Dyrektor programowy publicznego Radia Gdańsk Mariusz Roman w nocy wysłał maila do swojej załogi. "Stawiam wniosek, aby obu Panu zwolnić, z uwagi na brak identyfikacji z Radiem Gdańsk" – brzmiała treść wiadomości dotyczącej Artura Kiełbasińskiego i Jarosława Popka, którą pracownicy rozgłośni dostali o godz. 3:35. Sam Roman twierdzi teraz że... nie identyfikuje się z tym mailem.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Dyrektor Radia Gdańsk wiadomość mailową wysłał we wtorek nad ranem do współpracowników i podwładnych. Był to specyficznej treści wniosek o zwolnienie z pracy sekretarza redakcji Artura Kiełbasińskiego i szefa informacji Jarosława Popka. "Gazeta Wyborcza" opublikowała screeny maila i jego treść, zachowując pisownię oryginalną.
"Panowie, Gracie - nie realizujecie - w żaden sposób linii programowej Radio Gdańskiej, tej nowej, odkąd szefem i Prezesem został Adam Chmielecki. Panowie, w Radia Gdańsk, udajecie, że ją realizujecie (w radio Gdańsk) ... ale mentalnie pokutuje - gdzie przez wiele lat pracowaliście, i jakie macie, przez te lata, korzenie swojej pracy... Zarówno, Jarek, jak i Artur, zostali mentalnie ukształtowani, jako byli redaktorzy »Gazety Morskiej«, i z całą świadomością podkreślam , że zarówno z jednym i jak i z drugim - przypadku, nie nadają się, aby nadawać ton, w rozgłośni Radio Gdańsk" – napisał Mariusz Roman.
Dalej podkreślił, że po trzech tygodniach nie widzi możliwości współpracy z Kiełbasińskim i Popkiem. Po czym padły słowa kuriozalne, bo nie mające nic wspólnego z oceną pracy dziennikarzy. Dotyczyły ojca red. Popka.
"Stawiam wniosek, aby obu Panu zwolnić, z uwagi na brak identyfikacji z Radiem Gdańsk i braku zaufania do kierownictwa Radio Gdańsk. Obaj, zostali ukształtowani mentalnie, w pracy zawodowej - wieloletniej, w Gazecie Morskiej, dodatkowo - Ojciec, red. J. Popka, pochodzi z rodziny wojskowej, gdzie Jego Ojciec, przez wiele lat, pełnił wysoką pozycję w Marynarce Wojennej, w czasach PRL, czyli zniewolenia naszej Ojczyzny, od okupanta sowieckiego" – dodał Roman.
Bo "nie rokują"
Można zapytać, co w związku z tym? "W nowej rzeczywistości, odzyskania przekazu informacji dla postronnych obywateli, nie rokują obiektywnego przekazu informacji. Dlatego, wnioskuję, jak, na wstępie. Aby zastąpić ich, godnymi zaufania publicznego" – zakończył e-maila dyrektor programowy Radia Gdańsk.
"Gazeta Morska" była trójmiejskim dodatkiem do "Wyborczej". Popek odszedł z niej około 23 lat temu, a następnie kilkanaście lat pracował w jednej z najbardziej znanych gazet Pomorza, czyli "Dzienniku Bałtyckim". Tak jak Kiełbasiński, który był wieloletnim redaktorem tej gazety, a w latach 2010-2014 pracował w dziale gospodarczym "GW".
W publicznym Radiu Gdańsk Kiełbasiński i Popek zaczęli pracować już za rządów PiS. Współkształtowali linię programową stacji, która skupiła się na krytyce polityków opozycji. Jednym z jej ulubionych bohaterów stał się Maciej Płażyński, a krytykowano Aleksandrę Dulkiewicz. W grudniu 2019 RG przemilczało protest przeciw arcybiskupowi Sławojowi Leszkowi Głódziowi w następstwie ujawnienia jego bulwersującego zachowania w stosunku do innych księży.
Zaostrzyli kurs
Skąd zwolnienie dwóch dziennikarzy z dużym doświadczeniem, jakie rzadko trafia się obecnie w mediach regionalnych? Jak pisze "GW", może być to efekt zaostrzenia kursu. W wyniku tego stanowisko dyrektora progamowego objął właśnie Mariusz Roman. To były działacz PiS z Gdyni i radny z ramienia tej partii, a także współpracownik Jarosława Sellina. W trójmiejskiej polityce Roman dał się poznać jako osoba o zdecydowanych, a nawet radykalnych poglądach.
W rozmowie z "GW" Mariusz Roman potwierdza, że jest autorem tej wiadomości. Jednak... nie identyfikuje się z wysłanym mailem. – Przeprosiłem współpracowników, nie identyfikuję się z tym mailem. Nic, co jest tam napisane, nie jest tym, co chciałbym przekazać – powiedział. Artur Kiełbasiński i Jarosław Popek nie chcieli komentować sprawy.