W niedzielę wieczorem tygodnik "Wprost" pokazał okładkę nowego numeru, a na nim znalazła się Paulina Młynarska w cieniu swojego ojca. Nagłówek teoretycznie nie pozostawia wątpliwości, czego będzie dotyczyć tekst. "Byłam ofiarą ojca" – czytamy. Już po publikacji Młynarska nie kryła swojej złości i jest ona całkowicie zrozumiała. Wyciąganie takiego wniosku na podstawie tego wywiadu jest po prostu niedopuszczalne. Wystarczy go... przeczytać.
Piszę to ze szczególnym bólem, bo dawniej sam przez kilka lat byłem związany z redakcją "Wprost". Obecnego redaktora naczelnego Marcina Dzierżanowskiego, choć znam słabo, bardzo lubię. Zawsze wydawał mi się odpowiedzialnym człowiekiem, pełnym zaangażowania i jak to ładnie mówią Anglicy – "reasonable". Związany z redakcją "Wprost" z mojej perspektywy właściwie od zawsze, kiedy tylko został naczelnym, sam uznałem, że to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.
Z tym większym smutkiem potwierdzam to wszystko, o czym od wczoraj w swoich społecznościowych kanałach trąbi Paulina Młynarska. Jeśli zastosować realia internetowe, okładka świeżego numeru "Wprost" to ordynarny clickbait, który urąga zasadom dziennikarstwa.
Prawda najwyraźniej nie sprzedałaby się
Jak już wspomniałem, z okładki jasno wynika, że w tekście Paulina Młynarska dokonuje rozliczenia ze swoim ojcem. W końcu miała być jego ofiarą. "W dzieciństwie żyłam w ciągłym strachu. Apeluję do rodziców, którzy mierzą się z chorobą psychiczną partnera: chrońcie dzieci!" – czytamy poniżej.
I wiecie co? Ani jedno, ani drugie nie pada w tekście. Dlatego trudno dziwić się złości Młynarskiej, która wybuchła już wczoraj. Kiedy tylko "Wprost" na swoim fanpage’u pokazał okładkę nowego numeru, Młynarska dodała komentarz, w którym – nomen omen – wprost napisała, co o tym wszystkim sądzi.
"Ta tabloidowa okładka mnie znokautowała. W autoryzowanym wywiadzie, którego udzieliłam Agacie Jankowskiej, nie padają takie słowa. (…) Niefajnie się czuję, uważam, że redakcja 'Wprost' nadużyła mojego zaufania i sprzeniewierzyła się rzetelności" – pisze m.in. i dodaje, że rozumie troskę o sprzedaż, ale redakcja "poszła za daleko".
Czego dotyczy więc sam wywiad? W dużej mierze… jogi. Młynarska, która obecnie mieszka na Krecie, ale mnóstwo czasu spędza w dalekowschodniej Azji, a ponadto właśnie wydaje książkę, skupia się na jej psychicznych aspektach. Później pojawia się też wątek jej ojca, który zmagał się z chorobę afektywną dwubiegunową.
Trzy cytaty z wywiadu
To teraz czas na kilka fragmentów z tekstu, które pokażą wam, jak naprawdę wyglądała ta rozmowa.
Nigdy nie wrzucę na Instagram czy Facebooka własnych zdjęć z nogami na głowie na tle zachodzącego słońca. Z szacunku do jogi. Tu nie chodzi o ciało ani o "piękno", które w naszej kulturze kojarzy się ze szczupłością, gibkością. Przeciwnie – chodzi o to, żeby uwolnić się od obsesji na punkcie nieustannego osądzania, kategoryzowania ciała.
Młynarska o jodze mówi z prawdziwą pasją i zajmuje to znaczącą część jej wywiadu. Dodajmy tylko jeszcze, że całość zaczyna się od wspomnienia o jej nowej książce. To "niby" jest pretekst do rozmowy.
W końcu jednak dziennikarka i Młynarska przechodzą do choroby ojca pisarki i osobowości telewizyjnej w jednym.
A co może myśleć sześciolatka, którą goni dorosły mężczyzna? Musi przed nim uciekać najszybciej jak się da, jednocześnie szukając nor, żeby się bezpiecznie skryć. Mężczyzna ma obłęd w oczach, 190 cm wzrostu i jest jej ojcem. Uwielbianym. Ukochanym supertatusiem, który teraz, nie wiedzieć czemu, goni ją i krzyczy, że jak ją złapie, to zabije.
