Najgorszym mitem krążącym wśród rodziców jest ten o szkodliwości szczepionek. Wszystkie teorie o tym, że np. szczepienia powodują autyzm, dawno zostały obalone, a nadal krążą na portalach społecznościowych. Szczepionki tak naprawdę powodują tylko jedno: dzięki nim dzieci mogą dorosnąć – tłumaczy w wywiadzie dla naTemat Heidi Murkoff, pisarka, autorka wielu poradników dla rodziców i tego najbardziej poczytnego, znanego na całym świecie - "W oczekiwaniu na dziecko”.
Czytając "W oczekiwaniu na dziecko", mam wrażenie, że Pani doskonale wie, o co chcą zapytać kobiety, które myślą o ciąży, boją się, że są w ciąży, bardzo chcą być w ciąży i oczywiście te, które są w ciąży. Skąd Pani wie, czym martwią się te wszystkie dziewczyny i jakie nurtują je pytania?
Cały czas dostaję pytania od świeżo upieczonych mam, jak również od tych kobiet, które marzą o macierzyństwie, od tych, które są w ciąży, od tych, które mają niemowlaki, jak również od tych, które mają trochę starsze dzieci. Czasami te pytania się powtarzają, ale często pojawiają się nowe.
Pierwsze wydanie książki pojawiło się w Stanach Zjednoczonych w latach osiemdziesiątych (w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych) XX wieku. Czym różni się najnowsze wydanie, już piąte, od tego pierwszego?
Pewne rzeczy na temat ciąży i macierzyństwa są niezmienne. Należą do nich różnego rodzaju bóle, zgaga, nudności, obrzęki stóp. To samo dotyczy dzieci - od zarania dziejów dzieci czasami są trudne, a czasami to słodkie przylepy. Jednak jest też wiele rzeczy w podejściu do ciąży, które przez te czterdzieści lat bardzo się zmieniły.
W latach osiemdziesiątych XX wieku ciąża to nie było coś, czym należało się chwalić, czym należało się publicznie cieszyć np. na portalach społecznościowych, których oczywiście wtedy nie było. Ciążowy brzuszek to było coś, co ukrywało się starannie pod obszerną sukienką. Jednak czasy się zmieniły i teraz ciąża jest powodem do dumy i radości, chwalimy się nią rodzinie, przyjaciołom i znajomym (a czasem też nieznajomym) w Internecie. Tak więc w tej kwestii zaszły ogromne zmiany.
Ja urodziłam swoje dziecko szesnaście lat temu. To, co wtedy było uważane za obowiązujące, jeśli chodzi o przebieg ciąży, poród czy pielęgnację noworodka, dziś bywa nieaktualne. Zastanawiam się, czy to kwestia postępu medycyny czy może zmieniających się mód?
To kwestia obu tych czynników. W czasie gdy książka ukazała się po raz pierwszy, pewne procedury związane z porodem, takie jak nacinanie czy golenie krocza, wykonywano rutynowo, a z drugiej strony bardzo rzadko podawano rodzącym środki przeciwbólowe.
Kiedy ja rodziłam dwójkę swoich dzieci, ukazała się dość popularna książka "Our Bodies, Ourselves". Wtedy panowała moda na świadomość własnego ciała, na to, żeby poród przebiegał w sposób naturalny, żeby medycyna jak najmniej w niego ingerowała. Aby to zapewnić, nie podawano znieczulenia.
W tamtych czasach prawie wszyscy lekarze położnicy to byli mężczyźni, a mężczyźni przecież nigdy nie byli w ciąży. Dominował wtedy wybitnie paternalistyczny stosunek do pacjentek. Doktor wkraczał ze swoją wiedzą, klepał pacjentkę po ramieniu, mówiąc: nic się nie przejmuj, o nic nie pytaj, ja się tym zajmę, wiem, co robić. W tamtym czasie prowadziło to do konfliktów między matkami a lekarzami.
