Dziennikarze "Wiadomości" potrafią wykorzystać każdy pretekst, aby uderzyć w opozycję i wychwalić rząd PiS. Tak też było i tym razem. Z materiału o grzybobraniu dowiedzieliśmy się, że gdyby nie Prawo i Sprawiedliwość po grzyby moglibyśmy chodzić, ale jedynie do sklepu.
– W grzybobraniu nie chodzi tylko o same grzyby. Jest wreszcie chwila by spędzić ją z rodziną (...) Co ważne jest gdzie chodzić. W 2015 tygodni "Sieci" powołując się na niejawne noty amerykańskich dyplomatów informował o tajnym planie rządu PO-PSL i administracji ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, prywatyzacji Lasów Państwowych – mówił w swoim materiale Marcin Szypszak, dziennikarz "Wiadomości".
Nici z grzybobrania... Taki scenariusz byłby możliwy, gdyby politycy Prawa i Sprawiedliwości nie przejęli rządów w Polsce. To przekaz, jaki mogli usłyszeć widzowie głównego serwisu informacyjnego telewizji publicznej. Autor newsa przekonywał, że PO chciała sprywatyzować Lasy Państwowe. W efekcie zamiast swobodnego dostępu do lasu, zderzylibyśmy się z ogrodzeniami postawionymi przez nowych właścicieli. Dziennikarz zapomniał jednak dodać, że zakusy na LP od lat miały i mają wszystkie ekipy rządzące.
– To bzdura i polityka. Właściwie to można by zająć się tylko robieniem materiałów wyjaśniających absurdy zawarte w "Wiadomościach" TVP, bo to jest jakaś alternatywna rzeczywistość – mówi w rozmowie z naTemat leśnik, który woli pozostać anonimowy. Szybko dodaje jednak, że straszenie siatkami postawionymi w lasach w przypadku prywatyzacji Lasów Państwowych nie jest tak zupełnie pozbawione sensu.
Żadna z rządzących po 1989 roku ekip nigdy nie odważyła się przedstawić oficjalnego stanowiska, w którym mowa byłaby wprost o prywatyzacji Lasów Państwowych. Jednak Lasy Państwowe od zawsze i dla wszystkich były łakomym kąskiem.
– Nikt nie mówił o prywatyzacji, ona zresztą nie jest raczej możliwa, ale możliwy jest taki scenariusz, żeby zrobić z nas zwyczajną budżetówkę. Takie straszenie jest od lat i to niezależnie kto był u władzy. Różne interesy się ścierają, ale ja w politykę się nie bawię – wyjaśnia kolejny leśnik.
Lasy Państwowe w budżetówce
W 2010 roku, kiedy u sterów była koalicja PO-PSL, w planach było wpisanie Lasów Państwowych do sektora finansów publicznych, czyli, jak podkreślają leśnicy, pozbawienie ich pewnej niezależności. – To był groźny plan – stwierdza jeden z rozmówców. Wyjaśnia, że wtedy LP przestałyby samodzielnie dysponować pieniędzmi.
– Nie jesteśmy w budżetówce. Lasy Państwowe opierają swoją działalność na zasadzie samofinansowania. W przeważającej części jest to sprzedaż drewna z lasów gospodarczych. Pieniądze idą na kadry, na prowadzenie gospodarki, na udostępnianie lasów społeczeństwu, a wypracowane nadwyżki zasilają fundusz leśny. Fundusz jest to rachunek wyrównawczy, na który nadleśnictwa o dobrej kondycji finansowej przekazują środki finansowe wykorzystywane później głównie przez inne jednostki Lasów Państwowych w celu odbudowy lasów zniszczonych przez pożary, huragany itp. – wyjaśnia Jacek Cichocki, przewodniczący Krajowej Sekcji Pracowników Leśnictwa NSZZ "Solidarność".
Włączenie LP do budżetówki mogłoby skutecznie skomplikować funkcjonowanie tej jednostki. Każdy krok wymagałaby bowiem akceptacji działań przez instytucję dysponującą środkami wypracowanymi przez Lasy Państwowe, a to w przypadku takich zdarzeń jak choćby pożar, czy huragan utrudniałoby doraźne ich zwalczanie oraz późniejsze przywrócenie lasu.
– Musielibyśmy np. starać się o kredyty, żeby sfinansować bieżącą działalność i prawdopodobnie weszlibyśmy w taką spiralę, która doprowadziłaby w końcowym efekcie do zadłużenia i niewypłacalności Lasów Państwowych wobec swoich kontrahentów. Okazałoby się, że państwowa jednostka nie daje rady, więc lepiej oddać ją w prywatne ręce. To było to niebezpieczeństwo – stwierdza Cichocki. Propozycje ówczesnego rządu nie zyskały jednak poparcia ani związkowców, ani części polityków.
– Obecnie Lasy Państwowe dobrze zarządzają powierzonym mieniem Skarbu Państwa, prowadzą zrównoważoną gospodarkę leśną a poprzez utrzymywanie ich w dobrej kondycji i zasobach gwarantują utrzymanie bezpieczeństwa ekologicznego Polski – dodaje rozmówca.
Lasy nigdy nie będą prywatyzowane
Spokojnie w tym obszarze było do 2014. Wtedy to pojawił się pomysł wpisania do Konstytucji zmiany, która miałaby zablokować jakiekolwiek zakusy dotyczące prywatyzacji LP.
