Wszyscy wiedzieli, że w licach będzie ścisk. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że aż taki. Alarmowano, że klasy będą pękać w szwach, że trzeba dostawiać dodatkowe ławki, że będzie po 36 uczniów, ba, w ogóle trzeba będzie robić miejsce na dodatkowe sale. Ale mało kto myślał wtedy o korytarzach. A tu w niektórych szkołach widać jakiś armagedon. Zdjęcia ze szkół krążą w sieci. I przerażają, że takie warunki reforma PiS zafundowała naszym dzieciom.
Minister Dariusz Piontkowski, który tak bardzo przekonuje, że żadnych problemów w szkołach nie ma, powinien odwiedzić któreś liceum w czasie przerwy. Najlepiej nie jedno, a co najmniej kilka. W całej Polsce, nie tylko w bastionach PiS takich jak Wysokie Mazowieckie, gdzie inaugurował rok szkolny.
Bo w czasie przerwy najbardziej gołym okiem widać skutki podwójnego rocznika w szkołach – odczuwanych nie tylko przez te roczniki, ale przez całą uczniowską i nauczycielską rzeszę. I bardzo niebezpiecznych.
"Trzeba się przeciskać"
– Co pani powiem. Na korytarzach jest tłum. Jeżeli mam dwa razy więcej klas niż dotychczas, to proszę sobie wyobrazić skalę zmiany. Wymiary szkoły są takie same, jak były. Budynek się nie zmienił. A dzieci jest dwa razy więcej – mówi dyrektorka jednego z warszawskich liceów.
Jak ocenia sytuację na korytarzach w swojej szkole? – U nas przejść się da, ale trzeba się przeciskać. Jak stanie pani na korytarzu i spojrzy przed siebie, to korytarza do końca nie widać. Tylu jest uczniów – odpowiada.
Czy o to chodziło w tej reformie? Żeby cofnąć się X lat wstecz, upchnąć wszystkich jak sardynki i zafundować dzieciakom taką edukacyjną drogę w dorosłość? "Matko kochana!" – zareagowała jedna z internautek, widząc relację z przerwy w jednym z LO.
"Niech tylko wybuchnie panika"
W sieci krążą zdjęcia szkolnych korytarzy. Nagranie ze słupskiego liceum stało się już hitem mediów społecznościowych. Ścisk na korytarzu jest taki, że uczniowie czekają na schodach, żeby zejść na dół. Uczeń na uczniu.
"Niech tylko wybuchnie panika, że o pożarze nie wspomnę... kto za to będzie odpowiadał?", "Wyobraźcie sobie pożar albo panikę", "Masakra, oby tylko nie doszło tam do jakiegoś nieszczęścia", "Takie filmy trzeba wysyłać do ministerstwa" – reagują oburzeni dorośli.
Jeden z rodziców pisze pod nagraniem: "U mojej córki w nowej szkole tak samo:( Kilka razy już w ciągu pierwszych dni została niemal zepchnięta ze schodów przez przemieszczający się na przerwach tłum".
Pokazałam znajomym licealistkom jedno zdjęcie. Obie z Warszawy. Reakcja pierwszej: – U nas jest tak samo! Przejść się nie da. Jest ścisk.
Druga: – U mnie zależy kiedy. Ale na przykład dzisiaj jak schodziłam po schodach to był tłum, a inni czekali, żeby wejść na górę. Ale na piętrze nie było tak źle.
W sieci znajdziemy wiele podobnych komentarzy. Mówią same za siebie. "Na korytarzach tłoczno, przez 5 minut szłam z końca korytarza do schodów i akurat się skończyła przerwa, wiec szybko biegiem na lekcje" – pisze młoda osoba na Twitterze.
Choć oczywiście na pewno sytuacja nie wszędzie wygląda tak samo i są szkoły, które takiego ścisku nie odczuwają. A także zawsze jest nadzieja, że to początek września, wszędzie odczuwany jest chaos, uczniowie się przenoszą, zmieniają szkoły, brakuje nauczycieli, zmieniają się plany lekcji.... Może to chwilowe? Niektórzy podejrzewają, że te zdjęcia to może być fake. Ale inni dzielą się podobnymi obserwacjami.