Teraz, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, to nastawienie jest o wiele bardziej partnerskie. Wychodzi się z założenia, że to kobieta najlepiej wie, co się dzieje z jej ciałem, a lekarz ma wiedzę medyczną, która może pomóc. Muszą więc współpracować, to dotyczy również położnej, żeby osiągnąć jak najlepszy efekt.
W Polsce świeżo upieczone mamy i kobiety w ciąży często muszą opędzać się od nieustannych "dobrych rad” rodziny i znajomych. Czy na całym świecie jest podobnie?
Słyszałam o tym na całym świecie, więc to nie jest polska specyfika. Wczoraj, kiedy po spotkaniu podpisywałam książki, podeszła do mnie jedna z ciężarnych uczestniczek spotkania i poprosiła, żebym napisała na jej egzemplarzu dedykację dla jej mamy.
Chodziło jej o to, żeby mama też przeczytała tę książkę i była wyposażona w aktualną wiedzę. Jeżeli coś się wygłasza jako własną opinię, czasem trudno to obronić, ale jeżeli ma się za sobą autorytet książki, powinno to być łatwiejsze.
W dawnych czasach było naturalne, że tego rodzaju wiedzą kobiety się dzieliły; przechodziła ona z matki na córkę, z ciotki na kuzynkę, z siostry na siostrę, bo nie było żadnych innych źródeł. Nie było książek, nie było Internetu. Starsze pokolenie być może cały czas wierzy w wartość ustnie przekazywanej wiedzy. Ale, choć nie chcę nikogo zniechęcać do dzielenia się wiedzą, to warto sobie zdawać sprawę z tego, że obecnie jednak żyjemy w innych czasach i powinniśmy się opierać na źródłach, które są nieco bardziej wiarygodne.
Wśród przyszłych mam i ojców krąży wiele mitów, szczególnie tych medycznych, związanych ciążą, porodem, opieką nad noworodkiem i niemowlęciem. Które Pani zdaniem są najbardziej niebezpieczne i wymagają jak najczęstszego prostowania w mediach?
Najgorszym mitem, z którym bezwzględnie należy walczyć, jest mit o szkodliwości szczepień. Wszystkie teorie o tym, że szczepienia np. powodują autyzm, zostały dawno obalone. Jednak jeśli coś raz zaistnieje w Internecie, to nadal w im krąży, i z tym należy walczyć.
Widziałam lekarza w koszulce ze wspaniałym napisem: "Szczepionki powodują dorosłość”, bo tak jest w rzeczywistości. Kiedyś wiele dzieci umierało z powodu chorób, z którymi dziś można walczyć za pomocą szczepionek, i po prostu nie dożywało wieku dorosłego.
Jest wiele innych mitów, które mogą być szkodliwe, a krążą po sieci. Internet w ogóle jest problemem - można w nim znaleźć bardzo dużo informacji, które są niekompletne, sprzeczne, i to potwornie utrudnia rodzicom życie.
Pierwsza książka powstała, dlatego że w innych poradnikach nie mogłam znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały. W tej chwili są setki książek oferujących przeróżne odpowiedzi na przeróżne pytania. Jest też Internet, a w nim dr Google, dzięki któremu rodzice znajdują aż za dużo odpowiedzi - niektóre z nich są przerażające, nieprawdziwe i podważające zaufanie do lekarzy.
W sieci powszechne jest też zawstydzanie, osądzanie i ocenianie. Hejt nie omija także kobiet w ciąży i matek. Wmawia im się, że to czy tamto robią to źle, co powoduje utratę pewności siebie i wiary w sensowność swoich działań. Kobiety tracą zaufanie do samych siebie i to jest bardzo zły wpływ Internetu.
Kobiety, przynajmniej w Polsce, coraz później decydują się na dziecko. Czy według Pani może to spowodować zmiany w zaleceniach dotyczących ciąży, porodu lub opieki nad dzieckiem?
