
Na długich dystansach nie masz statystycznie żadnych szans z Afrykaninem - takie są fakty, które spędzają sen z powiek trenerów i ekspertów z reszty świata, a rasistom dają pretekst do żartów. I mało tego - najwięcej mistrzów maratonu pochodzi z maleńkiego ludu w Kenii. Dlaczego?
Kenia stała się ojczyzną najszybszych biegaczy długodystansowych. W ostatnich latach reprezentanci tego nieco liczebniejszego od Polski kraju (w tym roku szacuje się, że populacja wynosi niespełna 50 mln), nieprawdopodobnie często wchodzili na najwyższe stopnie podium na igrzyskach i mistrzostwach - od biegu na 800 metrów po maraton.
Wystarczy rzucić okiem na wyniki. "Zauważysz, że mniej więcej 70-80 proc. zwycięzców od końcówki lat 80., kiedy poziom technologii i odżywiania Wschodniej Afryki zaczął doganiać Zachód, pochodzi z Kenii" - czytamy w artykule serwisu "The Atlantic".
Wyjaśnienia tego stanu rzeczy są przeróżne - jedne opierają się na środowisku, drugie na genach, a jeszcze inne na stereotypach dotyczących biedy i zacofania. W książce "Dogonić Kenijczyków" Adharanand Finn wyjaśnia, że Kenijczycy wszędzie biegają: do szkoły, za autobusem, do sklepu w innej wiosce.
Badacze mieli rację - Kalendżin zużywają stosunkowo mniej energii, ale nie dlatego, że ich nogi są szczuplejsze. Jest dokładnie odwrotnie: nogi są szczupłe dzięki doskonałej ekonomii biegu. Kalendżin są tak wydajni, że nie potrzebują dużych mięśni.
