Szymon Sokół zapewnia, że został niewinnie skazany za kradzież.... za 7 zł i 98 gr. Choć w momencie, kiedy grupa kibiców na stacji niedaleko Żnina postanowiła wziąć kilka produktów i za nie nie zapłacić, on robił zakupy w osiedlowym sklepie, od ponad roku stara się udowodnić swoją niewinność, bo w trakcie kradzieży był ponad 300 km dalej.
Zdarzenie na stacji
Sprawa, choć Szymon Sokół w niej skazany dowie się o tym dopiero kilka miesięcy później, zaczęła się w kwietniu 2018 roku. To właśnie wtedy wracająca z meczu grupa kibiców okradła jedną ze stacji benzynowych niedaleko Żnina. Większość z nich to mieszkańcy Olsztyna i Grudziądza.
Szymon Sokół do tej historii dołącza latem tego samego roku, choć jeszcze nie do końca świadom jej wagi. Mężczyzna mieszka w Warszawie, ale zameldowany jest w swoim rodzinnym domu w Solcu Kujawskim, dlatego to właśnie tam zjawiają się czterej bydgoscy policjanci, którzy go poszukują.
– Przyjechali opancerzonym radiowozem. Moja mama wpuściła ich do domu dopiero, jak lokalni funkcjonariusze z naszego miasta potwierdzili autentyczność tych z Bydgoszczy. Była czujna, bo jednak takie wizyty wcześniej nigdy się u nas nie zdarzały – opowiada Szymon Sokół.
Ponieważ go tam nie zastają, zaczynają wypytywać o niego jego mamę. Chcą wiedzieć przede wszystkim, czy Szymon jest w jakikolwiek sposób powiązany ze środowiskiem piłkarskim czy kibicowskim. Jego mama zaprzecza, ostatni raz na meczu byli całą rodziną na półfinale Euro 2012.
Jednocześnie funkcjonariusze nie informują kobiety, czego tak naprawdę dotyczy ich wizyta. Udaje jej się wyciągnąć od nich jedynie szczątkowe informacje. Chodzi o zdarzenie na stacji benzynowej.
– Nigdy tam nie byłem. Nie jestem kierowcą, nie jestem kibicem i nie interesuję się polską ligą, więc to jest jakaś fatalna pomyłka. Sądzę, że przez to, że często noszę krótką fryzurę może w jakiś sposób na rozmazanym monitoringu wzięto mnie za kogoś innego – mówi w rozmowie z naTemat Szymon Sokół.
Pierwsza myśl bohatera tej opowieści: to na pewno pomyłka. Nie jest jednak już taki pewien tego, że wszystko za chwilę uda się wyjaśnić, gdy okazuje się, że policjanci, którzy odwiedzili jego dom, pracują w wydziale antynarkotykowym. Zaczęło robić się poważnie.
Chętny do wyjaśnienia
Szymon Sokół postanawia dowiedzieć się, dlaczego funkcjonariusze złożyli w jego domu wizytę. Chce wyjaśnić nieporozumienie, bo sprawa nie daje mu spokoju. Wiele osób, w tym znajomi policjanci, uspokaja go jednak, że nic nie musi robić, bo jeśli będzie trzeba, śledczy sami się z nim skontaktują.
– Wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Miałem wrażenie, że jestem jedyną osobą, której zależy na wyjaśnieniu tej sytuacji. Nie było mnie na tej stacji, więc sam próbowałem kontaktować się z policjantami. Kiedy jednak usłyszałem na komendzie w Żninie, że mogę spać spokojnie, bo to najprawdopodobniej było błędne rozpoznanie, dałem sobie spokój. Teraz wiem, że trzeba było chyba bardziej naciskać – przyznaje Szymon i dodaje, że za każdym razem, gdy przyjeżdżał do domu, uprzedzał o tym policjantów, na wszelki wypadek, gdyby chcieli go przesłuchać.
To uspokaja naszego rozmówcę. Nadal nie wie jednak, jak doszło doszło do jego rozpoznania, kto wskazał go jako sprawcę kradzieży. Spokój burzy jednak telefon z posterunku w Solcu Kujawskim. Jest luty. Policjant informuje go, że jednak musi złożyć zeznania. Szymon myśli, że to pewnie już ostatni etap tej opowieści i zaraz zapomni o tym absurdzie. A jednak nie...
Kilka tygodni później w celu złożenia zeznań pojawia się w komisariacie na warszawskim Wilanowie (sam zresztą zaproponował takie rozwiązanie), gdzie dowiaduje się, że jest jednym z podejrzanych w sprawie.
Kolejny raz wyjaśnia, że to pomyłka, kolejny raz mówi, że nigdy nie było go w tamtym miejscu, na tamtej stacji. Ma przecież dowody, rachunki z tamtego dnia, które potwierdzają, że zakupy robił w Warszawie.
W tym momencie dowiaduje się też, o co właściwie się go podejrzewa... Jest podejrzany o kradzież artykułów spożywczych na kwotę siedmiu złotych i dziewięćdziesięciu groszy!
