"Wpadł w furię", "Puściły mu nerwy" – rozległo po jego wystąpieniu w programie "Minęła 9" w TVP Info, zwłaszcza na prawicy. Na antenie zaprezentowano wtedy spot wyborczy PiS. – Trzeba byłoby zażyć jakieś lekarstwo, żeby wytrzymać to, co zostało zaprezentowane. To skandal – komentował poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz. Dlaczego wpadł w furię? – To ze mnie wyszło. Jestem człowiekiem emocjonalnym i jeśli widzę coś takiego, to krew mnie zalewa – mówi naTemat.
Zagotowałem. Telewizja publiczna robi się sztabem wyborczym PiS. Jak pani się czuje, kiedy przychodzi do programu publicystycznego na rozmowę polityczną i przerywają program nie wystąpieniem prezydenta Polski, czy USA, tylko puszczają na żywo prezentację spotu wyborczego PiS? Przecież to jest niepojęte. Jest granica, której się nie przekracza. Ja rozumiem, że przerywają, bo jest trzęsienie ziemi w San Francisco. Ale po to, by puścić na żywo wypowiedź szefa sztabu, który pokazuje spot wyborczy?
Ale nie tylko z tego powodu Pan się zagotował.
Puścili ten spot dwa razy. Przepisy jasno mówią, że tego typu materiały wyborcze mogą pojawić się tylko i wyłącznie w formie płatnej reklamy, a to nie było w ramach bezpłatnego czasu antenowego. Komitet wyborczy powinien za ten czas antenowy zapłacić. Okazuje się, że PiS nie płaci TVP, tylko puszczają ich materiały wyborcze za darmo.
A wcześniej przerwali program i puścili na żywo przemówienie Błaszczaka w Radomiu, który prezentował nowy produkt fabryki Łucznik. I mówił, jakie wielkie rzeczy zrobił dla regionu, z którego startuje. I jeszcze wychwalał swojego wiceministra, który startuje z Radomia. To przecież paranoja. To było w tym samym programie, w którym byłem! Na żywo. Dwa razy przerwali program.
Często bywa Pan w TVP?
Często. Wczoraj byłem dwa razy.
Zdarzało się wcześniej, że przerywano program?
Czasem tak, na wypowiedź premiera, czy prezydenta. I ja to rozumiem. Ale takie numery, jak teraz? Żeby czystą kampanię prowadzić na żywo? Tak było pierwszy raz.
Jak zachowywał się prowadzący?
Widziałem, że Klarenbach nie był zachwycony, że dwa razy przerywają mu program. A on widział, jaka jest moja reakcja na spot, że nie odpuszczę. I od razu pozwolił mi go skomentować.
Wiedział, że skomentuję ostro, ale nie zablokował mnie. Uważam, że zachował się jak najbardziej w porządku. On już się przyzwyczaił, wiedział, że zareaguję dosadnie. Nigdy nie owijam w bawełnę. Czasem tylko muszę nad sobą panować, bo emocje w TVP sięgają zenitu.
Tym razem brzmiał pan jakby miał misję do wykonania. "Oszustwo! Idźcie na wybory 13 października, ale nie głosujcie nigdy w życiu na PiS" – krzyczał pan do widzów.
To w ogóle nie było przygotowane. To ze mnie wyszło. Jestem człowiekiem emocjonalnym i jeśli widzę coś takiego, to krew mnie zalewa. Staram się nie używać słów, które mogłyby kogoś urazić, ale trzeba stanowczo działać i przeciwstawiać się temu oszustwu. No bo jak to traktować? Za pieniądze publiczne robią sobie w telewizji takie numery.
Dlatego zwróciłem się do Kurskiego na antenie, żeby pokazał obciążenie komitetu wyborczego kosztami spotów wyborczych.
