Nie widzieli papierowego biletu lotniczego, nie potrafią skorzystać z tradycyjnej encyklopedii, a kraje sąsiadujące kojarzą bardziej po sympatiach społecznych i możliwościach zatrudnienia. Nic dziwnego, że nauczyciele z wieloletnim stażem nie rozumieją młodzieży. Dzielą ich nie tylko lata, ale i epoka rozwoju technologii.
Dla współczesnych dzieci i młodzieży świat kręci się wokół internetu i technologii. Pokolenie internetowców znalazło już swoje określenie w biznesie "pokolenie Y", gdzie pracodawcy pogodzili się z faktem, że muszą całkowicie zmienić swoje nastawienie i sposób funkcjonowania firm, żeby się jakoś dostosować do młodej generacji pracowników.
Podobnych zmian potrzebuje polskie szkolnictwo. Młodzież widzi świat zupełnie inaczej niż nauczyciele, dlatego coraz trudniej im się dogadać. Amerykanie wydali właśnie kolejną wersję poradnika dla pedagogów, który ma im pomóc zrozumieć amerykańską młodzież. Czy podobny przydałby się polskim nauczycielom?
Dzieci sieci
Młodzież, która dorastała w świecie powszechnego obrazu, wizualizacji, ma problemy z wyobraźnią. Urodzeni w latach 80. nie mieli kłopotów z organizacją zabawy z wykorzystaniem jedynie kija i kamieni. Urodzeni w latach 90. takie trudności już mają. Zwrot "wyobraźcie sobie" czy "użyj wyobraźni" odchodzi do lamusa.
– Nauczycielom jest bardzo trudno zrozumieć młodzież, bo ten świat za szybko leci. My dorośli za młodymi nie nadążamy. Te wszystkie nowinki technologiczne pojawiają się błyskawicznie. Ale największym problemem jest to, że uwalniają młodzież i nas też od myślenia i kreatywności. Kiedyś numer telefonu trzeba było zapamiętać, dziś jest w "kontaktach", tak samo z trasą podróży. Dawniej mieliśmy ją w głowie, dziś jest GPS – mówi w rozmowie z naTemat Anna Krasowska, pedagog w liceum ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Warszawie.
Nie ma w google, nie ma w ogóle
Nawet najbardziej zatwardziali wrogowie internetu wśród nauczycieli zaakceptowali fakt, że jest on pierwszym i przeważnie jedynym źródłem informacji dla młodych. Uczniowie nie wyszukują już treści w encyklopediach. Z podręczników większość z nich korzysta tylko w szkole. Mało kto oddaje jeszcze ręcznie pisane wypracowania, bo po pierwsze na klawiaturze piszą szybciej, a po drugie to do takiego pisania przyzwyczaili się od dziecka.
Ze znajomymi umawiają się przez internet, rozmawiają z nimi na portalach społecznościowych, i to tam właściwie się spotykają. Kiedyś spędzali godziny przed telewizorem, dziś robią to samo w sieci. Tam oglądają filmy, czytają gazety, słuchają muzyki.
– Młodzież bardzo lubi internet, tak jak polubiła telewizję w latach 50. Jest takie powiedzenie: "Nie ma w google, nie ma w ogóle". Nam, nauczycielom i pedagogom jest bardzo trudno zrozumieć, że młodzi nie ma już potrzeby zapamiętywania. A nie muszą zapamiętywać, bo wszystko jest pod ręką – uważa Anna Krasowska.
Inne czasy
To właśnie tempo zmian technologicznych, które dokonały się w ostatnich latach, jest największym problemem dla nauczycieli. Te różnice można zaobserwować, jeśli ma się o kilka lat młodsze rodzeństwo. Ludzie wychowani w tym samym domu, przez tych samych rodziców, w tym samym środowisku mają całkowicie różne spojrzenie na świat.
Młodzi nie wysyłają kartek pocztowych ani listów. Niektórzy z nich nigdy ich nawet nie napisali. Pocztę kojarzą jedynie z mglistego dzieciństwa, kiedy szli z awizo odebrać paczkę pocztową. Nie wywołują zdjęć, i z wielką delikatnością oglądają odbitki ze swojego dzieciństwa, jako coś naprawdę odległego.
Mówią zupełnie innym językiem, bo jego rozwój odbywa się teraz w sieci. Bazuje na zapożyczeniach, skrótach myślowych. Ci, którzy z siecią żyją w "chłodnych" relacjach, nie mają szansy za tym nadążyć. W tym gąszczu gubią się właśnie nauczyciele. Szczególnie ci, z latami pracy na koncie, uważani za doświadczonych i świetnych pedagogów.
Anna Krasowska z liceum ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika podkreśla jednak, że to nie jest tak, że nauczyciele tego nie rozumieją. – Po prostu jest nam ciężko nadążyć. Świat zmienił się nie do poznania. I dla dorosłych i dla młodzieży. Uczniowie nie mogą np. zrozumieć, dlaczego Lech Wałęsa nie mógł się w Stoczni Gdańskiej skontaktować z żoną po prostu przez komórkę – mówi Anna Krasowska.
Jak za nimi nadążyć
I wynika to z ich ignorancji. Świat, w którym dorastali jest zupełnie inny. Jadąc w podróż nie korzystają z drukowanych przewodników, tylko laptopów i tabletów. Nawet nie wiedzą, że można inaczej.
Uczniowie coraz rzadziej czytają książki. Większość lektur znają z ekranizacji telefonicznych. Dopóki nie zobaczą obrazu, mają kłopoty z przyswojeniem treści. Młodzież ma kłopoty z kojarzeniem faktów, jeśli nie podpiera się internetem, bo w ten sposób są wychowani. Nie są głupsi. Są inni, są lepsi w tym, w czym starsi ich nigdy nie pokonają. Błyskawicznie poruszają się po klawiaturze, dokonują opłat przez internet, rezerwują bilety, robią zakupy i sprawdzają wiadomości czy pogodę. A wszystko w kilka minut.
Zdaniem Krasowskiej najważniejsze jest, żeby starsi nie zamykali się na młodszych i odwrotnie.
– Nie możemy się oceniać. Potrzebne jest zrozumienie i szacunek. Młodszemu pokoleniu brakuje umiejętności słuchania. Trzeba tę umiejętność u nich wyrobić. Tak, żeby kiedyś było inaczej. Naukowcy dowiedli, że dzieci, które nie czytają książek są pozbawione empatii, nie potrafią zrozumieć innych ludzi. Dlatego młodzież ma problemy z pracą w grupie, nie potrafią się porozumiewać na żywo, nie potrafią aktywnie słuchać. W internecie idzie im to zdecydowanie łatwiej, ale w realnym świecie nie wiedzą jak się dogadać – podkreśla pedagog. – Za 10-15 lat ktoś, kto będzie potrafił tego uczyć, będzie naprawdę dobrze zarabiał – dodaje.