To trochę zabawne, bo o ile rozwój cywilizacji wiele zmienił w sferze psychicznej i społecznej człowieka, a przynajmniej kobiet, o tyle nasza biologia się nie zmieniła.
Okienko płodności zostało mniej więcej takie samo jak wtedy, kiedy dożycie czterdziestki było sporym sukcesem. Kobieta rodziła dziecko i wkrótce umierała, często rodząc kolejne dziecko. Jesteśmy w konflikcie, bo cywilizacja każe nam się uczyć, robić karierę, znaleźć właściwego faceta, a nasze okno zamyka się w tym samym wieku co dawniej.
To niesprawiedliwe, że kiedy kobieta znajduje się w optymalnym miejscu swojego życia, kiedy zrobiła karierę, zdobyła wykształcenie, to jej płodność zaczyna wygasać. To nie dotyczy wszystkich, bo oczywiście są kobiety, które są płodne po czterdziestce, ale to dotyczy tylko części z nich. I tutaj pojawiają się kliniki proponujące różne techniki wspierania płodności. To wspaniałe, że je mamy, ale to dalej niesprawiedliwe, że musimy z nich korzystać.
W zależności od wieku kobiety różnie podchodzą do ciąży. Jak szesnastolatka "wpadnie”, to cóż, "zdarzyło się” - będzie podchodzić luźno do zaleceń lekarza i raczej nie będzie czytać żadnych książek. Czterdziestolatka, która kontroluje każdy aspekt swego życia, podobnie podejdzie do ciąży, będzie się starała kontrolować wszystko, co można, i czego nie można kontrolować. Z drugiej strony ciąża może być naprawdę radosnym czasem, jeżeli tak długo się na nią czekało i jest się na tyle dojrzałym, żeby docenić, jakim jest darem.
Kiedy się dowiadujemy, że jesteśmy w ciąży, zwykle kupujemy poradnik, ściągamy aplikację, żeby wiedzieć, jak rozwija się i rośnie dziecko w naszym brzuchu. Podobnie postępujemy przez pierwszy rok życia dziecka. Często jednak zapominamy o tym drugim, bardzo ważnym roku. Pani napisała o nim książkę. Dlaczego drugi rok jest taki ważny?
Na ogół piszę książki na zamówienie społeczne. Moje poradniki są odpowiedzią na pytania, które ludzie mi zadają. Decyzja o napisaniu pierwszej książki zapadła, dlatego że sama zostałam mamą i chciałam przekazać innym mamom wiedzę, do której ja nie miałam dostępu.
Po opublikowaniu "W oczekiwaniu na dziecko" zaczęły przychodzić listy z pytaniami. Wtedy jeszcze ludzie pisali listy z pytaniami np.: "Wyszłam ze szpitala z noworodkiem, ale co dalej, co mam robić, bo nie mam pojęcia?” i to był impuls do napisania "Pierwszego roku życia dziecka". Potem zaczęły przychodzić kolejne pytania: "Pierwszy rok się kończy i dalej nie wiem, jak wychowywać moje dziecko” i tak powstała książka "Drugi rok życia dziecka".
Kiedy dziecko zaczyna raczkować, mama ma co prawda coraz mniej czasu na czytanie książek, ale bardzo ważne jest, żeby rozumiała, co się z tymi raczkującymi dziećmi dzieje, i dlatego należy jednak zajrzeć do książki.
Trzeba się dowiedzieć, skąd się biorą napady złości, kłótnie o wybór ubranek, jak odpowiadać na miliony zadawanych pytań, zrozumieć, dlaczego np. dziecko nie chce włożyć kaloszy, kiedy pada deszcz, albo dlaczego rzuca w nas butami. To jest ten moment, kiedy dziecko i matka przestają być jednością - nasz maluch staje się odrębną osobą, stawia pierwsze kroki na drodze do odkrycia swojej tożsamości i dlatego próbuje wyrażać swoją opinię np. za pomocą własnych piąstek.
