Jest dziennikarzem sportowym, publikuje w "Fakcie". Od lat pasjonuje się piłką afrykańską. Był na trzech mistrzostwach Czarnego Lądu, kolejno w Tunezji, Egipcie i Ghanie. Przeprowadzał ekskluzywne wywiady z czołowymi afrykańskimi graczami, a przed mundialem w RPA napisał książkę: "Afryka gola". Jeżeli z kimś porozmawiać przy okazji Pucharu Narodów Afryki to tylko z Michałem Zichlarzem, bo jest w tej kwestii chodzącą encyklopedią.
- Czytałem kiedyś Pana rozmowę z gwiazdorem kadry Kamerunu, Patrickiem Mbomą...
- To był 2004 rok, Tunezja. Pojechałem do hotelu, w którym przebywali Kameruńczycy i podchodzę do niego. On się bardzo zdziwił. Dopytywał czy aby na pewno jestem Polakiem. I co ja, przybysz z dalekiego lądu, robię na afrykańskim turnieju. Ale w końcu uśmiechnął się i pozwolił mi na zadanie mu pięciu pytań.
- Ciężko jest dotrzeć do tego typu piłkarzy?
- Trzeba mieć jakieś kontakty, one pomagają. Pamiętam jak podczas jednego z turniejów pod wielką presją byli Nigeryjczycy. Nie szło im, prasa mieszała ich z błotem. Wtedy w ich kadrze znalazł się Emmanuel Ekwueme, który grał w Wiśle Płock i którego dobrze znałem. I wie pan co się stało? Oni nikomu nie udzielali wywiadów, a dla mnie zrobili wyjątek! Rozmawiałem z takimi piłkarzami jak Nwankwo Kanu i Jay Jay Okocha!
- Kasperczak też panu pomagał?
- Byłem na turnieju, w którym prowadził Senegal. Dzięki niemu dotarłem do El-Hadjiego Dioufa. I Papy Bouby Diopa, tego, który na mundialu w 2002 roku strzelił gola Francji. Podobnie było z Gwineą, której drugim trenerem był Krzysztof Zięcik, mało znany w naszym kraju trener. A szkoda.
- Nie wierzę, że nikt nie odmawiał dziennikarzowi z Polski.
- Jasne, zdarzało się. Gdy mój dobry kolega został rzecznikiem prasowym federacji kameruńskiej, napaliłem się na rozmowę z Samuelem Eto'o. Ale bez powodzenia, nie chciał pogadać. W sumie gdzie on, a gdzie ja. Podobnie było z Didierem Drogbą. A kapitan Nigeryjczyków Rigobert Song, gdy trzykrotnie do niego podchodziłem, udawał, że mnie nie widzi.
- A skąd w ogóle u polskiego dziennikarza taka fascynacja piłką w Afryce?
- Swego czasu w Londynie poznałem gościa z Kapsztadu. Skumplowaliśmy się, zaprosił mnie do siebie, a w 1998 roku byłem świadkiem na jego ślubie. Afryka mnie zaintrygowała, a że już wtedy pisałem o piłce, to łatwo było obie pasje połączyć.
- Właśnie zaczął się kolejny Puchar Narodów Afryki. Oglądałem trzy mecze i powiem szczerze, że na boisku z reguły dominował chaos. Mimo że grali uznani w Europie piłkarze...
- Ja bym mówił raczej o spontaniczności, skłonności do indywidualnych akcji. Taka reprezentacja Wybrzeża Kości Słoniowej ma uznanych graczy z Europy, każdy chce błyszczeć i ciężko ich zgrać. Stąd może pana wrażenie. Ale podam inny przykład, Sudan. Sami piłkarze z krajowej ligi, bez większych umiejętności, ale znakomicie zgrani, będący na boisku zespołem. Podobnie z Tunezją.
- Widział pan kiedykolwiek w turnieju głównym tak słaby zespół jak Gwinea Równikowa? Mecz otwarcia z Libią przypominał poziomem starcie Dolcanu Ząbki z Górnikiem Polkowice. Chwilami aż zęby bolały.
