Łódzkie, zachodniopomorskie, wielkopolskie, śląskie – prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych dr Jarosław Madowicz jednym tchem wymienia regiony, gdzie problem wydaje się najpoważniejszy. Choć oczywiście nie tylko tam jest kłopot z obsadą karetek. Ambulanse są, ale nie ma komu w nich jeździć.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
System nie działa
"Mapę Problemów w Państwowym Ratownictwie Medycznym" przygotowali administratorzy profilu na Facebooku "To nie z mojej karetki". Na tym profilu zazwyczaj można znaleźć trochę humoru z życia medyków, ale tym razem śmiesznie nie jest. Raczej straszno.
Raz po raz zamieszczane są posty z relacjami pracowników służby zdrowia z różnych części Polski, opisujących kuriozalne sytuacje. A to to, że w całym województwie zachodniopomorskim przez kilka godzin nie działał nr 999, więc dyspozytornię przejęło lubuskie, a karetki dysponowano "na zeszyt" i na telefon. A to to, że padła krakowska dyspozytornia, więc karetki w Krakowie są wysyłane przez dyspozytorów z Łodzi i Warszawy. A to to, że czasem z braku ludzi ratownicy pracują po 72 godziny ciągiem...
TOMASZÓW MAZOWIECKI Województwo łódzkie. W razie braków praktykanci z kierunku lekarskiego bądź ratownictwa wsiadają na zespół "T" (transport - przyp. red.), jeżdżą bez umowy, a z "T" wsiadają na system PRM (ratownictwa medycznego).
ŚWIECIE Czy to prawda, że normą jest, że kierowcy ratownicy jak i ratownicy pracują po 72 godziny w jednym ciągu? Rekordzista 12 dób nie schodził z dyżuru...
GDAŃSK
Jeden z 3 największych szpitali w Gdańsku, Szp. Św. Wojciecha, ma w tej chwili ok. 2000 h nieobsadzonych przez ratowników i pielęgniarki. Praktycznie nie ma dnia, żeby ktoś nie składał wypowiedzenia z pracy.
GDYNIA W Gdyni na SOR-ze brakuje nie tylko lekarzy, ale też ratowników i pielęgniarek, w ten weekend na dyżurze było 5 osób z personelu medycznego, w ciągu kilku ostatnich miesięcy z powodu polityki zarządu zwolniło się ponad 30 ratowników.
fragmenty wpisów z profilu "To nie z mojej karetki"
Głównym powodem problemów jest to, że brakuje rąk do pracy. – Ratownicy medyczni uciekają z zawodu – przyznaje dr Jarosław Madowicz, nie kryjąc, że problem dotyczy wynagrodzeń. Ratownicy zarabiają o wiele mniej niż pielęgniarki, a przecież płace pielęgniarek raczej powszechnej zazdrości nie budzą.
Mówiąc brutalnie – coraz mniej trzyma ratowników w tym zawodzie. Brakuje motywacji.
Na jeden etat się nie da
– Żeby zostać ratownikiem, trzeba skończyć studia, innej ścieżki nie ma. Obecnie trzeba będzie zdać państwowy egzamin. Do tego dochodzi ustawowy obowiązek kształcenia, z którego ratowników rozlicza wojewoda. Trzeba to jednak robić za własne pieniądze i w ramach własnego czasu wolnego. Żadnych urlopów szkoleniowych nie ma – wymienia dr Jarosław Madowicz.
Obecnie uzyskanie zawodu pielęgniarki jest związane z ukończeniem studiów. Ale odpada jej choćby kwestia centralnego egzaminu państwowego czy obowiązku dokształcania, rozliczanego administracyjnie. A wynagrodzenie ma wyższe. Nic więc dziwnego, że wielu ratowników medycznych decyduje się na studia pielęgniarskie. Z rozmów z ratownikami medycznymi wynika, że ich pensje oscylują w okolicach 2,5 tys. zł na rękę. To zmusza ich do podejmowania zatrudnienia ponad normę wynikającą z jednego etatu. Niejednokrotnie w kilku miejscach.
– Gdyby ratownicy medyczni pracowali tylko na jednym etacie system ratownictwa medycznego byłby zagrożony – uważa prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.
