
"Trump zezwala na inwazję północnej Syrii, gdzie lojalni wobec USA syryjscy Kurdowie dzielnie walczyli. Wierzyli, że mają wsparcie USA i Trumpa. Wielu umrze. Zdrada Ameryki nie zostanie zapomniana".
A Polska przecież też jest sojusznikiem USA. Ostatnio nawet coraz bliższym. Z wielką pompą i uznaniem wzajemnym zasług, ogłoszono dopiero co zniesienie wiz do USA. Kwitnie współpraca wojskowa, częstotliwość spotkań obu prezydentów też przybrała na sile. Choć przez pierwsze lata prezydentury Andrzeja Dudy, podśmiewywano się, że długo nie dostąpił zaszczytu zaproszenia do Białego Domu.
O co chodzi? Wróćmy do Kurdów. Turcja od lat ma problem z ok. 3 mln syryjskich uchodźców, którzy koczują na południu kraju i część z nich chce przesiedlić do północnej Syrii. Prezydent Recep Tayyip Erdogan chciałby utworzenia strefy zdemilitaryzowanej w prowincji Idlib. Tam jednak są siły kurdyjskie (Ludowe Jednostki Samoobrony YPG) wspierane przez USA.
Ta decyzja wywołała ogromne zaskoczenie, ale w jakimś sensie można było się podobnej spodziewać. Już od ponad roku pojawiały się sygnały, że sojusz Kurdów z USA w praktyce wygląda nieco inaczej. W grudniu ubiegłego roku Trump ogłosił wycofanie wojsk amerykańskich z Syrii.
"Decyzja była nagła i nie została skonsultowana ani z europejskimi sojusznikami – Francją i Wielką Brytanią – uczestniczącymi w koalicji zwalczającej Państwo Islamskie w Syrii, ani z przywódcami obu amerykańskich partii, ani z miejscowymi sojusznikami, Kurdami, których Amerykanie jeszcze niedawno przyrzekali trwale wspierać". Czytaj więcej