W czwartek po godzinie 19:00 mają rozpocząć się negocjacje kontrolerów lotów z Lotniska Chopina z pracodawcą, czyli Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Protestujący w rozmowie z nami apelują o natychmiastowe zakończenie sporu, bo w grę wchodzi bezpieczeństwo tysięcy ludzi.
Związek Zawodowy Kontrolerów Lotniska Warszawa od września skarży się na nowego kierownika, który postawił na głowie organizację pracy kontrolerów lotów na Lotnisku Chopina. Przez swoje decyzje wprowadził nerwową atmosferę na wieży, której kontrolerzy w pewnym momencie nie wytrzymali.
– Doszło do takiej sytuacji, że poziom stresu niewynikającego z naszej pracy był wyższy niż natężenie samego ruchu lotniczego. To była absurdalna sytuacja i w pewnym momencie powiedzieliśmy "dość". Nie będziemy więcej pomiatani – mówi naTemat.pl jeden z kontrolerów z Lotniska Chopina.
Związkowcy wysyłali pisma do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, do ministerstwa infrastruktury, a w zeszłym tygodniu do premiera. Na żadne nie dostali odpowiedzi, więc postanowili działać i ogłosili protest. I chociaż wieża kontroli lotów działa normalnie i zapewnione jest bezpieczeństwo ruchu lotniczego, to dzieje się tak tylko dzięki wysiłkom i mobilizacji pracujących tam kontrolerów.
– Sytuacja dla pracujących obecnie operacyjnie kontrolerów jest niezmiernie trudna. Ja sam jestem obecnie po trzech dniach pracy operacyjnej i wiem jak trudno pracuje się w takich warunkach. Nie chcemy zatrzymywać ruchu na lotnisku, nie chcemy być do tego zmuszeni, a jednocześnie jesteśmy pod ogromną presją ze strony pracodawcy. Dlatego apelujemy, żeby dzisiaj podczas negocjacji doszło do zakończenia tego sporu – opowiada nam kontroler.
Pytany o konkrety, żeby opisał jakie zmiany wprowadził nowy kierownik, nie chciał wchodzić w szczegóły, bo nie chce zaogniać sytuacji przed wieczornymi rozmowami. – Liczymy cały czas na polubowne rozwiązanie sporu, dlatego zdecydowaliśmy się nie doprowadzać do paraliżu lotniska. Pytanie tylko: na ile wystarczy nam sił, żeby taką pracę kontynuować? Bo niedługo może dojść do tego, że ludzie nie będą w odpowiednim stanie i fizycznym, i psychicznym, żeby właściwie zapewniać bezpieczne starty i lądowania tysięcy pasażerów – stwierdza nasz rozmówca.