Kamil Sipowicz uważa, że "gdyby chciano wsadzać wszystkich tych, którzy używają konopi indyjskich, to powinno się w Polsce zamknąć 90 procent znanych artystów". Czy w kraju, w którym handel narkotykami jest zabroniony, naprawdę większość artystów ich używa?
Nie tylko Kamil Sipowicz stwierdził na antenie "Superstacji", że środowisko artystów pali marihuanę. Muniek Staszczyk, lider zespołu T-Love powiedział niedawno, że nie zna nikogo, kto nie zapaliłby trawy. Sprawy Kory – czy też "Olgi J." – sprawiła, że powróciła dyskusja o używaniu narkotyków.
O tym, czy rzeczywiście większość artystów używa narkotyków, opowiada nam Maciej Piasecki, dziennikarz muzyczny i menadżer artystów.
Pali pan marihuanę?
Maciej Piasecki: Zdarza mi się.
Często?
Raczej nie. Traktuję to jak okazjonalne picie piwa. Zazwyczaj w domu ze znajomymi, bo w Polsce nie można zapalić jak człowiek w knajpie.
Czy zgadza się pan z tezą Kamila Sipowicza, że gdyby ktoś chciał wyłapać wszystkich palących, należałoby wsadzić 90 procent polskich artystów?
Myślę, że gdyby ktoś chciał wsadzić wszystkich palących, trzeba by zamknąć 40 procent gimnazjalistów, gdybyśmy wzięli pod uwagę tych którzy zapalili co najmniej raz.
Ale czy artyści palą częściej niż reszta społeczeństwa?
Pali wielu muzyków, wielu informatyków i pracowników sklepów. Ludzie traktują skręty jak piwo. To nie jest tak, że każdy kto zapalił stanie się narkomanem. Artyści chcą się w ten sposób wyluzować, palą choćby przed koncertem. Ale wyobrażenie, że siedzą ciągle w oparach marihuany jest mitem.
Czy w takim razie Kamil Sipowicz się myli lub przesadza?
Liczba, którą podał Sipowicz, to oczywiście orientacyjna dana. Rzeczywiście, wydaje mi się, że wszyscy muzycy których znam, swego czasu zapalili trawę. Może bierze się to stąd, że artyści są skłonni do eksperymentowania i próbowania różnych rzeczy. Ale dostęp do narkotyków jest powszechny, żadna grupa społeczna nie ma z tym problemu. Muzycy traktują je tak samo jak wszyscy inni. Palimy dżointa tak samo jak, pijemy piwo.
To nieco inna rzeczywistość niż zdają się widzieć rządzący. Narkotyki są zakazane...
W tym momencie polskie prawo nie nadąża za realiami. Rządzący udają, że żyjemy w kraju w którym nie ma narkotyków. Jest przecież zupełnie inaczej. Wszyscy wiedzą, że połowa ich znajomych pali i nikt z tym nic nie robi. Przez taką postawę traci się szacunek do prawa.
Czy w środowisku artystów, muzyków, mówi się otwarcie o narkotykach? Czy jest raczej palenie po kątach.
Nikt nie chowa się po melinach. Nie jest jednak tak, że ktoś się chwali tym że bierze narkotyki, że jest wyzwolony itd. Tak było w latach sześćdziesiątych, kiedy mówiło się o docieraniu do wyższych stanów świadomości dzięki używkom. Późniejsze lata pokazały, że narkotyki wcale nie są takie super.
Czy częstotliwość palenia jest w jakiś sposób powiązana z typem muzyki? Czy jazz-mena sięgają równie często po dżointa co hiphopowiec?
Jazzmeni owszem, sięgają po jointy. Nie wiem, jak jest z tym pośród metalowców, bo oni dużą wagę przykładają do czystości ducha itd. Być może rzeczywiście hip-hop czy reggae mocniej odwołuje się do symbolu palenia marihuany. Nie oznacza to jednak, że rockendrolowcy nie palą. Muzyka elektroniczna zaś kojarzy się zdecydowanie bardziej z narkotykami chemicznymi, takimi jak choćby amfetamina.
Czy Kora-gate coś zmieni w sprawie postrzegania narkotyków i osób po nie sięgających?
Jak zawsze w takich sytuacjach, więcej się teraz mówi o tym. Okazuje się, że jednak nie żyjemy w kraju wolnym od narkotyków. Są i mają się dobrze. Ci którzy po nie sięgają to zwykli ludzie, a nie narkomani z dworca ZOO.