"The Boys" to niekonwencjonalny serial o superbohaterach dla osób, którym tradycyjna formuła mocno się przejadła. W produkcji Amazona nie dostajemy wzorowych heroin i herosów, których plakaty powiesimy nad łóżkiem. To przede wszystkim zgraja "superpatusów", którym raczej życzymy rychłej śmierci niż kibicujemy.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Nowe seriale w serwisie Prime Video były dla mnie rozczarowujące. Na pierwszym odcinku "Jacka Ryana" usnąłem, "Zły Omen" porzuciłem po dwóch epizodach, a do "Hanny" jakoś mnie nie jednak ciągnie. Kiedy miałem już wieszać psy na tym amerykańskim producencie i poważnie martwić się o zapowiadany serial w świecie "Władcy pierścieni", trafiła się taka perełka.
Amazon dostał ode mnie ostatnią szansę ze względu na pochlebne opinie w mediach - nie tylko tych tradycyjnych. Kolejną zachętą był komiksowy pierwowzór, który swego czasu zrobił furorę w fandomie. Oba elementy nie zawsze są bezwzględnym wyznacznikiem dobrej produkcji, ale akurat w tym przypadku to się sprawdziło.
Superbohaterowie jak celebryci
Pomysł pokazania "na poważnie" ludzkiej strony nadludzi, wraz z ich słabościami i mrocznymi zakamarkami duszy, nie jest niczym nowym. Widzieliśmy to już w m. in. "Watchmenach" (i jesienią zobaczymy ponownie) oraz "Sin City". W "The Boys" ten koncept wyszedł nad wyraz realistycznie i chyba najbardziej prawdopodobnie.
Kiedy człowiek zdobywa władzę, zwykle odbija mu palma (patrz: politycy). A co dopiero, kiedy wejdzie w posiadanie supermocy. Ten eksperyment myślowy przeprowadzają twórcy serialu, a widoczny na ekranie efekt bardzo do mnie przemawia. Jestem bardziej skłonny uwierzyć w to, że człowiek z niewyobrażalną siłą lub prędkością, nie będzie altruistą czyniącym dobro, ale robił co mu się żywnie podoba, ujawniając swą prawdziwą naturę. Nasze niedoskonałości wcale nie są wadami, lecz trzymają ten świat w ryzach.
Superbohaterowie "The Boys" są zepsutymi parodiami ikonicznych postaci popkultury z Supermanem, Kapitanem Ameryką, Wonder Woman, Aquamanem czy Flashem na czele. W serialowym świecie są celebrytami na usługach wielkiej korporacji. Czasem pomagają ludziom, ale głównie zarabiają kasę i tworzą filmowe uniwersum (satyryczny aspekt na franczyzę Marvela jest tu bardzo widoczny). I od samego początku wiemy, że to tylko pozory, bo coś jest z nimi nie tak. Porządne wyjątki można policzyć na palcach jednej dłoni.
Brutalna groteska
"The Boys" jest nierówny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Porusza wiele ważnych i aktualnych tematów jak molestowanie w pracy, gwałty, nietolerancja dla inności, fanatyzm religijny, terroryzm, no i rzecz jasna kapitalizm. Niektóre sceny są w nim naprawdę mocne i dołujące. Inne ostro groteskowe jak przemowa inspirowana biografią Spice Girls, używanie niemowlaka z laserowymi oczami jako broni, czy miażdżenie czaszki... waginą.
Jedna ze scen była tak przegięta, że usunięto ją przed premierą. Tak, to serial zdecydowanie dla dojrzałego i wyrobionego widza. Nie każdemu się spodoba. I nie chodzi tu tylko o krew i flaki, ale i absurdalny klimat. Rzecz jasna nie jest to serial zgoła ponury, bo komediowych momentów w nim nie brakuje. Podobnie jak i easter eggów - na ekranie widzimy np. Haleya Osmenta z "Szóstego zmysłu", który tu też ma pewną moc.
A skoro przy aktorach jesteśmy, to obsada "The Boys" naprawdę się udała. Zwłaszcza, że bohaterowie serialu to dość złożone postacie. Antony Starr w roli Ojczyznosława jest tak doskonały, że jego postać budzi odrazę podobną do tej jaką wielu z nas darzyło Joffreya (Jack Gleeson) z "Gry o tron". Billy Rzeźnik grany przez Karla Urbana, to hipnotyzujący mroczny mściciel z brytyjskim akcentem. Z kolei Jack Quaid, czyli Hughie, jest tak nijaki, że świetny. Na brawa zasługują też kreacje Elisabeth Shue (Madelyn Stillwell) i Erin Moriarty (Gwiezdna). Są jak ogień i woda.
Z głośników przebija się też świetny i eklektyczny soundtrack. Oprócz wspomnianego Spice Girls, R.EM. czy Thin Lizzy, na playliście znajdziemy też sporo klasycznego punk rocka m.in. The Clash, The Damned i Iggy'ego Popa, a Hughie cały czas zakłada koszulki kultowych kapel. To już dość wyświechtany motyw, ale do postaci nerda pasuje idealnie.
Gratka dla antyfanów i fanów Marvela
Konstrukcja scenariusza serialu wyłamuje się schematom. Tytułowe "Chłopaki" to grupka zwykłych ludzi, która chce ujawnić prawdę o gloryfikowanych superbohaterach i doprowadzić do ich upadku. Osobiste pobudki idą w parze z troską o dalsze losy ludzkości - mamy więc zupełnie odwrócenie typowej fabuły. Na taką zabawę formą czekałem od dawna.
Jeśli do tego doliczymy niespodziewane zwroty akcji oraz systematycznie odkrywane tajemnice i retrospekcje, przebrniemy przez dłużyzny, to dostajemy wciągający serial idealny na maraton (ma 8 odcinków, ale Amazon już zamówił 2. sezon) Jeśli jeszcze nie wykorzystaliście darmowego okresu próbnego na Prime Video, to teraz macie doskonałą okazję, by to zrobić.