– To, co dzieje się teraz w Australii spowodowane jest nie tylko ekstremalnie wysokimi temperaturami, ale także suszą, która nasila się z upałami – mówi naTemat.pl klimatolog prof. Zbigniew Kundzewicz. Jego zdaniem zjawiska pogodowe i procesy naturalne, które obserwujemy w relacjach mediów, będą się nasilać. Dodaje także, co w obliczu takich katastrof powinni zrobić mieszkańcy naszej planety.
Z przerażeniem obserwowaliśmy w ubiegłym roku pożary lasów na Syberii, potem w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych oraz w Brazylii. Teraz od miesięcy płoną obszary Australii wielkości większej niż niejedno polskie województwo. Czy do takich obrazków powinniśmy się już przyzwyczaić?
Prof. Zbigniew Kundzewicz I tak i nie.
Co to znaczy?
Tego typu zjawiska rzeczywiście będą się nasilały, bo ekstrema będą jeszcze bardziej ekstremalne. Owszem, można powiedzieć, że pożary były od zawsze, ale nie występowały tak często i na tak masową skalę. To, co dzieje się teraz w Australii spowodowane jest nie tylko ekstremalnie wysokimi temperaturami, ale także suszą, która nasila się z upałami.
Jeśli nawet nominalnie spadnie standardowa ilość deszczu, to z powodu wysokich temperatur parowanie jest wyższe, a co za tym idzie, przyspieszony zostaje obieg wody i nie zostaje ona w ściółce, czy w glebie. Bilans wodny jest więc zachwiany. To prowadzi do susz, a w konsekwencji do pożarów.
Czyli można stwierdzić, że woda staje się towarem deficytowym?
Tak, bo problemy z wodą, nie tylko w Australii, mają trzy aspekty. Wspomnieliśmy o tym, że po pierwsze jest jej za mało, zwłaszcza latem (teraz jest w Australii lato), dlatego trzeba oszczędzać wodę i ją magazynować. Po drugie są okresy, że jest jej za dużo. Kilkukrotnie byłem w Australii i dwa razy trafiłem tam na ogromne powodzie.
Z kolei trzecim aspektem jest zanieczyszczenie wody. Ten problem występuje często w Polsce. Nie mówię tutaj o wodzie pitnej, bo o jej jakość dbają przedsiębiorstwa wodociągowe. Chodzi o wodę w rzekach i różnego rodzaju akwenach. Według dyrektywy unijnej do 2015 roku wszystkie źródła wody w UE powinny być czyste. W Polsce uzyskano znaczną poprawę sytuacji, ale ciągle jeszcze sporo do tego celu brakuje, chociaż jest już grubo po terminie.
Wracając jeszcze do Australii, to dość wymowne, że tak straszliwe pożary nawiedzają Australię rok po publikacji przez jej klimatologów raportu, w którym podkreślili, że naszą planetę czeka katastrofa klimatyczna i mamy czas do 2050 roku, żeby coś z tym zrobić.
Tak, to prawda. I tak jak podkreślam, płonie coraz więcej obszarów leśnych, bo zmienia się klimat i jest coraz cieplej. To nie ulega wątpliwości. A jak do tego doliczyć jeszcze nierównomierny rozkład czasowy i przestrzenny opadów deszczu, to skutki widać w postaci takich zjawisk. I jak wspomniałem, taki proces będzie się pogłębiał, czyli tam, gdzie jest teraz sucho, będzie jeszcze bardziej sucho, a tam, gdzie jest wilgotno, będzie więcej opadów.
Słowo "tam" ma w tym przypadku odniesienie zarówno do miejsca, jak i do czasu, czyli pory suche, będą jeszcze bardziej dotkliwe, podobnie jak pory większych opadów deszczu. Z tej ostatniej tendencji nie są zadowoleni chociażby mieszkańcy części Chin i Indii, którzy zmagają się z powodziami w efekcie ulewnych deszczy. Pogoda nam wariuje!
No tak, teraz, kiedy teoretycznie w Polsce powinniśmy się cieszyć ze śniegu, mamy dodatnie temperatury, a w Norwegii odnotowuje się 19 stopni powyżej zera. To absolutny rekord w historii pomiarów w tym kraju.
To, że temperatury odbiegają od norm nie jest zaskakujące, bo tak dzieje się już od jakiegoś czasu. Co do samej Norwegii, to rzeczywiście jest to fenomen, aczkolwiek już na początku jesieni progności z Wielkiej Brytanii zapowiadali, że są dwie trzecie szans na to, że zima w Europie będzie w tym roku łagodna, a jedynie jedna trzecia na zimę umiarkowaną do ostrej. Więc już z samych prognoz było wiadomo, że raczej nie nacieszymy się zbytnio śniegiem.
Ja sam jestem miłośnikiem biegania na nartach i z przykrością muszę stwierdzić, że w Wielkopolsce, czyli tam, gdzie mieszkam, skończył się już trzeci rok z rzędu, w którym nie było ani jednego dnia z pokrywą śnieżną przekraczającą 5 cm grubości.
A czy z tą wariującą pogodą możemy coś zrobić?
Oczywiście, że możemy. Przede wszystkim należy ograniczyć emisję szkodliwych gazów, które wzmacniają ocieplenie klimatu. Decydenci, którzy zebrali się cztery lata temu w Paryżu, uzgodnili, że będą do tego dążyć. Niestety oprócz większości państw Unii Europejskiej nikt inny się do tych postanowień nie stosuje.
Smutne jest to, że wśród tych krajów Unii nie ma Polski, która robi co może, żeby rozmyć i odsunąć od siebie ten obowiązek ograniczenia swojego szkodliwego wpływu na klimat. Jasne jest, że natychmiastowe i całkowite zamknięcie kopalń węgla i elektrowni węglowych nie jest możliwe. Potrzebny jest jednak konkretny plan szybkiego odwęglenia energetyki.
Zmiana klimatu jest procesem powolnym, chociaż jego zaostrzenie w ciągu ostatnich lat przyspieszyło. I chociaż nie wiem czego byśmy nie zrobili, to i tak nie powrócimy do stanu sprzed epoki industrialnej. Pewne zmiany, które do tej pory zaszły i z pewnością zajdą, są nie do odwrócenia. Możemy jedynie spowolnić ten proces i dostosować się do zmieniających się warunków.