
Na samoloty praktycznie nie zwracamy uwagi. Latają za wysoko i tylko czasem któryś rzuci nam się w oczy. Wydają się też przyjazne - przecież jedna maszyna może zabrać kilkuset pasażerów (Airbus A380-900 aż 900!), czyli o wiele więcej niż np. słynące z ekologiczności autobusy.
Smugi kondensacyjne, jak było wspomniane, są rodzajem chmur. "Takie chmury mogą pokryć 5 proc. nieba na obszarach korytarzy powietrznych nad Europą, USA i pn. Atlantykiem. W skali globalnej smugom przypisuje się planowany w roku 2050 udział w zachmurzeniu w wysokości 0,1 proc., a we wzroście zachmurzenia 0,5 proc." – podaje dr Elmar Uherek z Instytutu Maxa Plancka w Niemczech.
Smugi przekształcone w chmury Cirrus przyczyniają się do wzmocnienia efektu cieplarnianego, ponieważ umożliwiają promieniowaniu słonecznemu dotarcie do podłoża, ale pochłaniają promieniowanie podczerwone Ziemi. Emisje sadzy i związków siarki mogą prowadzić do powstawania dodatkowych chmur Cirrus co jeszcze wzmacnia ten efekt.
Czytaj więcej
Powyższe dane i analizy pochodzą sprzed kilkunastu lat. Od tamtej pory poziom rozwoju lotnictwa... poszybował w górę. I ekolodzy bardziej skupiają się na emisji CO2, niż na smugach. To błąd, czego dowodzą opublikowane w czerwcu badania.
Ulrike Burkhardt i jego współpracownicy przygotowali komputerową symulację atmosfery, by sprawdzić, ile powstanie smug kondensacyjnych przy ciągle zwiększającym się ruchu lotniczym za 30 lat. Wyszło na to, że cieplarniany efekt smug wzrośnie z 50 miliwatów na metr kwadratowy powierzchni Ziemi w 2006 r. (kiedy prowadzony był pierwszy szczegółowy opis ruchu lotniczego) do 160 mW/m2 do 2050 roku. Czyli ponad trzykrotnie.
Skutki zmian klimatycznych odczuli już niektórzy pasażerowie, bowiem komunikacja lotnicza poniekąd... sama kręci na siebie bat. Np. w 2017 roku linia American Airlines musiała odwołać ponad 40 lotów. Było za gorąco, żeby niektóre samoloty mogły wzbić się w powietrze. Temperatury dochodziły wtedy do 50°C.