Ta choroba zmienia życie. Zarówno osoby, która się z nią zmaga, jak i tego, kto związał się z chadowcem. Chadowcem czyli z kimś, kto cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. To trochę tak, jakby być w związku z dwiema osobami, bo partner raz jest królem życia, żeby za chwilę tonąć w rozpaczy. – Ciężko żyje się z kimś na takiej huśtawce, to wymaga cierpliwości – mówi Małgorzata Strzelecka, która także usłyszała taką diagnozę.
Najpierw jest szczęście, radość, euforia i przyspieszenie, a za chwilę pojawiają się spowolnienie, pustka, izolacja, smutek i stany depresyjne. Tak w ogromnym skrócie funkcjonuje osoba z chorobą afektywną dwubiegunową. Określa się to jako epizod maniakalny i epizod depresyjny. Z tym, że u różnych osób okresy te mają różne natężenie.
– Ciężko żyje się z kimś na takiej huśtawce, to wymaga cierpliwości. W depresji człowiek ma problemy z bliskością i z intymnością, spada mu libido, często jest zaniedbany fizycznie, bo nie ma siły, ani motywacji, żeby się umyć, żeby się ogarnąć. Umówmy się... w oglądaniu swojego partnera w takim stanie nie ma nic atrakcyjnego – mówi Małgorzata Strzelecka, autorka bloga i kanału na Youtube DwubieguNova.
Małgorzata zgodziła się być naszą przewodniczką po świecie osób z chorobą afektywną dwubiegunową. Od czterech lat jest nią także dla wszystkich tych, którzy usłyszeli taką diagnozę oraz dla ich bliskich.
Jej działalność w social mediach pomaga zrozumieć chorobę, otwiera oczy otoczeniu chadowca. – To pomaga, bo poszerza perspektywę patrzenia na całe zjawisko. Często pisze do mnie chadowiec i pyta, czy może pokazać mój filmik swoim bliskim, bo nie umie o tym opowiedzieć. Wtedy bliscy reagują np. tak: "Boże, nie wiedziałam, że tak się czujesz". To umożliwia dialog – zaznacza nasza rozmówczyni.
Diagnoza choroby afektywnej dwubiegunowej
Jeśli chadowiec wie, że zmaga się z taką chorobą, jest zdiagnozowany, łatwiej o unormowanie życia. Można włączyć farmakoterapię i wesprzeć leczenie opieką specjalisty. W psychoterapii uczestniczyć może także partner takiej osoby.
– Chory w manii na ogół nie chce się leczyć, ponieważ nie rozumie, że jest chory. Czuje się bogiem, czuje, że ma świetne pomysły, na pewno się nie myli. Partnerzy osób z chorobą dwubiegunową w rozmowach ze mną mówią, że wszystkie sygnały na niebie i ziemi wskazują, że ich bliski to ma, ale są zrozpaczeni, bo nie wiedzą, co mają zrobić, żeby przekonać tego kogoś, żeby poszedł do lekarza. W manii raczej go nie przekonają... Jedyne, co wtedy uzyskamy to to, że potraktuje najbliższych jak wrogów i ucieknie – mówi w rozmowie z naTemat autorka kanału Dwubiegunova.
Podobnie wyglądało to także w jej przypadku. Każdego, kto próbował ingerować w jej zachowanie, hamować ją np. z troski, bo to, co robiła, mogło być niebezpieczne, uważała za nudziarza, kogoś byle jakiego, kto ją ogranicza.
Małgorzata Strzelecka wyjaśnia, że w takim okresie chadowiec czuje, że jego życie jest dla niego za ciasne. Ma niewystarczająco fajnego partnera, niewystarczająco dobrą pracę, stać go na więcej.
– Bierze 15 kredytów, zakłada firmy, wchodzi w spółki. Ewentualnie sprzedaje dom, żeby objechać świat dookoła. Poznaje nowych partnerów, ma skłonność do ryzykownych zachowań, ponieważ uważa, że jest bogiem, co oznacza, że jest też kuloodporny. To jest trochę tak, jak po alkoholu, człowiek ma wrażenie, że z każdym może wejść w bójkę, w utarczkę i wszystko się uda, ze wszystkiego wyjdzie cało – opisuje.
W manii chadowiec często odrzuca swojego partnera i odchodzi. Zdrady podczas tego epizodu nie są niczym wyjątkowym. Poza tym bywa i tak, że taka osoba nadużywa alkoholu lub zażywa narkotyki. Po pewnym czasie mania się kończy. Czasami sama, a czasami nie. Bez leków ten stan może trwać naprawdę długo.
