Odwołanie prof. Jerzego Szaflika z funkcji krajowego konsultanta ds. okulistyki wzbudziło niemałe oburzenie. Według ministerstwa, profesor miał się dopuścić nieprawidłowości. Ale według innych źródeł, prof. Szaflik padł ofiarą polityczno-towarzyskiego układu.
Zdaniem władz Polskiego Towarzystwa Okulistycznego, "forma w jakiej dokonano odwołania Profesora (…) budzi podejrzenia o niejasne motywy i intencje".
To, oczywiście, kłóci się z oficjalną wersją ministerstwa zdrowia, ale też z artykułem "Gazety Wyborczej". Według nich, Szaflik miał dopuścić się naruszenia ustawy transplantacyjnej.
Sprawa wyglądała poważnie, bo Bartosz Arłukowicz zapowiedział zgłoszenie wszystkiego do CBA. Doniesienia te sprecyzowała "Wyborcza" ustami anonimowego profesora. Rozmówca "GW" opowiedział, jak to prof. Szaflik z warszawskiego Banku Oka zabierał rogówki do swojej prywatnej kliniki OKoLaser.
Oskarżony profesor przyznał się z kolei do czegoś zupełnie innego: że prowadził w klinice przeszczepy bez zgody ministerstwa. Szaflik stwierdził, że jest gotów ponieść za to odpowiedzialność, ale nie chce, by "robiono z niego jakiegoś skorumpowanego oszusta".
Według "Rzeczpospolitej", odwołanie prof. Szaflika odbyło się w sposób budzący podejrzenia. Po pierwsze, kontrola, jaką przeprowadziło ministerstwo w klinice profesora, była mało profesjonalna – polegała na wysyłaniu pytań i pozyskiwaniu odpowiedzi.
"Rz" wskazuje jednak inny trop, który mógł przyczynić się do dymisji Szaflika. Jego stanowisko bowiem zajął inny profesor, Edward Wylęgała. Znajomy wiceministra Igora Radziewicza-Winnickiego. Jak by tego było mało, to właśnie podwładni pana wiceministra dokonywali kontroli w sprawie Szaflika. Resort te zarzuty odpiera i twierdzi, że prof. Wylęgała i Radziewicz-Winnicki poznali się wyłącznie na drodze zawodowej. Według posłów PiS, których cytuje "Rz", decyzja Bartosza Arłukowicza nosi wszelkie znamiona akcji mającej na celu zatrudnienie kolegi wiceministra.
Profesor Szaflik ma zamiar odwołać się od decyzji Arłukowicza do sądu pracy.