
Debiutancka książka "Kontakt. Polskie specsłużby w Afganistanie" ściągnęła do jego mieszkania oraz współpracującego z nim Wydawnictwa Bellona funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej z nakazem przeszukania. Prokuratura żądała zaś wydania wszelkich materiałów z pracy nad ów publikacją. Autor nie złożył jednak broni. Tym razem zdradza kulisy działania służb w "Hajlajf".
Była naga od pasa w górę. Martwa i biała. Chyba cała krew, jaką miała w ciele, spłynęła na wycieraczkę pod jej nogami. Była też na szybach, klamkach i chyba nawet zagłówkach. Nad lewą piersią miała głęboką ranę, ale więcej krwi wypłynęło z jej rozciętego gardła. Rozchlastanego, rozerżniętego tak okropnie, że było to aż groteskowe.
Sytuacja była patowa. Służby niby sobie ufały, niby współpracowały, ale tak na wszelki wypadek za mordy się trzymały. [..] Ta jedna fotografia, zdobyta dzięki przytomności umysłu Sztylca, sprawiała, że CIA było na łasce i niełasce Polaków. Oczywiście była to sytuacja komfortowa... ale tylko pozornie, bo Centralna Agencja Wywiadowcza nie lubiła być na łasce i niełasce.
– Gratuluję, Radek. Naprawdę zapracowałeś na ten awans – powiedział śmiertelnie poważnie i uścisnął rękę Sztylca. Ten pomyślał, że jeśli siwiejący oficer ma jeszcze coś w zanadrzu, to chyba tylko to, że po majorze zostanie bezpośrednio szefem sztabu. Wciąż był zdziwiony, a nawet wystraszony, ale zamknął już usta, a nawet był w stanie wydukać: – Ku chwale ojczyzny.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Bellona