O to, na jakiej podstawie Szymon Sokół został wytypowany jako sprawca kradzieży, zapytaliśmy w Komendzie Powiatowej Policji w Żninie. Z przesłanej odpowiedzi dowiadujemy się, że sprawę kradzieży na stacji w Łaziskach prowadził Komisariat Policji w Janowcu Wielkopolskim, a mężczyznę dzięki monitoringowi rozpoznali policjanci.
Decyzja sądu
Na wszelki wypadek mężczyzna wysyła jeszcze jednego maila z wyjaśnieniami, do którego dołącza dowody potwierdzające, że był wtedy w zupełnie innym miejscu. Musi czekać na decyzję sądu. W końcu jest, ale list polecony trzeba odebrać z poczty w Solcu Kujawskim.
– To był najgorszy moment tej historii. Wsiadłem o 6 rano w Warszawie w pociąg, żeby o 9:50 wysiąść w Solcu Kujawskim. Poszedłem na pocztę odebrać list z sądu i naprawdę spodziewałem się, że będzie to jakieś umorzenie lub jakakolwiek informacja, że już jest po sprawie. Otworzyłem kopertę przy okienku, zobaczyłem, że jestem winny… Wtedy zrobiło mi się gorąco – mówi Szymon.
– Ta liczba to taki trochę smutno-ironiczny symbol całego zamieszania, w które zostałem wplątany i jakości działania naszego państwa. Ciężko uwierzyć, że ściganie niewinnej osoby po kilku województwach ciągnie się już od kilkunastu miesięcy, więc od ponad roku walczę o dobre imię, które wyceniono na równowartość dwóch batonów – komentuje nasz rozmówca.
Mężczyzna jedno wie na pewno, musi się odwołać od wyroku nakazowego. Na złożenie sprzeciwu ma siedem dni. Wyrok nakazowy wydawany jest na jednoosobowym posiedzeniu bez udziału stron. Sąd może go wydać w przypadku prostych spraw, jeśli wina nie budzi wątpliwości, w których orzeka się o grzywnie lub o ograniczeniu wolności.
Wyrok nakazowy jest więc określany jako propozycja kary. Bez sprzeciwu wyrok się uprawomocnia. – Błędem było to, że usunąłem kiedyś całe archiwum z Facebooka, więc było mi trudno odtworzyć tamten dzień. Poprosiłem jednak znajomych, aby oni przejrzeli swojego Messengera i dzięki temu wiedziałem, co robiłem w ten kwietniowy weekend i z kim się widziałem – wspomina Szymon.
Szymon Sokół znajduje świadków, którzy potwierdzą, że wtedy kiedy grupa kibiców kradła na stacji, on był w stolicy. Jeszcze raz opisuje całą historię i dołącza dowody. I w tym miejscu sprawa jak na razie się zatrzymuje. Od napisania odwołania mijają trzy miesiące.
W piśmie, które otrzymaliśmy z Sądu Rejonowego w Żninie czytamy: "Z uwagi na długotrwałą nieobecność sędziego i niewystarczającą obsadę kadry orzeczniczej (pozostało 3 sędziów) sprzeciw nie został jeszcze rozpatrzony".
– Jestem idealistą, więc zawsze wierzyłem, że jak ktoś jest niewinny, to nie jest możliwe, że zostanie skazany. Natomiast to zachwiało moje poczucie sprawiedliwości i wiary w to państwo. Często się słyszy, że mamy państwo tekturowe, czy nawet gorsze epitety się słyszy, i ja niestety trochę się przyłączam do tego chóru bo przekonałem się o tym na własnej skórze. Jestem w coś wplątany, tłumaczę to przez rok i nadal nie jest to wyjaśnione. Mam wrażenie, że nikt się nad tym nie pochylił – komentuje.
Komisariat Policji w Janowcu Wielkopolskim prowadził czynności wyjaśniające za RSOW 204/17 dotyczące kradzieży na stacji paliw PKN Orlen w Łaziskach gmina Rogowo artykułów spożywczych przez grupę osób w dniu 23 kwietnia 2018r. około godziny 21.18.
W trakcie tych czynności ustalono iż jeden ze sprawców kradzieży jest pan Szymon Sokół ( w/w rozpoznali z monitoringu policjanci). Pan Szymon został przesłuchany w charakterze osoby co do której istnieje uzasadniona podstawa do sporządzenia przeciwko niej wniosku o ukaranie. Do sprawy w/w dołączył własną dokumentację. Policjant prowadzący czynności wyjaśniające skierował wniosek o ukaranie do Sądu Rejonowego w Żninie II Wydział Karny ul. Plac Wolności 17 88-400 Żnin celem rozpatrzenia sprawy w postępowaniu zwyczajnym.
Sąd po zaznajomieniu się z aktami sprawy wydał wyrok nakazowy w którym orzekł obwinionego Szymona Sokół winnym popełnienia czynu zarzucanego mu we wniosku o ukaranie i wymierzył karę grzywny w kwocie 500 zł oraz zobowiązał obwinionego do naprawienia szkody.