– Wówczas władza chciała wprowadzić zmianę pod hasłem: "Lasy nigdy nie będą prywatyzowane". Chciano to zabezpieczyć w ustawie zasadniczej. Miałem możliwość uczestniczenia w zespole, który miał opracować te zmiany, ale nie dopuściliśmy do nich. W treści próbowano przemycić pewien zapis dotyczący wyższości ustawy zwykłej nad ustawą zasadniczą – opowiada Zbigniew Kuszlewicz przewodniczący Krajowego Sekretariatu Zasobów Naturalnych Ochrony Środowiska i Leśnictwa NSZZ "Solidarność".
Czarne chmury nad lasami
– Politycy nie mówią wprost, ale stosują zabiegi, które mogą sprawić, że formuła w której dziś działają LP może być nadszarpnięta – mówi anonimowy rozmówca. Takie obawy pojawiły się także w ubiegłym roku. Związkowcy protestowali przeciwko włączeniu Lasów Państwowych do spółki Polskie Domy Drewniane.
Leśnicy popierali budownictwo drewniane i wskazanie gruntów LP pod budownictwo mieszkalne, ale ich niepokój budziły zasady na jakich LP miałyby uczestniczyć w projekcie.
– Idea budowy domów drewnianych została trochę wypaczona, my jako związki zawodowe popieraliśmy projekt w wymiarze pracowniczym. LP mają grunty, które są nieprzydatne do prowadzenia gospodarki leśnej, więc pojawiła się możliwość, że można je wskazać pod budownictwo mieszkalne. W pewnym momencie powstał projekt zmiany ustawy o lasach, który w naszej ocenie nie był konieczny do realizacji projektu. Zakładany udział Lasów Państwowych w proponowanej formule był dla nas nie do przyjęcia, więc zaprotestowaliśmy – wspomina Jacek Cichocki.
– Opierając się na wieloletnim doświadczeniu uznaliśmy, że taki zapis ustawy umożliwiałby władzy wykorzystanie daleko idących "pomysłów spółkowych" w Lasach Państwowych. Te czarne chmury były dla nas zbyt ciemne, aby przejść obok nich obojętnie, dlatego nasz protest był zdecydowany i na szczęście skuteczny – mówi Zbigniew Kuszlewicz.
– Nie mieliśmy nic przeciwko projektowi budownictwa drewnianego. Zarządzamy gruntami Skarbu Państwa, więc przekazanie ich na słuszny cel jest racjonalne. Nie jesteśmy państwem w państwie, ale spółka LP absolutnie nie wchodziła w grę, to było naszym priorytetom – dodaje rozmówca naTemat.
Przewodniczący Krajowej Sekcji Pracowników Leśnictwa NSZZ "Solidarność" Jacek Cichocki podkreśla także, że pojawiła się grupa osób, która "chciała być gdzieś u władzy i zarządzać tą spółką", a interes pracowników był drugorzędną sprawą. To zbulwersowało związkowców.
– W moim przekonaniu politycy zawsze będą unikać pojęcia "prywatyzacja", ale niektóre działania i mechanizmy mogą w efekcie doprowadzić do takiej sytuacji – podsumowuje.
Z kolei Zbigniew Kuszlewicz podkreśla, że problemem są także takie grupy, które nie wywodzą się z władzy, ale starają się położyć rękę na majątku Lasów Państwowych. Jednym z pomysłów takiej grupy jest wyłączenie sprzedaży drewna z działalności LP.
– To jest kuriozum, bo to jest majątek, którym zarządzamy i z którego mamy podstawowe przychody. Dzięki temu możemy prowadzić racjonalną gospodarkę leśną. Wszelkiego rodzaju obciążenia zewnętrzne – podatki, dotacje, darowizny itp. – jakie lasy przekazują sięgają wielu miliardów rocznie. To są potężne pieniądze, z których korzyść mają inne podmioty, również i budżet państwa. Robimy wszystko, aby pogodzić zobowiązania z kondycją LP, ale najważniejsze dla nas, dla naszego związku jest niezachwianie tej formuły, w której znakomicie funkcjonujemy – stwierdza.
Koniec grzybobrania
Choć wizja, którą zaprezentowały 'Wiadomości", wydaje się być abstrakcyjna, chodzi o brak możliwości wejścia do lasu, gdyby lasy znalazły się w prywatnych rękach, to jest to też wizja realna. Zresztą ogrodzone czy siatki można spotkać i teraz. – Rzeczywiście praktyka pokazuje, że prywatni właściciele grodzą las i wtedy nici z grzybobrania – słyszę od jednego z rozmówców.
– Nie wszyscy właściciele dopuszczają innych. Są takie miejsca, gdzie wystawione są tabliczki o opryskach, chodzi o odstraszanie grzybiarzy. Są jednak i tacy, którzy zwyczajnie grodzą te swoje tereny. Więc gdybyśmy naprawdę sprywatyzowali LP, to obawiam się, że byłoby jak zagranicą – Wiesław Kamiński z klubu Darz Grzyb.
W Europie powszechny wstęp do lasu, a przez to zbieranie grzybów, nie jest jednak normą. Są kraje, gdzie są limity dotyczące zbiorów, np. w Niemczech są to 2 kilogramy dziennie. We Włoszech trzeba mieć kartę grzybiarza.