W katastrofie ukraińskiego samolotu pasażerskiego Boening 737 zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi. Łącznie 176 osób. Wszystko wskazuje na to, że został zestrzelony przez irański pocisk. Jak do tego doszło? Rozmawiam o tym z Juliuszem Sabakiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa z portalu Defense24.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Czy można przypadkowo zestrzelić samolot pasażerski?
Historia pokazuje, że jest taka możliwość. Tak było m.in. z MH17 nad Donbasem, który prawdopodobnie wzięto za ukraiński samolot transportowy, czy nomen omen zestrzelenie irańskiego samolotu pasażerskiego przez amerykański okręt marynarki wojennej. Takich zdarzeń było kilka, a okoliczność zwykle były związane z konfliktem zbrojnym. Zawsze tam, gdzie jest człowiek, można popełnić błąd.
Na niebie w tym samym momencie latały też inne maszyny. Dlaczego radar akurat wytypował ten konkretny samolot?
Radar służy przede wszystkim do pokazywania obiektów w powietrzu oraz ich pozycji. Oprócz tego taka stacja powinna odbierać dodatkowe dane. Np. wszystkie samoloty pasażerskie posiadają transponder, czyli urządzenie nadające informacje o tym, co to za samolot. Każdy lot rejsowy ma przypisany swój specjalny numer. Korzysta z tego np. popularna aplikacja Flightradar24. Podobne urządzenia mają też samoloty wojskowe latające w przestrzeni "publicznej". Czasem rodzi to napięcia, zwłaszcza wtedy, gdy niektóre rosyjskie samoloty nie włączają ich w przestrzeni międzynarodowej. Są wtedy niewidoczne dla radarów.
Samoloty wojskowe mają też sygnalizatory o nazwie IFF (Identification friend or foe). Określa, czy dany obiekt jest przyjazny, czy wrogi i oznacza na radarze. Teoretycznie obsługa baterii przeciwlotniczych nie powinna strzelać do samolotów cywilnych ani "własnych".
Czy akurat w ostatnim przypadku w Iranie był to to czysty... przypadek?
Nie jesteśmy tego teraz w stanie ocenić, ale najprawdopodobniej tak. Nie wydaje mi się, żeby ktoś w Iranie chciał zestrzelić ukraiński samolot pasażerski z niemal setką obywateli swojego kraju na pokładzie. Natomiast z rosyjskimi systemami, którymi w sporej części dysponuje Iran, jest różnie.
Rosjanie sprzedali ten system nie tylko Iranowi. Czy jest zagrożenie, że może też szwankować w innych miejscach?
To trudne pytanie. Akurat tego konkretny system TOR jest stosunkowo nowoczesny, bo z lat 90., a do Iranu sprzedany w latach 2005-2007. Iran ma najprawdopodobniej 29 takich wyrzutni. Służą one do obrony ważnych obiektów. W tym wypadku najprawdopodobniej bronił instalacji wojsko-badawczej, na temat której informacje są sprzeczne. Na pewno jest to obszar silnie ochraniany przez Irańczyków.
System TOR służy do obrony przed szybkimi, niskimi celami np. pociskami manewrującymi albo myśliwcami. Każda wyrzutnia ma swój własny radar, więc każda obsługa może indywidualnie popełnić błąd. Rakiety, którymi dysponuje system TOR startują pionowo, dzięki temu mogą być wystrzelone w dowolnym kierunku.
Te rakiety również mają to do siebie, że nie trafiają bezpośrednio w cel.
Mają niewielką ok. 15-kilogramową głowicę z zapalnikiem zbliżeniowym. Jeśli rakieta znajdzie się wystarczająco blisko celu, głowica wybucha. Przypomina to w działaniu granat, z tymże duża prędkość, którą nabiera rakieta sprawia, że odłamki lecą chmurą, jak śrut ze strzelby. To właśnie one trafiają samolot. Co ważne, na czubku rakiety nie ma głowicy, ale radar. Właśnie ten element odnaleziono w rejonie zdarzenia. Został oderwany przez eksplozję głowicy.
Z doniesień medialnych wynika, że Amerykanom udało się wykryć to, że rakieta została wystrzelona. W jaki sposób?
Niektóre źródła mówią, że pociski zostały wykryte przez radary daleko zasięgu. Iran graniczy z krajami, w których znajdują bazy amerykańskie, więc jest to możliwe. Najczęściej jednak takie informacje pochodzą z systemów satelitarnych. Odpalenie rakiety generuje mnóstwa ciepła i światła, które można w prosty sposób wykryć. Szczególnie w nocy.
Co widzimy na nagraniu, które krąży w sieci? Ten błysk to eksplozja Boeinga?
Nie, ten błysk to prawdopodobnie eksplozja głowicy pocisku. Na nagraniu, jeśli się dobrze przyjrzymy, widzimy obiekt lecący z lewej strony ekranu, który w pewnym momencie wybucha i widzimy podłużny błysk – jak strzał ze śrutówki. Powoduje to zapalenie się obiektu przemieszczającego się, wcześniej w sposób niewidoczny, w lewo. Można więc przypuszczać, że jest to trafiony samolot.
Organizacja zajmująca się analizą takich materiałów oraz inne źródła pozwalają z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że film nie jest sfabrykowany. Dzięki analizie widocznych budynków udało się określić dokładnie miejsce, w którym stała osoba nagrywająca zdarzenie na telefon. To bardzo silny dowód. Stuprocentową pewność co do przebiegu zdarzeń da jednak jedynie badanie wraku i zapis z czarnych skrzynek, o ile ocalały.