Po tak intensywnym epizodzie manii, chory bywa naprawdę wyczerpany. Jest wyeksploatowany niespaniem, bo funkcjonuje na takich obrotach, jak po amfetaminie – jak mówi DwubieguNova.
– Czyli jakby z balonika zeszło powietrze. Przechodzi w drugi biegun czyli w depresję, która jest tak samo silna, jak wcześniej była mania. Im wyższa górka, tym niższy dołek później – wyjaśnia.
Instrukcja obsługi chadowca
Diagnozę chorobie żony mąż Małgorzaty Strzeleckiej przyjął z... ulgą. To zmieniło jego myślenie, ponieważ wiedział już, co stoi za tak "dziwnym" zachowaniem.
– Na początku błądziłem, nie miałem pojęcia co się dzieje, jakie są tego powody. Nie słyszałem wcześniej, żeby ktoś z powodu doła wszedł do szafy i nie wychodził przez parę dni... U nas tak było. Gdy dowiedziałem się, że jest to choroba psychiczna, czym się charakteryzuje, wiedziałem, że trzeba uzbroić się w cierpliwość i duże pokłady empatii. Zrozumiałem, jakie błędy robię, że nie powinienem być tak wymagający. Na pewno bardzo mi to pomogło. Bo wiele zrozumiałem – mówi mąż Strzeleckiej.
Diagnoza pozwala sięgnąć po "instrukcję", co na pewno ułatwia funkcjonowanie w związku. W swoim partnerze widzi się chorego człowieka, zamiast np. leniwego. To pozwala odpowiednio działać, nie krzywdzić zarówno partnera, jak i siebie.
Mój chłopak wyrywał mi nóż z ręki
Chłopak Mileny zdawał sobie sprawę, że dziewczyna chodzi na terapię, że jest pod opieką psychiatry. Oboje myśleli jednak, że to depresja. Kiedy dowiedziała się, że ma dwubiegunówkę, popłakała się, ale on przyjął to "tak po prostu", akurat szedł do niej z kwiatami.
– Najgorzej jest jak nie biorę leków, robię się nieznośna. Zazwyczaj mam wtedy okres depresyjny i robi się o wiele gorzej. Trzeba mnie pilnować, bo zaczynam nagle płakać. Rzadziej, bo rzadziej, ale zmieniają mi się też wtedy nastroje, z radosnego szybko przechodzę w smutny – mówi Milena.
Kiedy bierze leki, jest, jak mówi, ustabilizowana. Przez farmakoterapię przytyła dwa rozmiary, uważa, że to też może być trudne dla jej partnera. Gdy pytam ją, jak on reaguje wtedy, kiedy jest gorzej, słyszę, że "trochę się śmieje".
– I ja też wtedy śmieję się przez łzy, bo on mówi, że zachowuję się jak dziecko. Rzeczywiście włącza się mi taki tryb: zauważ mnie, bądź obok. Kiedyś przypadkiem zauważyłam, że napisał do koleżanki, że ciężko się żyje z osoba z dwubiegunówką... Nie było mi wtedy łatwo – podkreśla.
Nasza rozmówczyni zdaje sobie sprawę z tego, że jej chłopak – mimo że zazwyczaj wie jak się zachować – staje przed bardzo trudnymi zadaniami. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy zapomina wziąć leki.
– Jak idę do pracy, to mam swój rytuał, rano śniadanie w pracy, kawa i leki, ale jeżeli coś mnie z tego wybija, to już tak niekoniecznie o tym pamiętam. Była taka sytuacja, po której psychiatra powiedziała mi, że miałam najprawdopodobniej atak padaczki. Obudziłam się, jak mój chłopak wyrywał mi nóż z ręki, a później nie byłam w stanie mówić. Myślałam, że byłam w jakimś stanie psychotycznym. Mój partner z 30 minut rozmawiał z moimi rodzicami zastanawiając się, czy to już jest czas, kiedy trzeba zabrać mnie do szpitala psychiatrycznego – wspomina Milena.
Nienawidziłam go
Katarzyna ma 43 lata. Mężatką jest od 21 lat. W październiku ubiegłego roku u jej męża zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową sezonową. Choroba jej męża prawie doprowadziła do ich rozwodu. Kobieta przypłaciła to depresją.
Przez pierwsze lata małżeństwa mężczyzna nadużywał alkoholu. Staczał się. Walka o niego nie była łatwa, ale się udało. Nie pije już od 12 lat. Lekarze ostrzegali, że mężczyzna może być pobudzony po odstawieniu alkoholu, ale nasza rozmówczyni zastanawia się, czy już wtedy nie był to epizod chad.
