglądała zupełnie inaczej. – Czułam się samotnie i czegoś mi brakowało. Zaczęłam je robić trochę z nudów, trochę z potrzeby zwrócenia na siebie uwagi – przyznaje.
Nigdy nie była w związku, choć umawiała się z niejednym chłopakiem. – Założyłam konta na portalach randkowych i tam pisałam z kilkunastoma mężczyznami. Skończyło się na tym, że w niektórych przypadkach otrzymałam parę dickpiców [zdjęcia penisów]. Wtedy pomyślałam, że w sumie raz się żyje, dlatego też w odpowiedzi wysłałam im fotki moich piersi – mówi, zaznaczając, że zdjęcia nie obejmowały jej twarzy.
– Tego właśnie potrzebowałam. Chciałam poczuć, że mogę się komuś podobać – wyjaśnia Marta.
Robienie sobie nagich fotek było dla niej jedynie epizodem. – Nie żałuję tego. To, że podnosiłam sobie dzięki tym zdjęciom samoocenę, nie jest dla mnie czymś wstydliwym. Wynikało to z mojej ludzkiej potrzeby - dodaje.
Co kto lubi
Krytyków robienia sobie nagich zdjęć nie brakuje. "Ale po co? Potem się dziwią, że ktoś je publikuje. Same się o to proszą" – słyszę często w rozmowach ze znajomymi. W wielu sytuacjach, gdy takie zdjęcia faktycznie zostaną przez kogoś wykradzione, a później wrzucone do sieci, wiele osób zdaje się obwiniać za ten wyciek ofiary, a nie hakerów. No cóż, powinno być na odwrót.
Niestety osoby, które zdecydują się na zrobienie sobie rozbieranej sesji, muszą brać pod uwagę możliwe tego konsekwencje. Bo w sieci nic nie ginie, a takie fotografie często są później wykorzystywane jako narzędzia do slut shamingu.
Prawda jest jednak taka, że w nagich fotkach nie ma niczego złego. Jeżeli komuś one pasują i dzięki nim ten ktoś może poczuć się lepiej, to super. Każdy robi to, co chce i z czym mu dobrze. A nam nic do tego.