
Do godziny 12 frekwencja wyborcza w Polsce wyniosła 18,14 proc., co oznacza blisko dwupunktowy wzrost w porównaniu z wyborami sprzed czterech lat. Więcej wyborców odnotowano w dosłownie każdym województwie. Jednak największy skok frekwencji – i to z olbrzymią przewagą – jest w Zachodniej Polsce.
REKLAMA
– PKW informuje, że – na podstawie danych otrzymanych od 25 420 obwodowych komisji wyborczych na ogólną liczbę 25 420 komisji obwodowych – że w wyborach do Sejmu i Senatu RP według stanu na godzinę 12.00, wydano karty do głosowania 5 359 554 osobom uprawnionym – powiedział sędzia Sylwester Marciniak z Państwowej Komisji Wyborczej na drugiej konferencji prasowej PKW o godzinie 13:30. Liczba wszystkich uprawnionych wynosi 29 546 182, co oznacza, że frekwencja do południa wyniosła 18,14 procent.
Oznacza to, że frekwencja jest sporo wyższa od tej w południe w wyborach parlamentarnych cztery lata temu. Wtedy wyniosła ona 16,47 proc., co oznacza, że różnica to aż 1,67 pkt. procentowego.
Więcej ludzi poszło do urn w każdym regionie Polski, co świetnie pokazują mapki zamieszczona na Twitterze przez socjologa Marcina Paladego ukazujące zmianę frekwencji w układzie województw w stosunku do 2015 roku.
Jak na dłoni widać, że najbardziej zmobilizowali się mieszkańcy Polski Zachodniej, szczególnie: województwa lubuskiego (różnica wyniosła 21 procent, 2,7 pkt. proc.) i zachodniopomorskiego (18 procent, 2,5 pkt. proc.).
Na wschodzie różnica jest za to najmniejsza. W Małopolsce różnica wyniosła 5 procent (1 pkt. proc.), na Podkarpaciu – 7 proc. (1,3 pkt. proc.). Z kolei na Mazowszu do godziny 12 było tylko o 6 procent (1,1 pkt. proc.) wyborców więcej, niż cztery lata temu.
Co z tego wynika? Jak zauważył dziennikarz Konrad Piasecki... nie wiadomo. "Konia z rzędem temu, kto już wie, komu posłuży wyższa frekwencja na zachodzie Polski" – napisał na Twitterze.