Ale nie tylko z ratowników brakuje. W Warszawie na przykład najgorzej jest z obsadą lekarską w tak zwanych "Eskach", czyli karetkach specjalistycznych, gdzie w zespole musi być lekarz. Grafik ratowników jeszcze jakoś udaje się ułożyć, choć z trudem.
Kierowca - 2500 brutto
– Ciągle zmieniają się ustawowe wymagania, jakie musi spełnić kierownik zespołu podstawowego w karetce. Mamy sporo młodych ratowników, ale oni jeszcze nie mogą być kierownikami zespołu – tłumaczy w rozmowie z naTemat Elżbieta Weinzieher z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Warszawie. Zapewnia, że "dramatu nie ma", choć problemów też nie brak. Choćby z kierowcami.
W różnych stacjach pogotowia ratunkowego w kraju różnie rozwiązywana jest kwestia kierowców karetek. Są takie placówki, gdzie właściwie wszyscy kierowcy są jednocześnie ratownikami. Wtedy w podstawowym zespole najczęściej jadą jedynie dwie osoby – jedna za kierownicą, druga z tyłu z pacjentem. Gdy dzieje się coś złego i potrzebna jest druga para rąk, kierowca musi zatrzymać pojazd i pomóc koleżance czy koledze ratownikowi lub pielęgniarce.
W stołecznym pogotowiu są zarówno kierowcy-ratownicy, jak i kierowcy, którzy ratownikami nie są. Mają uprawnienia do kierowania samochodami uprzywilejowanymi, do tego wiele szkoleń, ale pod względem płacowym pogotowie ma im niewiele do zaoferowania. Więc odchodzą.
– Sytuację mamy taką, że system finansowania zespołów ratownictwa medycznego, jeśli chodzi o Opłaty za tak zwaną dobokaretkę, nie zmienił się praktycznie od roku 2012. Kierowcy pogotowia, z ich kwalifikacjami, są w stanie znaleźć znaleźć pracę za znacznie wyższe stawki. A tu podwyżki naprawdę nie ma z czego dać – tłumaczy Elżbieta Weinzieher.
Wyrównanie płac
Ratownicy medyczni liczą na to, że ich wynagrodzenia będą adekwatne do odpowiedzialności jaką ponoszą za ludzkie zdrowie i życie, ale na razie powodów do optymizmu brak. – Przyznam, że jesteśmy zaniepokojeni. Kilka dni temu został opublikowany projekt rozporządzenia wydłużający przekazywanie podwyżek na obecnych zasadach. Niestety, nie został w nim uwzględniony postulat wzrostu wynagrodzenia od nowego roku o 400 zł, aby choć trochę wyrównać różnice płac do zawodu pielęgniarki – ubolewa dr Madowicz.
Jeden z administratorów profilu "To nie z mojej karetki", młody ratownik medyczny, wierzy, że tworzona "mapa problemów" wstrząśnie politykami. Zaprasza też przedstawicieli pozostałych zawodów medycznych do zgłaszania tego, z czym zmagają się na co dzień. – Ratownicy czasem mają jakieś żale do pielęgniarek, pielęgniarki do ratowników. A tu nie o to chodzi. My nie walczymy tylko o siebie. Tu chodzi o cały system – tłumaczy.
A jak nie wstrząsną? – pytam. – To co nam pozostanie. Pewnie kierunek Wielka Brytania – odpowiada ratownik.
Gdy porównamy wynagrodzenie pielęgniarki i ratownika medycznego na tym samym stanowisku w karetce - bo przecież często jeżdżą tym samym ambulansem w zespole - to okazuje się, że płaca pielęgniarki jest często o 1,5 tys. zł wyższa. Uprawnienia mają te same, tę samą ponoszą odpowiedzialność, oboje muszą posiadać takie same uprawnienia, wykonują te same czynności. Nie rozumiem zatem, skąd ta różnica.
My pokazaliśmy, jak to funkcjonuje na poziomie dyspozytorni medycznych, Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych i pogotowia ratunkowego. Tymczasem ratownicy medyczni to niewielka grupa - nas jest ok. 15 tysięcy, pielęgniarek ponad 230 tysięcy, lekarzy ponad 130 tysięcy. Mam nadzieję, że teraz pielęgniarki pokażą, jak to jest u nich - że z oszczędności ordynator np. wprowadził limit 12 par rękawiczek na dobę. Wierzę, że te przykłady wstrząsną, kim trzeba.