- (śmiech) Ale oni wygrali 1-0. Niemniej jestem pewien, że gdyby nie byli współgospodarzem turnieju, pewnie by nie awansowali. Ale to też ma swój urok. W tym roku na turnieju nie ma Kamerunu, Nigerii, Egiptu i RPA, a są Niger i Botswana. Zresztą ja pamiętam pierwszy mecz, który na żywo obserwowałem w Afryce. To był 2004 rok a Tunezja grała z Rwandą, będącą świeżo po wyniszczającej wojnie domowej. Tam grali ze sobą wspólnie Tutsi i Hutu, którzy jeszcze do niedawna zabijali się maczetami.
- Stadion w Gwinei znajduje się niedaleko więzienia, gdzie nie przestrzega się żadnych standardów. Z jednej strony wiwatujący kibice, z drugiej cierpiący, umierający ludzie...
- Nie ukrywam, że mam z tym trochę problem. Tam jeszcze od prawie 40 lat rządzi wciąż ten sam prezydent, który wprowadza standardy dalekie od demokracji. Ale to wszystko wiąże się z polityką. Gdy w Gwinei i Gabonie pojawiły się złoża ropy, od razu dla wielu zachodnich przywódców wczorajszy tyran stał się dziś partnerem w interesach. I do dziś wielu ludzi mocno się z nim liczy. Cóż, takie realia. Taki mamy świat.
- Która drużyna powinna okazać się najlepsza w turnieju?
- Oprócz Wybrzeża Kości Słoniowej mam trzech faworytów. Przede wszystkim Ghana, odnosząca ostatnio sukcesy na ważnych imprezach, pełna młodych gniewnych, jak Andre Ayew. Do tego Senegal ze świetną generacją napastników. A taki mój cichy faworyt to Tunezyjczycy. Klub stamtąd - Esperance Tunis - niedawno wygrał tamtejszą Ligę Mistrzów.
- Załóżmy, że odbiera pan telefon. Dzwoni Marek Jóźwiak z Legii Warszawy. Szukają piłkarza, do kupienia za 200-300 tysięcy euro, z Afryki. Kogo by pan polecił?
- Na pewno szukałbym głównie w reprezentacji Tunezji. O, już mam pewien pomysł. Youssef Msakni, wszedł z Marokkiem na ostatnie 30 min i zdobył piękną bramkę. Gra w lidze tunezyjskiej, myślę, że Legię byłoby na niego stać.
- Czytałem niedawno książkę Declana Hilla "The fix". Amerykański dziennikarz udowadnia w niej, że mecz Brazylia - Ghana na mundialu w 2006 roku został ustawiony. Twierdzi, że bukmacherzy z rynku azjatyckiego dotarli do afrykańskich piłkarzy i namówili ich do porażki, płacąc każdemu więcej niż obiecała federacja za ewentualne przejście Brazylii.
- Nie czytałem tej książki i nie znam tej sprawy. Ale przypomina mi się w tej chwili inna historia. W czasie jednego z turniejów Reinhard Fabisch, niemiecki trener Beninu powiedział publicznie, że ktoś oferował pieniądze jego piłkarzom. Mieli zagrać na konkretny rezultat. Ale wszystko jakoś szybko rozeszło się po kościach. A Ghana, o której pan mówi? Nie chce mi się w to wierzyć. Tam byli wtedy uznani piłkarze europejskich klubów. Piłkarze naprawdę godnie zarabiający. Trudno mi w to uwierzyć. Po co im to by było? Przecież grali mecz o ćwierćfinał mundialu!
Mam 40 lat. Dziennikarzem sportowym jestem od 1998 roku. Zaczynałem w katowickim oddziale „Gazety Wyborczej”. Od 2003 roku pracuję w wydawnictwie Axel Springer Polska jako reporter sportowy dziennika „Fakt”. Piszę też artykuły dla gazety „Sport”.
Publikowałem w „Przeglądzie Sportowym”, „Dzienniku” i „Gościu Niedzielnym”. Współpracowałem z nigeryjską gazetą „Sports Souvenir”, a także z japońskim magazynem “Weekly Soccer Digest”.
Moim hobby jest sport, a w szczególności piłka nożna, oraz podróżowanie po Czarnym Lądzie.
Książka AFRYKA GOLA! to mój debiut książkowy.