– W porze wiosenno-letniej mój mąż co roku był pobudzony, miał dużo pomysłów. Myślałam, że pewnie chce nadrobić stracony podczas picia czas i stara się dokończyć budowę domu. Tak też mówił. Niepokojące było jednak to, że miał tak wiele energii i pomysłów, często bez szans na realizację. Ten stan źle działał na mnie. Robiłam się nerwowa, niespokojna. Coraz częściej się kłóciliśmy. Z roku na rok było coraz gorzej – wspomina.
Katarzyna kontynuuje, że gdy przychodziła jesień, jej mąż wpadał w letarg, był jakby nieobecny. Złościła się, że wszystko ma gdzieś, że nic go nie rusza. Teraz już wie, że to była depresja.
– Był wyłączony, obojętny. Mimo moich próśb nie chciał iść do lekarza. Byłam zła na niego. Mogłam zmieszać go z błotem, a on nie reagował. Oddaliliśmy się bardzo od siebie. Coraz bardziej go nienawidziłam – zaznacza i dodaje, że ostatni rok był koszmarny.
– Kiedy znowu przyszła mania, w seksie stał się jak zwierzę, byle się zadowolić, obrócić plecami i spać. Kazałam mu zrobić sobie oddzielną sypialnie. Nie protestował. Doszło do tego, że nie dawał pieniędzy na rachunki, na jedzenie, na utrzymanie dzieci. Wydawał je w sposób niekontrolowany. W nocy wykańczał poddasze domu. Spał może 2, 3 godziny. Tłukł się, a ja i dzieci nie mogliśmy spać. Doprowadzał mnie do obłędu.
W końcu się wyprowadził. Ona złożyła wniosek o rozwód. Zaczęła go też nagrywać, bo był pobudzony, agresywny, wulgarny. Nie rozumiała, dlaczego tak się zachowuje.
Pisała, dzwoniła, ale on się nie odzywał. W końcu odpuściła. On skontaktował się z nią we wrześniu, miał depresję. Dotarło do niego, że jego żona naprawdę chce rozstania, bo dostał papiery rozwodowe.
Kiedy to wszystko się działo, kiedy nie miała wsparcia męża, zdradziła go. Myślała, że u boku innego poczuje wsparcie. Kochanek początkowo dał jej to, czego oczekiwała. Jednak kiedy chciała odejść, nie chciał na to pozwolić. Ta historia skończyła się jego próbą samobójczą, chciał się powiesić.
Kobieta wpadła w depresję. Dziś jest na lekach przeciwdepresyjnych. Postanowiła dać szansę mężowi. Wrócił do domu. Usłyszał też diagnozę. Wreszcie zaczęli się dogadywać, ale bywa różnie.
– Miesiąc temu dostał lek, który podkręcił go za bardzo. Jest pobudzony, podejrzliwy, ma dużo pomysłów, szaleje z zakupami. A ja... boję się. Znów niepewność. Wiem jednak, że to początek leczenia, że trzeba dostosować leki i dawkę. Zastanawiam się czy dam radę z nim żyć, czy wytrzymam to psychicznie. Życie z taką osobą to rollercoaster, ale jemu też jest ciężko – kończy rozmowę Katarzyna.
Terrarium
Małgorzata Strzelecka wyjaśnia, że leki na każdą osobę działają trochę inaczej, bo i każdy przebieg choroby jest trochę inny. – Jeśli ktoś ma CHAD w miarę spokojny i bierze leki, które na niego dobrze działają, to może przejść w stan remisji, czyli w taki okres, gdy nie występują objawy nawet przez kilka czy kilkanaście lat. Są natomiast osoby, które mimo brania leków - ja do takich należę - nadal mają górki i dołki, one są bardziej płaskie, ale nadal występują – mówi.
Część osób z chadem może normalnie pracować, mają rodziny. Są też i tacy, którzy nie są w stanie tak ułożyć sobie życia. – Ja nie jestem w stanie utrzymać etatu, bo mam takie dołki, w których nie umiem się zaktywizować – słyszę.
Jeśli o manię chodzi, to jej mąż znalazł na nią sposób. – Znalazł na mnie metodę, która zadziałała, pt. "tak kochanie, ja się na wszystko zgadzam, zrobimy to, to jest świetny pomysł, ale jutro". Nie neguje tego co wymyślam. Raz skończyło się jednak tak, że prawie się rozstaliśmy – opowiada i dodaje, że ona ma ChAD z szybką zmiana faz, czyli "rapid".