Właśnie tym czasie mama po raz pierwszy spotyka się z takim zachowaniem, ale na pewno nie ostatni. Niektórzy mówią, że raczkowanie to pierwszy etap okresu dojrzewania. Wtedy rozpoczyna się proces separacji dziecka od rodziców. To jest ten moment, kiedy rodzice i dziecko ustalają relację pomiędzy nimi i wtedy często dochodzi do kłótni, bo to swego rodzaju walka o władzę, o to, kto kontroluje sytuację.
Z tego powodu, kiedy ludzie pytają, dlaczego nie piszę książki "Czego się spodziewać po nastolatkach", odpowiadam im, żeby przeczytali książkę o drugim roku, to to samo (śmiech).
Wybieraj bitwy, które chcesz stoczyć, nie kłóć się o wszystko, ustalaj granice, których według ciebie bezwzględnie nie należy przekraczać, i trzymaj się ich. Zachowaj przy tym spokój, pogodę ducha i poczucie humoru.
Jak Pani sądzi, jakie zdobycze medycyny, technologii najbardziej wsparły kobiety w kwestii rozrodczości i macierzyństwa w ciągu ostatnich dziesięciu lat?
Myślę, że dokonał się ogromny postęp w zakresie diagnostyki prenatalnej oraz technik wspierania płodności, ale najważniejsza jest zmiana nastawienia do matek i kobiet w ciąży. Dzięki temu mają one większą możliwość wyboru procedur i standardów, jakie mogą zostać zastosowane.
Wcześniej medycyna działała według ustalonych, konkretnych zasad, teraz jest wybór, nie zawsze, ale częściej jest. W Stanach Zjednoczonych jest nacisk na to, żeby poród był mniej "zmedykalizowany”. Więcej matek decyduje się na poród naturalny po wcześniejszym cięciu cesarskim.
Kiedyś lekarze mówili, że po pierwszej cesarce nie można już rodzić naturalnie. Teraz są bardziej otwarci i jest możliwość, by rodzić drogami natury, choć oczywiście nie zawsze to się udaje ze względu na bezpieczeństwo matki czy dziecka. Jednak jeżeli jest taka możliwość, to decyzję podejmuje matka, a nie lekarz.
To cudowne mieć dostęp do wspaniałych zdobyczy medycyny, korzystać ze wsparcia personelu medycznego i techniki medycznej, ale trzeba mieć świadomość, że to tylko wsparcie, plan B. Planem A zawsze powinien być naturalny poród.
W wielu krajach wciąż bardzo duża liczba ciąż kończy się cięciem cesarskim. Czasami wynika to z wygody lekarza, gdyż takie działania można zaplanować w grafiku.
Tam, gdzie kobiety mają wybór, liczba porodów operacyjnych spada. Kobiety uważają, że przynajmniej spróbują urodzić drogami natury, a jeśli zajdzie taka konieczność, to zawsze można podjąć procedurę cięcia cesarskiego. Cesarka uratowała życie wielu kobietom, ale jak każda interwencja chirurgiczna niesie ze sobą ryzyko, więc nie ma sensu sięgać po nią, gdy nie jest to niezbędne.
Na koniec jednak zapytam (śmiech), kiedy napisze Pani poradnik o tym, jak postępować z nastolatkiem?
(Śmiech) Zachęcam, żeby zajrzeć do "Drugiego roku życia dziecka". Proszę mi wierzyć, ja przechodziłam przez to dwa razy i muszę przyznać, że było ciężko, ale patrząc z perspektywy tego, co przeżyłam, mogę powiedzieć, że trzeba być konsekwentnym, uczciwym, mieć świadomość, że to ty jesteś rodzicem, i nie brać wszystkiego do siebie. I koniecznie trzeba się uśmiechać. Powodzenia.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Rebis.