Mamy więc jasny sygnał, że w domu nie wszystko było takie różowe. Dalej Młynarska dużo opowiada o codzienności z rodzicami, o walce z chorobą ojca. O psychozie maniakalno-depresyjnej taty dowiedziała się dopiero, kiedy miała 14 lat. Wcześniej nie rozumiała, co dzieje się z ojcem.
Wreszcie mówi o tym, jak znalazła pomoc dla ojca na zachodzie.
Zwierzyłam się z własnych doświadczeń lekarzowi (…). Dużo mi opowiadał o chorobie taty, o leczeniu, o lekach nowej generacji. (…) Wtedy dopiero zaczęłam rozumieć, jak straszna jest to choroba. I zaczęłam współczuć ojcu. Stało się oczywiste, że nie mogę mieć do niego pretensji ani żalu. On przecież też był ofiarą.
I dochodzimy do esencji. Wygląda na to, że według redakcji "Wprost" skoro Wojciech Młynarski *też* był ofiarą, to była nią również Paulina Młynarska. Logika pokrętna, o którą nie prosiła sama zainteresowana.
Oczywiście taki wniosek możliwy jest tylko przy bardzo płytkim, tabloidowym potraktowaniu treści wywiadu. Co nie ma się nijak do faktów, bo każdy, kto przeczyta ten wywiad (może nawet po kupnie "Wprost" pod wpływem okładki), zobaczy tutaj opowieść o rodzinie po przejściach, z własnymi problemami, ale przede wszystkim pełnej miłości.
Już pod koniec wywiadu Młynarski jest przedstawiony jako osoba, która też zrozumiała swoją chorobę. I która daje miłość już nie swoim dzieciom, a wnukom. Widać jak na dłoni, że w tej rodzinie każdy odegrał swoją rolę. Wciąż nijak to się ma do stawiania Młynarskiej w roli ofiary. Ten tekst naprawdę nie jest o tym.
Słaba sprzedaż "Wprost"
Najlepiej całość podsumowała chyba sama córka artysty, która w poniedziałek rano opublikowała oświadczenie. Młynarska przede wszystkim podkreśla, że wywiad ukazał się z okazji jej nowej książki. "O tym jak redakcja 'zagrała' zdjęciami i tytułem, dowiedziałam się z internetu. Tekst wywiadu, podobnie jak książka, dotyczy mojej pracy jako nauczycielki jogi” – pisze Młynarska.
Dalej nie ukrywa, że w jej dzieciństwie jej życie było "chwilami przerażające". "Mówię jednak o Tacie jako o ofierze choroby! Ciężkej, okrutnej dla chorego, nierozumianej przez otoczenie. Mówię z miłością i zrozumieniem" – przekonuje.
I wreszcie: "Okładka, którą wyprodukował 'Wprost', jest manipulacją i służy wywołaniu jak najsilniejszych emocji, a co za tym idzie – sprzedaży. Na mój koszt. Im więcej nienawiści, tym większa sprzedaż. I nie chodzi tu tylko o to, że ja czuję się oszukana i skopana, a cała moja rodzina przeżywa stres. Nie chodzi też tylko o pamięć o tacie, który został przedstawiony w demoniczny sposób na tym strasznym zdjęciu. Chodzi o to, jak nami się manipuluje".
I rzeczywiście: spójrzcie jeszcze raz na okładkę – jest na górze artykułu. Jej estetyka nie pozostawia żadnych wątpliwości. Złowroga twarz Młynarskiego wyłania się z dymu, jego postać zdaje się przytłaczać córkę.
To zagrywka obliczona na zwiększenie sprzedaży, która już od kilku lat wypada naprawdę słabo.
Cios poniżej pasa
Pozostaje też kwestia zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości. Wojciecha Młynarskiego nie ma z nami raptem 2,5 roku. Dla obcych to szmat czasu, ale dla rodziny to z pewnością wciąż niezabliźniona całkowicie rana. A nawet jeśli, to nikt nie ma prawa zakładać, że tak jest, i bić w nią bez opamiętania, a de facto z tym mamy do czynienia.
W tym kontekście stawianie ojca Pauliny Młynarskiej w roli oprawcy i to wbrew jej własnym myślom wypada po prostu źle.
Tygodnik "Wprost" twierdzi, że choroba dwubiegunowa afektywna to niezwykle poważny temat. Wywiadowi towarzyszy bowiem artykuł Agaty Jankowskiej o problemach, z którymi mierzą się polskie dzieci wychowywane w domach, w których rodzic zmaga się z zaburzeniem psychicznym.