Jednym z takich pomysłów było kupno terrarium i węża. Wydała na to pieniądze ze sprzedaży samochodu. To było jeszcze przed diagnozą. – Innym razem postanowiłam na raz zrobić dwa kursy na tłumacza przysięgłego i podejść do dwóch egzaminów. Później zdjęła mnie depresja i efekt nie był piorunujący. Nie mówiąc o tym, że mam duży kredyt, który spłacam i będę go spłacać jeszcze z 10 lat. Założyłam firmę, w której później miałam odlot i nie przyjmowałam klientów, bo zjednoczyłam się z wszechświatem aż tak dalece, że nie interesowało mnie życie doczesne – mówi DwubieguNova.
Jeśli ktoś nie wie, że to jest choroba, to obarcza pełną odpowiedzialnością chorego. Choć i sądy nie zawsze uznają, że działania w manii są działaniami w stanie niepoczytalności. Zarówno w manii, jak i w depresji występują zniekształcenia poznawcze.
– Żyje się w świecie, który nie jest prawdziwy. W maniach zdarzają się też psychozy. Słyszenia głosów, tzw. manie prześladowcze, ma się wrażenie, że wszyscy o nas mówią, wszyscy się z nas śmieją – opowiada.
Inwestowanie w czarną dziurę?
– Bycie z kimś takim jest ciężkie, dlatego wiele osób mówi: "Daj sobie spokój, bo można przegrać życie". Uważam jednak, że o miłość warto walczyć. Warto walczyć zawsze, pod warunkiem, że druga osoba też chce – mówi Małgorzata Strzelecka.
Nasza rozmówczyni dodaje, że podstawą powinno być leczenie. Jeśli chory się na nie zgadza, oznacza to, że zależy mu na związku. – W innym wypadku piekło będzie się powtarzało. To nie jest ani jego wina, ani twoja, ale to ty będziesz ofiarą. To twoje dziecko będzie cierpieć. Twoim obowiązkiem jest chronić siebie i dziecko. Leczenie daje duże szanse, że to życie będzie normalnie wyglądało – podkreśla.
– Najtrudniejsze jest to, że czasami trzeba poświęcić tej drugiej osobie trochę więcej uwagi i czasu niż by się chciało, bo miałoby się ochotę na coś innego. Trzeba odstawić swoje plany na bok i skupić się na tym, co się dzieje, żeby opanować sytuację. Człowiekowi jest ciężko nadążyć za zmianami i je zrozumieć. Trzeba nauczyć się rozróżniać, że np. poprawa humoru nie jest tylko poprawą, że może już być górką, ale wcale nie musi, że gorszy nastrój jest chwilowy i nie jest symptomem zapowiadającym dłuższy okres dołka – dzieli się swoimi doświadczeniami mąż Małgorzaty.
Ważne, by partner zawsze pamiętał, by zadbać o siebie, bo jeśli sam opadnie z sił, to choremu też nie będzie w stanie pomóc. Warto dbać wspólnie o higieniczny tryb życia, zachowywać względną aktywność i pielęgnować swoje pasje, które pozwolą zachować zdrową równowagę mimo chadowej sinusoidy.
Mania lub depresja, czyli górka lub dołek, mogą trwać nawet kilka miesięcy. ChAD polega na tym, że chory ma epizody depresyjne i epizody maniakalne lub hipomaniakalne. Hipomania jest lżejszą fazą niż mania i różni się od niej tym – chory również jest pobudzony, bardziej optymistyczny, czasami drażliwy – że nie traci się całkowitego kontaktu z rzeczywistością. Chadowiec jest świadom tego, że jest w górce, tym bardziej jeśli się leczy.
Małgorzata Strzelecka
autorka bloga DwubieguNova
Ci wszyscy zbłąkani partnerzy wracają do domu z podwiniętym ogonem. Mają poczucie winy. Są zrozpaczeni, bo uważają, że zniszczyli życie sobie i bliskim. Zdarza się, że chcą się zabić, bo nie potrafią sobie z tym wszystkim poradzić. Czasem partner im wybacza, czasami nie jest w stanie tego zrobić, bo za dużo się zadziało.
Dochodzi do rozwodów, do upadłości konsumenckich, do sytuacji, w których ktoś ląduje pod mostem, bo nie ma za co żyć. W najlepszym razie wraca do rodziców. To są złamane życia ludzi, którzy zostają bez pieniędzy, z długami, bez perspektyw, bez rodziny, bez przyjaciół. Wszystkim zrobili już tyle złego, że nikt nie chce ich widzieć.