"Syn z technikum po 8h wraca do domu ze śniadaniem. Przerwy są 5 minutowe, zmiana sal trwa długo, nie ma gdzie usiąść na korytarzach bo polikwidowali ławki".
"Biegam po korytarzach, sprawdzam"
W lipcu pytałam w szkołach, jak szykują się na przyjęcie podwójnego rocznika. W LXV LO z Oddziałami Integracyjnymi im. gen. J. Bema w Warszawie, gdzie są wąskie korytarze, pani dyrektor właśnie obawiała się o to. Mówiła: – Zastanawiamy się, jak opracować ruch. Jedna ze szkół miała pomysł wprowadzenia ruchu jednostronnego. U mnie to nie wchodzi w grę, gdyż w jednej części budynku mam usytuowaną windę. Zaczynamy się zastanawiać, że być może będzie to ruch tak jak na ulicy, autami.
Pytam dziś, jak wygląda sytuacja u niej w szkole. – Jest tłok i ścisk. Na korytarzach jest bardzo ciepło i duszno. U mnie są też dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności. Mam niewidomych chłopców, dzieci na wózkach. Na każdej przerwie biegam po korytarzach, sprawdzam, czy wszystko w porządku. Na razie obserwuję spokój, ale jest bardzo trudno i bardzo gęsto – mówi Małgorzata Pucułek.
By rozładować tłok, pozwoliła uczniom wychodzić na dziedziniec szkolny, czego wcześniej nie robiła. – Trochę przez to robi się luźniej, ale jak będzie zimą? Nie wiem. By wszyscy uczniowie mogli zdążyć zjeść posiłki, wydłużyłam też jedną przerwę.Wcześniej była jedna 20-minutowa, ale przy takiej liczbie osób, uczniowie nie zdążyliby zjeść obiadu – mówi.
A co z toaletami?
Problem mogą generować też toalety, a w niektórych szkołach również szatnie. – Musiałabym chyba wszystkie korytarze pozastawiać szafkami, żeby dla wszystkich starczyło. Część uczniów będzie u nas dzieliła szafki – słyszę w jednym z liceów.
Toalet na ogół jest kilka. A w czasie lekcji, jak najczęściej twierdzą dyrektorzy, uczniowie nie mogą wychodzić z klasy. – Jeśli coś się stanie, wtedy nauczyciel odpowiada za ucznia. Jeśli chcą skorzystać z toalety, to w czasie przerwy – mówi jeden z nich. Ten wątek również pojawia się w internetowych opiniach.
"Czy to jest normalne?"
Jeśli nawet takie rzeczy dzieją się w mniejszej części liceów, a nie w większości, to i tak nie jest to normalne. Nie do takich standardów powinniśmy dążyć. A rządzący i tak pewnie zaraz zrzucą winę na szkoły, że źle się zorganizowały.
Rodzice nie dadzą sobie jednak tego wcisnąć. Dobrze wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Niejeden był świadkiem, jak szkoły stawały na głowie, by było jak najlepiej.
Justyna Suchecka, dziennikarka, która przez lata zajmowała się edukacją w "Gazecie Wyborczej", zapytała na FB, co w szkołach przerobiono na pomieszczenia lekcyjne. "Kuchnię i magazyn biblioteczny", "Sklepik szkolny", "Nam już rok temu zabrali pokój nauczycielski bo ósme klasy musiały się zmieścić", "U córki godz. wychowawcze są na korytarzach" – padało w odpowiedziach.
Szkoły kombinowały jak mogły, by zmieścić kilka klas uczniów więcej. Jedna z mam opisuje pomysł, na jaki wpadła placówka jej dziecka. "W jednym warszawskim liceum wprowadzono zasadę, że uczniowie w większości mają lekcje w jednej sali (poza godzinami wymagającymi odrębnych pracowni). Do klas przechodzą nauczyciele taszcząc tony pomocy. Ale przynajmniej na korytarzach nie ma tłoku jak w tramwaju w godzinach szczytu. Jest to jakieś rozwiązanie, tylko czy to jest normalne?" – pyta.