
Zagrajmy w grę...
Jeśli ktoś nie widział oryginału (co w niczym nie przeszkadza), to pokrótce napiszę, że punktem wyjścia całego filmu jest prosta gra przypominająca "Prawdę czy wyzwanie". Grupka znajomych w średnim wieku postanawia urozmaicić sobie kolację czytaniem wszystkich przychodzących smsów na głos i przełączaniem rozmów w tryb głośnomówiący. Niewinna zabawa przeradza się w prawdziwy koszmar.
Już od samego początku "(Nie)znajomych" wiemy, że to nie będzie tandetna jazda na sprawdzonym patencie. Film zachwyca szczególnie przemyślaną pracą kamery i kadrami pięknie malowanymi światłem - sceny w odrębnych pomieszczaniach są utrzymane w innej ciepłej, kolorystyce. W Hollywoodzie to już od dawna standard, dlatego tak przyjemnie zobaczyć, że i u nas w kinie rozrywkowym zwraca się uwagę na takie detale.
"(Nie)znajomych" po prostu dobrze i lekko się ogląda. I to pomimo tego, że atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, by zrobić się co najmniej dołująca. Przyczepić się mogę jedynie warstwy muzycznej - piosenka i motyw ze "Strangers in the night" są wałkowane wielokrotnie, żeby przypadkiem nikt nie przeoczył aluzji.