"Żadna praca nie hańbi", "wstydzić można by się tylko pracy dla mafii", "zestawianie słów 'praca' i 'wstyd' samo w sobie jest nieporozumieniem". Takie komentarze pojawiły się pod naszym tekstem o pracy w korporacjach. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, szczególnie wśród młodych ludzi.
"Naprawdę trudno mi zebrać ekipę ludzi, którzy będą chcieli rzetelnie pracować i to wcale za niemałe pieniądze. Zatrudniłem młodych chłopaków, którzy mieli pracować jako pomocnicy. (…)Już po miesiącu okazało się, że jeden bardzo często "chorował", szczególnie w poniedziałki. (…)Drugi jeszcze nie zaczął porządnie pracować i już zażądał zaliczki" – opisuje przedsiębiorca branży budowlanej w liście do redakcji "Expressu Kaszubskiego".
Łatwego zadania nie mają też właściciele stolarni, mechanicy czy chociażby sklepikarze. Jeśli już znajdą kandydata do pracy, ten zaczyna mnożyć warunki – szczególnie finansowe. – Młodzi rozmowę o pracy zaczynają od wymagań finansowych, a nie od pokazania się jako dobrzy pracownicy – mówi naTemat Jan Wardyn, właściciel Drewaru – sporej stolarni na Pomorzu. – Od kilku lat w branży drzewnej jest zastój, więc płace nie rosną. Za to problem jest z nadgodzinami. Pomimo, że są lepiej płatne, młodzi pracownicy nie chcą ich brać – relacjonuje przedsiębiorca.
– Młodzi pracownicy wykorzystują to, że szybciej mogą zmienić miejsce zatrudnienia. Starsi pracownicy, szczególnie ci, którzy mają tylko jeden wyuczony zawód, bardziej szanują pracę – ocenia Jan Wardyn. – Ale też nie można generalizować. Część młodych stara się iść do przodu, rozwija się, dokształca – chociażby w szkołach policealnych czy wieczorowych – i awansuje. Niestety są też tacy, którzy stoją w miejscu i dla nich nie ma dużej przyszłości – podsumowuje właściciel Drewaru.
Dlaczego nie chce nam się pracować?
– Takiemu stanowi rzeczy winne są szkoły, szczególnie szkoły wyższe, które kształcą prezesów, dyrektorów i kierowników, a nie fachowców, ludzi z przygotowaniem merytorycznym – mówi naTemat Krzysztof Inglot z Work Service, największej w Polsce firma pośrednictwa pracy. Przypomina, że do kierowniczych stanowisk nie dochodzi się tylko dzięki wiedzy o zarządzaniu, ale przede wszystkim osiągnięciom w pracy merytorycznej.
– Pozamykano wiele szkół kształcących rzemieślników, fachowców. Szkolnictwo zawodowe też nie jest w najlepszej formie. To wynik błędnych założeń edukacyjnych sprzed kilku lat. Sądzono wtedy, że kształcenie humanistów będzie najefektywniejszym sposobem na zapewnienie nam dobrobytu. Tymczasem absolwent studiów może zarobić jakieś 2,5 tysiąca złotych, a dobry spawacz nawet 7 tysięcy – mówi Krzysztof Inglot.
"Gdzieś musimy kształcić te złote rączki, które później będą podbijać Francję"
Dodaje, że wielu młodych ludzi woli iść na studia, bo to dodatkowe pięć lat młodości, przez które nie musimy martwić się o bezrobocie, utrzymanie czy obowiązki. Niezwykle duży odsetek studentów to według rzecznika Work Service także wynik, wywodzącego się z poprzedniego ustroju przekonania o elitarności studiów. – Na to nałożyła się intensywna akcja reklamowa licznie powstających uczelni, które przekonywały, że to właśnie studia zapewnią młodym ludziom sukces na rynku pracy. A przecież gdzieś musimy kształcić te złote rączki, które później będą podbijać Francję – mówi Krzysztof Inglot.
– Po prostu jako społeczeństwo wzbogaciliśmy się na tyle, że możemy odrzucać oferty pracy, które wydają się nam za niskie. Stać nas na to, żeby rodzice utrzymywali nas znacznie dłużej niż kilkanaście lat temu – wyjaśnia Krzysztof Inglot z Work Service. – Ale moment dostosowania się do rynku przyjdzie wcześniej czy później. Jeśli mamy mniej zamożnych rodziców, to możemy sobie pozwolić tylko na miesiąc czy dwa takiego przebierania. Jeśli rodzice godzą się nas utrzymywać dłużej, to będziemy przebierać tak długo, aż znajdziemy pracę za odpowiadającą nam stawkę albo rodzice odetną dopływ gotówki – dodaje.
Polscy studenci - humaniści i administratorzy
Na 470 uczelniach wyższych w naszym kraju najpopularniejsze są kierunki ekonomiczne i administracyjne (23 proc. wszystkich studentów), społeczne (13,9 proc.) i pedagogiczne (12 proc.). Studia na kierunkach inżynieryjno-technicznych wybiera zaledwie 6,8 proc. żaków (piąte miejsce w zestawieniu ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego).
– To, na jaką pracę i płacę przystajemy, zależy od naszego statusu społecznego, oczekiwań i aspiracji – tłumaczy prof. Henryk Domański, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. – Jeśli ktoś ma rodziców prawników czy pochodzi z inteligencji, to nie podejmie po studiach pierwszej lepszej pracy. Prestiż to główny, obok pieniędzy, czynnik motywujący przy podejmowaniu pracy – wylicza socjolog.
Dodaje też, że stare porzekadło przekonujące, że żadna praca nie hańbi, nie jest prawdziwe. Przynajmniej z socjologicznego punktu widzenia. – Stwierdzenie, że żadna praca nie hańbi, jest błędne. Są prace, które hańbią w naszym subiektywnym postrzeganiu. Gdybym został zwolniony z PAN pewnie wolałbym przeczekać i poszukać czegoś w zawodzie, niż zaraz podejmować pierwszą dostępną pracę – dodaje socjolog. Wyjaśnia, że jeśli ktoś skończył studia wyższe, ma poczucie, że powinien podjąć pracę odpowiadającą jego kwalifikacjom.
– Planując karierę nie patrzymy na rynek pracy i nie trafia do nas argument, że uczelnie wyprodukowały zbyt wielu absolwentów. Przyszłość planujemy indywidualnie, więc skoro skończyliśmy studia musimy znaleźć pracę, która im odpowiada. Niestety rzeczywistość jest inna – wykształcenie coraz mniej przekłada się na pozycję zawodową. Wykształcenie się dewaluuje – ocenia prof. Domański.
– Inną kwestią są ludzie bez kwalifikacji, z niższych warstw społecznych, którzy mogliby podjąć pracę jako pomoc murarska czy robotnik drogowy, ale wola żyć na koszt państwa, z zasiłku. Wydaje mi się, że oni zbyt mocno odnoszą się do wzorców z Zachodu i liczą, że mimo braku wykształcenia dostaną dobrze płatną pracę – wyjaśnia badacz.
A jaka była Wasza pierwsza praca? Zapraszamy do dyskusji, także na profilu Chilli ZET. Słuchajcie również na falach radia dyskusji o tym, jaka pierwsza praca najbardziej popłaca.