Na sequel najbardziej dochodowej animacji w historii kina widzowie musieli czekać aż 6 lat. Czy warto było? Jeśli jesteś fanem "Krainy lodu", to rozpłyniesz się w dalszych przygodach Elsy i spółki niczym bałwan Olaf przy kominku. Jeśli szukasz teorii spiskowych, to... również będziesz miał używanie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Pierwsza część inspirowanej baśnią Hansa Christiana Andersena "Krainy lodu" przyniosła Disneyowi ponad miliard dolarów, dwa Oscary i Złotego Globa. Nie uniknęła rzecz jasna kontrowersji. Zarzuty o zoofilię przemilczę, bo są niedorzeczne, ale wielu hejterów nie mogło spać po nocach, bo zastanawiało się nad orientacją seksualną jednej z głównych bohaterek. Czy sequel rozwiał wątpliwości? Nie do końca.
"Królowa śniegu" XXI wieku
Elsa od dziecka była inna - miała "moc", której nie miał nikt inny i która przynosiła jej same problemy. W końcu postanawia "wszystkim wbrew" zamknąć się na odludziu w "królestwie samotnej duszy". Metaforę pierwszej części, podobnie jak i cytowany tekst oscarowej piosenki "Mam tę moc", można interpretować wielorako, jednak wielu dopatrywało się w niej manifestu o wyjściu z szafy, wszak Elsa deklarowała: "Wyjdę i zatrzasnę drzwi!". To nie wszystkie przesłanki budujące tę teorię.
Disney w ostatnim czasie stara się łamać stworzone przez dekady schematy. "Kraina lodu" była rewolucyjna pod względem happy endu. Okazało się, że księżniczka wcale nie potrzebuje księcia na białym koniu, by przezwyciężyć przeciwności losu - ze śmiercią na czele. Miłość niejedno ma imię, bo w tym przypadku siłę dała jej druga kobieta, a konkretnie siostra, Anna. Myślę, że to nieoczywiste, rodzinne podejście było jednym z powodów, przez które animacja z 2013 roku okazała się tak gigantycznym przebojem. Po prostu więcej osób mogło się utożsamiać z bohaterkami.
Na wiele miesięcy przed sequelem spekulowano, czy Elsa okaże się lesbijką, bo skoro nie żyła długo i szczęśliwie z mężczyzną, to może stworzy związek z kobietą? "Kraina lodu 2" nie daje jednak ostatecznej odpowiedzi na pytanie o preferencje Elsy. Zastrzegam również, że ten wątek nie jest zamknięty i nawet nie wyklucza... aseksualności.
Magiczne science-fiction z doskonałym soundtrackiem
Skoro kontekst społeczny mamy już z głowy, to skupmy się na samym filmie. "Kraina lodu 2" nie wgniotła mnie w fotel jak poprzedniczka. Poprzeczka została ustawiona zbyt wysoko - zarówno pod względem treści, jak i strony audiowizualnej. Sequel nie jest zwykłym odcinaniem kuponów, bo był potrzebny. Przede wszystkim po to, by odpowiedzieć na inne pytanie dotyczące Elsy - skąd ma swoją lodową moc?
Jeśli pierwszą część możemy określić mianem fantasy, to druga jest jeszcze bardziej fantastyczna. Są w niej także zapożyczenia z filmów... science-fiction. Miałem takie wrażenie, gdy bohaterowie próbowali się porozumieć z tajemniczymi duchami lasu - czułem w tych scenach mocną inspirację "Kontaktem" lub "Misją na Marsa". Nie spodziewałem się, że można to tak ciekawie wpleść w baśniowy świat pełen klasycznej magii i potworów.
"Kraina lodu 2" przewyższa jedynkę na pewno pod względem wizualnym. 6 lat to szmat czasu w dziedzinie technologii - widać to szczególnie w scenie retrospekcji. W oczy rzucają się zwłaszcza gigantyczne oczy postaci, które niczym zwierciadła, nie tylko duszy, odbijają elementy otoczenia i szklą się tak realistycznie, że już chyba bardziej się nie da. Animacje do piosenek i scen akcji również są jeszcze bardziej "bombastyczne". Szczęka opadła mi przy widowiskowym fragmencie na i w morzu - scena z wodnym koniem to absolutny popis zarówno artystyczny, jak i mocy obliczeniowej współczesnych komputerów.
Film z 2013 roku zasłynął także mocą przebojów. Sequel na playliście ma chwytające za serce kompozycje, oparte na podobnych patentach. "Into The Unknown" (pl. "Chcę uwierzyć snom") ma szansę powtórzyć sukces "Let it go" za sprawą wpadającej w ucho wokalizy. Potencjał do śpiewania/wycia na domówkach jest ogromny. Do gustu bardziej przypadła mi jednak piosenka "Show Yourself", a najbardziej ballada rockowa stylizowana na lata 80. w wykonaniu Kristoffa ("Lost in the Woods"). To mogą być naprawdę wielkie szlagiery.
Zachowawczo, ale stabilnie
Sequel rozwija całe uniwersum. Poznajemy lepiej królestwo Arendelle i jego mroczną historię (ten motyw znów daje spore pole do politycznej interpretacji i refleksji). Pojawiają się też nowi bohaterowie, których potraktowano po macoszemu i praktycznie nic się o nich nie dowiadujemy - jestem jednak przekonany, że to tylko fundamenty pod kolejną część.
Sama fabuła niestety jest powtórką z rozrywki. Widzowie, którzy znają historię USA lub chociaż widzieli "Pocahontas", szybko rozgryzą główną intrygę. Nie ma już niestety takich zaskoczeń jak poprzednio. Ba! Powtórzony jest ten sam, główny schemat. Co nie znaczy, że film nie wciąga i nie rozczula ponownie. Nie zawiódł mnie autodestrukcyjny Olaf, rozbrajająco zdubbingowany przez Czesława Mozila, a wątek romansowy między Kristoffem a Anną rozkłada na łopatki.
"Kraina lodu 2" jest dość wtórną, ale niezwykle przyjemną dla oka i ucha kontynuacją, która nie zostanie takim kamieniem milowym jak pierwsza część. I trudno powiedzieć, czy Disneyowi zabrakło odwagi na kolejny, wywrotowy scenariusz, czy może po prostu widzowie nie są jeszcze na to gotowi.