Rzecznik dyscyplinarny Przemysław Radzik ściga dziennikarkę tygodnika "Polityka" Ewę Siedlecką – informuje portal OKO.press. Chodzi o tekst z lipca tego roku. Radzik uważa, że publikacja może podważyć do niego zaufanie jako sędziego.
Ewa Siedlecka została oskarżona z artykułu 212 kodeksu karnego, o którym mówi się, że to bat na dziennikarzy. Przemysław Radzik złożył przeciwko dziennikarce prywatny akt oskarżenia. Poczuł się pomówiony tekstem, który Siedlecka opublikowała na swoim blogu.
Dziennikarka "Polityki" w swoim tekście o nierównym traktowaniu obywateli opisała m.in. przykład jednego z zastępców rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów. Pisała, że w 2018 r., rzecznik dyscyplinarny prowadząc proces "przesłuchał zgwałconą dziewczynkę pod nieobecność adwokata oskarżonego". "To błąd proceduralny, więc przesłuchanie trzeba było powtórzyć. Ale dziewczynka odmówiła składania zeznania po raz drugi. Sprawcy nie można było skazać za gwałt. Sędzia (…) nie poniósł konsekwencji" – pisała.
Gdzie leży problem? Portal OKO.press wskazał, że wina dziennikarki polegała tylko na tym, że przesłuchanie dziewczynki przypisała Przemysławowi Radzikowi, a chodziło o drugiego z zastępców rzecznika dyscyplinarnego, Michała Lasotę. Siedlecka sprostowała błąd i przeprosiła za to pod tekstem.
Przemysław Radzik zapowiedział jednak skierowanie sprawy do sądu. Jak ustaliło OKO.press, jego prywatny akt oskarżenia dziennikarki jest już w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy. Sprawa jest zaskakująca, bo przecież Siedlecka szybko sprostowała pomyłkę i zamieściła przeprosiny. Mimo to, angażuje się do jej rozpoznania największy sąd, który jest zajęty sprawami z całej Polski.
Dodajmy, że Radzik swoim postępowaniem stawia stołecznych sędziów, którym przyjdzie sądzić jego sprawę, w co najmniej niezręcznej sytuacji. Bo są przecież od Radzika zależni.