
Reklama.
"Premier Finlandii Sanna Marin wyraziła chęć wprowadzenia inicjatywy, zgodnie z którą tydzień pracy zostanie skrócony z 5 do 4 dni, zaś pojedyncza zmiana będzie trwać 6 godzin zamiast obecnych 8. Na razie zmiany mają być testowane, ale jeśli się przyjmą, rząd może wprowadzić je na stałe" – podawały od rana światowe serwisy informacyjne.
Ekonomiści łapali się za głowę przewidując, że po takim eksperymencie kwitnącą Finlandię czeka los Grecji, która wciąż stoi na skraju bankructwa. Okazuje się jednak, że obawy specjalistów są bezpodstawne. Nie, nie dlatego, że gabinet Sanny Marin wymyślił coś, co pozwoli mniej pracować bez strat gospodarczych. Chodzi o to, że fiński rząd w ogóle nie planuje skracać tygodnia pracy.
"W programie rządu fińskiego nie ma wzmianki o czterodniowym tygodniu. Takiego projektu nie ma w porządku obrad rządu fińskiego. Premier Sanna Marin wspomniała o tym podczas dyskusji panelowej w sierpniu ubiegłego roku, kiedy była ministrem transportu i nie kontynuowano prac nad tym projektem" – czytamy w oficjalnym komunikacie wydanym przez ekipę rządzącą z Helsinek.
źródło: Bloomberg