W poniedziałek na miejscu tragedii w Koninie przeprowadzono eksperyment lokalny z udziałem prokuratora i biegłych. Ze wstępnych wyników badań wyłania się niepokojący obraz policyjnej interwencji. Według pełnomocnika rodziny zastrzelonego Adama, policjant nie miał żadnych powodów, by strzelać.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
W poniedziałek na placu zabaw przy ul. Wyszyńskiego w Koninie łódzki prokurator i biegli próbowali odtworzyć okoliczności wypadku, podczas którego zginął Adam. Eksperyment polegał na rekonstrukcji momentu oddania strzału przez policjanta.
Z badań wynika, że strzał padł z góry. Oznacza to, że Adam w chwili tragedii przewrócił się albo przynajmniej był pochylony. Policjant mógł stać za nim. Okoliczność ta może obalać hipotezę, że Adam chciał zaatakować policjanta nożyczkami. Miał je przy sobie podczas interwencji policji, jak ujawnił pełnomocnik jego rodziny były to nożyczki szkolne i miały zaokrąglone końce.
Biegli dokładnie zbadali trajektorię lotu pocisku. Zmierzyli też wysokość krawężnika, o który mógł się potknąć mężczyzna. – Jestem przekonany, że policjant w ogóle nie powinien wyciągać broni, bo nie było to konieczne – powiedział w rozmowie z "Faktem" Michał Wąż, pełnomocnik zabitego Adama.
Badania na zlecenie łódzkiego śledczego powinny lepiej pokazać moment tragedii. – Dopiero, gdy będziemy mieli wszystkie opinie oraz zebrane dowody będziemy mogli mówić o przedstawianiu ewentualnych zarzutów. To może potrwać tygodnie, a nawet miesiące. Na razie jesteśmy na wstępnym etapie ustalania przebiegu całego zdarzenia – powiedział "Faktowi" Wojciech Zimoń z prokuratury regionalnej w Łodzi.
Śmierć Adama można także odtworzyć na podstawie relacji bezpośredniego świadka, jakim był jego 15-letni znajomy. Chłopiec twierdził, że policjant od razu strzelał do Adama i zaprzeczał wersji policji o tym, że funkcjonariusz został wcześniej przez 21-latka zaatakowany.