Zbigniew Hołdys z dumą i martyrologiczną nutką w głosie ogłasza się "chyba jedynym w Polsce obrońcą ACTA". Po wczorajszym wywiadzie u Tomasza Lisa, w którym przypomniał ludziom swoje poglądy na temat praw autorskich, nie będzie miał lekko w internecie. I to nie dlatego, że jak tłumaczył mi na Twitterze "W kwestii ACTA ja głoszę swoje, przeciwnicy swoje, wszyscy wszystko wiedzą". Były muzyk zespołu Perfect, choć obeznany z nowoczesnymi technologiami, zdaje się nie rozumieć realiów współczesnej rynkowej gry artystów.
Pod piosenką Zbigniewa Hołdysa "Stalker" na YouTube pojawił się komentarz - ZABIERAJ ZBYNIU TE SWOJE PRZEBOJE I SLUCHAJ SOBIE ICH SAM ... Na forach także wrze, internauci szydzą z muzyka - a kto piraci Hołdysa?. Powinien się cieszyć, że ktoś chce trzymać mp3 z jego muzyką na dysku twardym :D. Na Facebooku założono wydarzenie "Usuń Hołdysa z internetu!", które nawołuje do kasowania wszelkich zasobów (klipów, wywiadów, tekstów piosenek) oraz usuwania lajków i komentarzy na profilach związanych z muzykiem i jego byłym zespołem Perfect. Jeśli Hołdys nie chce internetu - to niech internet nie chce jego - pisze autor akcji.
Ten nawał negatywnych komentarzy to nie głosy młodych "złodziejów" praw autorskich. To głosy ludzi, którzy wychowali się w innym świecie, którego Zbigniew Hołdys jeszcze nie do końca poznał. Internet daje nam niespotykane wcześniej możliwości. Przemodelowały one rzeczywistość i wymagają albo przystosowania się do nich, albo zrobienia tego co ma zrobić ACTA - wepchnięcia ich w sztywne ramy starych pojęć. Czy przykładowo kopiowanie zwane "piractwem" jest naprawdę kradzieżą?
Część współczesnych artystów stara się przystosować. Koncertują więcej, bo wrażenia z koncertu nie da się skopiować. Sami wrzucają za darmo swoje utwory do internetu i zarabiają na reklamach wyświetlanych przy klipach. Zakładają firmy odzieżowe, by sprzedawać fanom ubrania sygnowane swoim nazwiskiem. Biorą udział w reklamach i programach, czy są "ambasadorami" firm. Podobnie działają nie tylko popularni artyści-muzycy. Pisarze, reżyserzy, poeci czy malarze także "chałturzą" na imprezach korporacji, biorą udział w różnych tok-show, inwestują w puby i restauracje, czy piszą felietony. Traktują to jako poboczne źródło utrzymania, ale także środek do budowania swojej marki. Dzięki mocnej marce mogą łatwiej sprzedawać swój "główny" produkt.
Zbigniew Hołdys, którego tylko najstarsi Polacy pamiętają z muzyki, wciąż jest stale obecny w mediach. Komentuje wszystko i wszystkich. Prawdopodobnie sam traktuje to jako misję - utknął w etosie barda - i nie myśli o promowaniu się w przyziemnych marketingowych kategoriach. Szczerzę w to wierzę. Nie zmienia to faktu, że działa w tym systemie. Dzięki budowaniu swojej pozycji opiniotwórcy myślę, że nie jest mu trudno znaleźć sobie pracę np. jako felietonisty. Nie zaglądam Hołdysowi w kieszeń, ale na "zaiksach" i sprzedaży starych kawałków pewnie nie jest łatwo dobrze zarobić. Przyjemniej by było nagrywać płytę (albo pisać książkę, czy malować) w skupieniu przez rok, a następnie żyć z jej sprzedaży przez następny i nie musieć produkować się w mediach, na koncertach, chodzić i załatwiać okazje do zarobku. Ale te czasy już minęły. Wie o tym Zbigniew Hołdys, ale najpierw sam musi się do tego przyznać.