"Młode wilki" Mateusza Morawieckiego mogły liczyć tylko na odległe miejsca na listach Prawa i Sprawiedliwości. Jak podaje Gazeta.pl, premier postawił na konkretne osoby ze swojego otoczenia, ale nie dostały one wielkich szans na to, by dostać się do Sejmu.
Na co dzień może nie słychać o nich wszystkich, ale faktem jest, że to najbliżsi współpracownicy Mateusza Morawieckiego. Ludzie premiera będą startować w wyborach parlamentarnych, jednak jak się okazuje, zostały dla nich same odległe miejsca na listach PiS.
Gazeta.pl wylicza, że na pierwszym planie znalazł się Michał Dworczyk. Szef KPRM będzie liderem listy PiS w Wałbrzychu, ale nie jest on uzależniony od szefa rządu i zbudował sobie własną pozycję w partii Jarosława Kaczyńskiego. Zaciąg Morawieckiego do polityki na tak wysokie miejsca nie mógł już liczyć.
Dla przykładu, wiceminister w resorcie inwestycji i rozwoju Anna Gembicka, będzie numerem 6 w Toruniu. To i tak nieźle w porównaniu do warszawskiej radnej Olgi Semeniuk, która dostała 12. miejsce w stolicy. Bartłomiej Orzeł, jeden z asystentów szefa rządu, jest dopiero numerem 20 w Kielcach.
Numerem 18 na Lubelszczyźnie został Piotr Patkowski, wywodzący się ze Stowarzyszenia Studentów dla Rzeczpospolitej. Z kolei Paweł Jabłoński z Departamentu Koordynacji Projektów Międzynarodowych KPRM, zajmuje nieco lepsze miejsce numer 10 w Katowicach. To okręg, w którym liderem listy jest sam Morawiecki.
Miejsca na listach, które dostali ludzie premiera pokazują, jaką pozycję w PiS ma faktycznie Morawiecki. Nic dziwnego, że szef rządu musi uciekać się do różnych zagrywek, by podbudować swoją reputację. Stąd być może "ostre" granie tematem reparacji wojennych, o których mówił ostatnio w wywiadzie dla niemieckich mediów.