
Reklama.
Kultowy wokalista przeszedł wylew w lipcu w Londynie. Trafił do szpitala, odwołał wszystkie koncerty, by po dwóch miesiącach wreszcie powrócić do domu. Opowiedział o kulisach walki o powrót do zdrowia.
– Polecieliśmy do Londynu z przyjaciółmi, to był mój dziesiąty koncert. Zdążyłem zaliczyć ten koncert 12 lipca i znaleziono mnie nad ranem w hotelu. Po kilkunastu godzinach po prostu leżenia. Z dużą pomocą bożej opatrzności, jak myślę, przeżyłem to i zostałem zawieziony do jednego z najlepszych szpitali. Nie było wiadome, czy przeżyję, czy nie trzeba będzie otwierać mojego mózgu – powiedział muzyk w "Dzień Dobry TVN".
A potem zaczęła się żmudna i konsekwentna walka o powrót do sprawności. Muniek zaczął w pewnym momencie wspominać o nowej płycie. – Lekarze brytyjscy stwierdzili, że przeżyłem tę pierwszą krytyczną noc, i poruszam kończynami. A potem się okazało, że mówię. Zacząłem kojarzyć, słuchać muzyki, to wszystko do mnie zaczęło docierać. I mówię tak sam do siebie i do mojego syna: Janek, ale co z moją płytą? Przecież ja nagrałem płytę? A Janek, mój syn, mówi: tato, ty jesteś po wylewie, uspokój się z tą płytą w ogóle – mówił w TVN.
I zdobył się na wyznanie, dlaczego doszło do potężnych kłopotów ze zdrowiem.
– Przyczyną wylewu było całe moje życie. 200 na godzinę przez 40-parę lat. Ja byłem bardzo aktywny i bardzo ambitny. Byłem pracowitym s***em, który pracował, bo ciągle mu się wydawało, że jest nieśmiertelny. (...) Tylko kolegów i koleżanki odwiedzałem w szpitalach. Myślałem, że mnie to na pewno nie dotyczy – zakończył.
– Przyczyną wylewu było całe moje życie. 200 na godzinę przez 40-parę lat. Ja byłem bardzo aktywny i bardzo ambitny. Byłem pracowitym s***em, który pracował, bo ciągle mu się wydawało, że jest nieśmiertelny. (...) Tylko kolegów i koleżanki odwiedzałem w szpitalach. Myślałem, że mnie to na pewno nie dotyczy – zakończył.
źródło: "Dzień Dobry TVN"