Zdziwiłam się, że w TVP pozwolili na taki występ. Zbliżenie na twarz. Wyglądało, jakby przemawiał pan do narodu: "To jedno wielkie oszustwo. Zwracam się do wszystkich telewidzów. Nie dajcie się omamić TVP".
Oni muszą zachować pewne pozory. I dlatego mnie zapraszali, gdy PO bojkotowała TVP. Musieli się uwiarygodnić, że są telewizją publiczną, że jest ktoś z opozycji. Gdyby nie to, w życiu by nas nie zaprosili.
Powiem pani, dlaczego często chodzę do TVP.
Jest grupa ludzi, która nie ma dekoderów i nie może oglądać innych programów informacyjnych. To jest jedyna szansa, by pokazać w TVP, że ktoś myśli inaczej. Że może to nie jest tak, jak mówią w PiS. Jeśli na sześć osób w programie, sześć będzie wychwalała PiS, to ludzie uznają, że 100 proc. ludzi tak myśli.
Gdy chodzę teraz z ulotkami i rozmawiam z ludźmi, to jestem przerażony, jak duży wpływ na ich myślenie mają relacje TVP. To jest takie pranie mózgu, że nie zdajemy sobie sprawy.
Dlatego uważam, że trzeba tam być. Trzeba na antenie telewizji publicznej dać świadectwo prawdzie. To mój obowiązek. Czasem specjalnie lecę z Krakowa na taki program, żeby powiedzieć ludziom, że tak dalej być nie może. Że oni demolują Polskę.
Jaka atmosfera jest w programach, w których bierze Pan udział?
Zdarza się, że ktoś z pracowników TVP podniesie palec do góry, pokazując, żebym się trzymał. Uśmiechają się, że jak mówię "dzień dobry", "do widzenia". To zwykli pracownicy.
Ale są osoby, do których nie chodzę. Programy Rachonia są na tak niskim poziomie, że je omijam, a on sam na śniadanie powinien zjeść Snickersa, żeby nie gwiazdorzyć.
Klarenbach?
To inteligentny dziennikarz. Ma poczucie humoru. Wiem, jaką rolę ma spełniać, ale on nie przegina.
Na antenie widzimy głównie atak na opozycję, pole bitwy niemalże.
Ja nie idę tam z nastawieniem, żeby się wyżyć. Idę tam po to, żeby mówić prawdę i przedstawiać argumenty, że to co robią, jest złe.
Ale mam czasem przeciwko sobie trzech posłów i dziennikarza. Atak czasem jest bardzo mocny. Czasem człowiek czuje się osaczony. Jest tak, że po zabraniu głosu jeszcze ze trzy razy mnie skrytykują albo powiedzą, że mówię nieprawdę.
Oni są szkoleni jak zachowywać się w telewizji. Jak wytrącać konkurenta z równowagi, jak mają mu przerywać, co robić, żeby ograniczyć przekaz. Ja to widzę.
Co robią?
Gdybyśmy nie interweniowali, że program publicystyczny to nie monodram, tylko debata, że chcemy zabrać głos, to mówiliby cały czas. Cały czas komentują, cały czas odnoszą się i nas krytykują. Kobiety też nabrały takiego stylu.
Nie jest to łatwe, ale cały muszę sobie z tym radzić. Już wiem, jak zachować się w takich sytuacjach.
Uodpornił się pan na TVP?
Trochę tak. Wprawy można nabrać, ale trzeba być odpornym. Gdybym czytał i przejmował się komentarzami, które po moich wystąpieniach w TVP pojawiają się na moim sejmowym mailu to mógłbym się załamać. Ktoś, kto jest słaby psychicznie, mógłby pomyśleć, że da sobie spokój. Takie pomyje, które zwolennicy PiS wylewają na mnie, jeśli mocno postawię się w TVP Info, nadają się, żeby zgłosić na policję.
To jest przykre, jak bardzo zawęziło się nam pole porozumienia. Straszne. Bo zostały centymetry, które już znikają.