Łukasz Piebiak nie pierwszy raz trafia w centrum uwagi, ale tym razem wobec wiceministra wyciągnięto poważne zarzuty. Przy okazji najnowszej afery ujawniono kilka kluczowych informacji. Przedstawiamy trzy najbardziej szokujące wątki z prawą ręką Zbigniewa Ziobry w roli głównej.
Zorganizowany hejt wobec sędziów, którzy sprzeciwiają się wdrażanym przez PiS zmianom w wymiarze sprawiedliwości - to główny zarzut pod adresem Łukasza Piebiaka, o którym w swoim tekście na łamach Onetu pisze Magdalena Gałczyńska. Wiceminister miał też osobiście aranżować i kontrolować akcję, mającą na celu skompromitowanie szefa największego sędziowskiego Stowarzyszenia "Iustitia".
W całej historii pojawia się kobieta o imieniu Emilia, niezatrudniona w resorcie, ale mająca odgrywać kluczową rolę. To ona rzekomo pośredniczyła między ministerstwem a mediami sprzyjającymi PiS. Według Onetu, materiały kompromitujące sędziów miała także wrzucać do sieci.
Te wątki obciążają wiceministra, ale przy okazji ujawniono inne fakty, które mogą świadczyć m.in. o patologii w Ministerstwie Sprawiedliwości. Oto najbardziej szokujące wątki, które wyszły na jaw w kontekście afery z zastępcą Zbigniewa Ziobry.
1. Pas transmisyjny między ministerstwem a TVP
Z tekstu Onetu wynika, że współpraca między Łukaszem Piebiakiem a wspomnianą już Emilią układała się świetnie. I nie ograniczała się do sprawy dyskredytowania prof. Krystiana Markiewicza, szefa "Iustitii". Wspólnie przygotowywali także atak medialny w TVP na sędziego Piotra Gąciarka z warszawskiego oddziału "Iustitii".
Wiceminister wiedział, że Emilia robi wszystko, by tematem prywatnego życia sędziego zainteresować prawicowe media. W maju 2018 r. w programie "Alarm" w TVP wyemitowano materiał o poznanej przez sędziego Gąciarka w internecie Poli F.
To prywatna historia sędziego – podobno nigdy nie spotkał się z kobietą osobiście, ale miał pożyczyć jej pieniądze. Kiedy ta zakończyła znajomość, sędzia zażądał zwrotu pożyczki, jednak bez skutku. Gąciarek zawiadomił prokuraturę, a sprawa trafiła do sądu, który skazał kobietę za wyłudzenie.
Tyle że program w TVP nie pokazywał prawdy, bowiem kobietę przedstawiono jako ofiarę sędziego, który miał wykorzystać swoją pozycję zawodową i znajomości do skazania Poli F.
Zaraz po emisji programu w TVP Emilia zapytała wiceministra Piebiaka o jego wrażenia. Napisał do niej, że było "super". O czym to świadczy? To idealny przykład, jak zadziałała droga komunikacji między resortem Ziobry a telewizją kierowaną przez Jacka Kurskiego. Nie było problemem wyemitowanie w TVP programu w celu skompromitowania sędziego.
2. Przekazywanie prywatnych informacji o sędziach
Kilku urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości poprzez udostępnianie wrażliwych informacji z życia prywatnego mogło zaszkodzić co najmniej 20 sędziom. Emilia rozesłała tysiące maili i listów z plotkami na temat szefa "Iustitii".
Jeden z nich trafił nawet pocztą do samego prof. Markiewicza. Skąd miała adres? Dostała go od... wiceministra Piebiaka. Polityk bez oporów przekazał kobiecie także dane kontaktowe sędziów z warszawskiego oddziału "Iustitii". Tak wynika z korespondencji ujawnionej przez Onet.
3. Obietnica bezkarności, bo "za czynienie dobra nie wsadzamy"
|Ten wątek niektórych komentatorów bulwersuje najbardziej. Wiceminister Piebiak de facto sam zaaprobował plan dyskredytowania prof. Markiewicza, a jego argumentacja w tej sprawie była porażająca.
Chodzi o te fragmenty rozmowy Emilii z Piebiakiem, gdzie kobieta zastanawiała się nad konsekwencjami – także prawnymi – tego, co robi. "Za rezultat nie ręczę ale postaram się. Mam nadzieję, że mnie nie wsadzą" – pisała.
Co na to wiceminister? Odpisał jej krótko, ale wymownie: "Za czynienie dobra nie wsadzamy". To jasno wskazuje na to, że zastępca Ziobry ustawia się ponad prawem i ponad wyrokami sądów.