– Pamiętam, że miałem pięści zaciśnięte do białości – tak wspomina pierwszy krok Neila Armstronga na Księżycu gen. Mirosław Hermaszewski, jedyny Polak, który znalazł się w kosmosie.
Zmarł wielki człowiek, ikona astronautyki, Neil Armstrong.
gen. Mirosław Hermaszewski: Jak wielka to strata wie chyba każdy. Ta wiadomość wywarła na mnie szczególne wrażenie, bo odszedł jeden z nas, kosmonautów, ale odszedł też człowiek legenda, człowiek, który dokonał rzeczy wiekopomnej. Ale też człowiek skromny, co było w nim niesamowite.
On dokonał czegoś nieprawdopodobnego. To był drugi wyczyn po Jurim Gagarinie, pierwszym człowieku w kosmosie. Przecież dokonał rzeczy ważnej nie tylko dla Ameryki, ale dla całej ludzkości. Nigdy jednak nie wynosił się zanadto, chociaż mógł. Zawsze pozostał niesamowicie skromny.
I te słynne słowa kiedy postawił stopę na Księżycu: "To mały krok człowieka, ale ogromny krok dla ludzkości". Niezapomniane wydarzenie, niezapomniane chwile.
Trudno nawet ocenić wagę tego wydarzenia
To była podwalina pod wszystko, czego dokonano potem. Skoro postawiono jeden krok, trzeba postawić następny. Nieprzypadkowo łazik Couriosity jest na Marsie. Przygotowuje miejsce dla kolejnego śmiałka, który postawi stopę, tym razem na planecie odległej o miliony kilometrów. Bardzo będę ciekaw, co ten człowiek powie, kiedy się tam znajdzie. To będzie krok o kompletnie innym wymiarze. Ten pierwszy należy jednak do Armstronga.
Jak wspomina pan to pamiętne lądowanie?
Oglądając je zza żelaznej kurtyny, odbierałem to bardzo emocjonalnie. Pamiętam, że pieści zaciśnięte miałem do białości. W tym czasie nie marzyliśmy nawet o lotach w kosmos. To było coś tak odległego, nierealnego. Dopiero w 76 roku zaproponowano mi lot w przestrzeń kosmiczną i tak znalazłem się tam też ja.
Teraz jak o tym myślę, to pamiętam słowa Breżniewa, który nie powiedział, że na Księżycu wylądowali Amerykanie, ale powiedział, że wylądował tam Ziemianin. To było swego rodzaju przyznanie się do porażki.
Trzeba pamiętać, że w okresie pionierskim to Rosjanie prowadzili w wyścigu o podbój kosmosu. Pierwsi wysłali w kosmos pojazd kosmiczny, tak niewiele lat później wysłali człowieka. To był poważny cios w autorytet Ameryki. Niedaleko później prezydent Kennedy powiedział: "Zostaliśmy dwa razy upokorzeni przez Związek Radziecki, ale ja wam obiecuję, że w tym dziesięcioleciu na Księżycu stanie człowiek, i to będzie Amerykanin". I dotrzymał słowa. Był nim Neil Armstrong.
Bardzo osobiście podchodzi pan do jego osoby.
20 lipca Apollo 11 wylądował na Księżycu, a 21 lipca Neil Armstrong wyszedł na jego powierzchnię. Powiem panu, że rok temu, właśnie 21 lipca urodził mi się wnuczek, któremu moja córka na drugie imię dała Neil.