Stwierdzenie, że internet nikomu nie gwarantuje anonimowości, to już dzisiaj truizm. Okazuje się jednak, że nawet pisząc pod własnym nazwiskiem, niektórzy są gotowi pozwolić sobie na wiele. Także, jeśli są osobami publicznymi, jak były poseł Artur Zawisza.
Na oficjalnym profilu znanej z kontrowersyjnych happeningów organizacji Femen pojawiło się zdjęcie pozującej topless Moniki. Dziewczyna trzyma w ręku kartkę z feministycznymi hasłami. “j.... szmateksa” - tak fotografię skomentował już po pięciu minutach od publikacji były poseł Prawicy Rzeczpospolitej, Artur Zawisza. Komentarz wkrótce został usunięty, jednak, jak głosi inny truizm dotyczący internetu, “w sieci nic nie ginie” i printscreen ukazujący wypowiedź byłego posła krąży już w internetowym obiegu.
Wpis Artura Zawiszy, podobnie jak wiele innych, które znaleźć możemy na Facebooku, na pewno źle świadczy o poziomie kultury osobistej internautów. Jednak tym, co znacznie bardziej zaskakuje, jest zupełny brak świadomości konsekwencji ordynarnego przeklinania na forum publicznym, jakim stały się w ostatnich latach media społecznościowe. Wydaje się, że Polacy nie nauczyli się jeszcze odpowiedzialnie korzystać z social mediów i mają poważny problem ze zrozumieniem granicy między tym, co w XXI wieku jest publiczne, a co prywatne.
Złudne poczucie intymności
Jacek Gadzinowski, publicysta, bloger, specjalista od mediów społecznościowych wskazuje, że Polakom brakuje znajomości podstawowych mechanizmów działania takich serwisów, jak Facebook lub Twitter. - Wiele osób wciąż nie zdaje sobie sprawy, że treści kierowane w intencji piszącego tylko do facebookowych znajomych, zgodnie z zasadą sześciu uścisków ręki, i tak szybko dotrą do ogromnej liczby innych użytkowników, nawet na drugim końcu świata. Nie uratują nas przed tym nawet odpowiednio skonfigurowane ustawienia prywatności konta - mówi Gadzinowski. Większość osób nie czyta też regulaminów portali, z których korzysta i nie ma świadomości związanych z nimi zagrożeń - dodaje.
Psycholog z SWPS, profesor Wiesław Godzic, wskazuje także na czynniki psychologiczne, które sprawiają, że pisząc na Facebooku jesteśmy znacznie mniej powściągliwi, niż rozmawiając “w realu”. - Złudne poczucie intymności, familiarności i ograniczonego audytorium, do którego się zwracamy, bardzo nas ośmiela. Korzystając z Facebooka często zdobywamy się na ekshibicjonizm, na który nie pozwolilibyśmy sobie w innej sytuacji, w innym kontekście - mówi profesor Godzic.
Rozwiązaniem – zdrowy rozsądek
Eksperci zwracają uwagę, że media społecznościowe są fenomenem na tyle nowym, iż brakuje źródeł, z których można by czerpać fachową wiedzę na ich temat. Wiesław Godzic słusznie zauważa, że zupełnie zawodzi w tym aspekcie np. szkoła, bowiem nauczyciele mają przeciętnie zdecydowanie niższy poziom wiedzy na temat social mediów, niż ich uczniowie. Skoro nie sprawdzają się tradycyjne instytucje, co nam pozostaje? Jak nauczyć się social mediów i nie popełniać bolesnych gaf, których będziemy później długo żałować? Jacek Gadzinowski twierdzi, że rozwiązanie jest proste: zdrowy rozsądek i uczenie się na własnych błędach. Miejmy nadzieję, że taka recepta wystarczy.