"1917" to następca "Szeregowca Ryana". Film Sama Mendesa został osadzony w zadziwiająco rzadko eksplorowanych czasach I Wojny Światowej i zachwyca dynamicznymi zdjęciami kręconymi jednym, oczywiście odpowiednio zmontowanym, ujęciem. Po sensie, kiedy przestajemy się trząść z wrażenia, zastanawiamy się, czy ta historia wydarzyła się naprawdę? Odpowiedź jest skomplikowana.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Głównymi bohaterami filmu są brytyjscy szeregowcy Schofield i Blake, którzy pod koniec wojny otrzymują szalenie niebezpieczną i odpowiedzialną misję poinformowania towarzyszy o pułapce zastawionej przez Niemców. Muszą jednak przedrzeć się przez linię wroga i ziemię niczyją, by przekazać rozkaz. Jeśli im się uda, uratują życie 1600 żołnierzy. Dalszej fabuły nie będę zdradzać (recenzję Kamila Rakoszy znajdziecie tutaj), tylko skupię się na faktach historycznych.
Historia opowiedziana przez dziadka
Prosta fabuła została zainspirowana opowieścią Alfreda Mendesa. To pochodzący z Trinidadu dziadek reżysera, który zaczął walczyć na frontach I WŚ mając 17 lat. Służył jako "goniec" (ang. "runner"), czyli posłaniec na froncie zachodnim. Wnuk oparł się na usłyszanej przez niego historii, ale większość filmu to czysta fikcja. Chyba żaden generał nie powierzyłby tak ryzykownego zadania dwóm młodzikom.
"To historia posłańca, który miał do przekazania wiadomość. I to wszystko, co mogę powiedzieć. Jest ze mną od dziecka, oczywiście znacząco ją poszerzyłem i zmieniłem. Jednak sam szkielet pozostał ten sam" – powiedział Sam Mendes w podcaście "Variety".
Scenariusz filmu został utkany nie tylko z tej jednej historii, ale wielu przeżyć, które dziadek zawarł w swojej książce "The Autobiography of Alfred H. Mendes 1897-1991". Opisane w niej wydarzenia mają swoje odzwierciedlenie w filmie - zwłaszcza w kontekście scenografii i brawurowego przedzierania przez atakujących wrogów.
Bitwa, która zainspirowała reżysera
Alfred Mendes służył w 1. Brygadzie Strzelców i został skierowany na bitwę pod Passchendaele w Belgii. 12 października 1917 roku, razem z setkami brytyjskich żołnierzy mieli odzyskać okupowaną przez Niemców wioskę Poelcappelle. W niesprzyjających, deszczowych warunkach, ponieśli ogromne straty. Zginęło lub było rannych 158 z 484 członków batalionu. Wielu żołnierzy zostało rozproszonych po błotnistych terenach ziemi niczyjej i nie mieli jak skontaktować się z pozostałymi.
Mendes zgłosił się na ochotnika do rozkazu zlokalizowania zaginionych towarzyszy. Wśród ciał i zalanych wodą kraterów po wybuchach odnalazł wielu ocalałych. "Pomimo snajperów, operatorów karabinów maszynowych i pocisków, udało mi się wrócić do oddziału C bez zadrapań, ale z serią wielu jeżących włos na głowie historii, które zachwyciłyby moich wnuków i prawnuków" – napisał w swojej autobiografii. Po wszystkim dostał medal za odwagę.
Fikcyjni bohaterowie, prawdziwej wojny
Który z filmowych żołnierzy to dziadek Sama Mendesa? Żaden. Przynajmniej nie bezpośrednio. Wydaje się, że przeżycia Alfreda Mendesa zostały rozłożone zarówno na Schofielda, jak i Blake'a. Wizualnie bliżej mu jednak właśnie do tego drugiego, granego przez Deana-Charlesa Chapmana. Z tymże pierwowzór jego postaci był Kreolem i po tym jak na zatruł się gazem rozpylonym przez niemieckich żołnierzy, wrócił do Anglii na rekonwalescencję w szpitalu w Sheffield.
Pozostali bohaterowie filmu również walczyli jedynie na ekranie. Nie ma nigdzie wzmianek o tym by dowódcy grani przez Colina Firtha (Generał Erinmore), Benedicta Cumberbatcha (Pułkownik MacKenzie), Richarad Maddena (porucznik Joseph Blake) i Marka Stronga (kapitan Smith) istnieli naprawdę.
Co się wydarzyło 6 kwietnia 1917 roku?
W filmie obowiązuje zasada jedności czasu, miejsca i akcji. Ukazane niczym w grze "Call of Duty" wydarzenia dzieją się z 6 na 7 kwietnia 1917 roku. Skoro już wiemy, że fabuła jest zlepkiem różnych przeżyć i historii, to co w takim razie z bitwą, którą bohaterowie mieli powstrzymać? To również owoc wyobraźni reżysera. Choć została osadzona w autentycznych okolicznościach - i nie chodzi tu rzecz jasna tylko o samą I Wojnę Światową.
Film rozpoczyna się zaraz po niemieckiej operacji Alberyk. Zakończyła się 5 kwietnia 1917 roku i miała na celu wycofanie się znacznych sił niemieckich z niebezpiecznego rejonu nad Sommą i Oise do tzw. linii Hindenburga. Dzień później rozpoczęła się zupełnie nowa faza wojny - wtedy też do akcji wkroczyli Amerykanie. Nie o tym jest jednak film "1917", który może i jest w większej mierze fikcją, ale prawdziwie oddaje piekło i bezsens wojny.