W czwartkowym wydaniu "Gazeta Wyborcza" ujawniła jedną z list poparcia do nowej upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. PiS od dawna nie chciał ich pokazać i pojawiały się uzasadnione podejrzenia, że partia rządząca ma w tej sprawie wiele do ukrycia. Głos po artykule "GW" zabrał już sam szef KRS.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Przewodniczący KRS Leszek Mazur powiedział dziennikarzom, że publikacje ws. list poparcia powodują w nim "umiarkowane i mieszane wrażenia". – A to dlatego, że mamy tam przemieszane fakty z przypuszczeniami, wszystko oparte o jakieś źródło – tłumaczył przewodniczący nowej KRS. Przywołał też własny przykład. Zapewnił, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
– U mnie w ogóle żaden problem przy zbieraniu podpisów nie zaistniał i na pewno nie uczestniczył w tym prok. Janeczek czy wiceminister sprawiedliwości. Podpisy zbierałem sam, wśród sędziów, których znałem – zaznaczył Leszek Mazur.
O co chodzi w jego przypadku? Dziennikarze ujawnili, że on sam informował o zebraniu dla siebie 54 głosów poparcia, a z tekstu "GW" wynikało, że było ich jedynie 40. Zdaniem Mazura, wyjaśnienie sprawy jest proste. – Po prostu miałem dwie listy, jedne podpisy zbierałem w okolicach Częstochowy a inne, na drugiej liście, na Śląsku. Ich scalenie w jedną byłoby problemem, więc przekazałem do Kancelarii Sejmu listę z 40 podpisami – relacjonował w rozmowie z Onetem.
Co mówią listy poparcia do KRS?
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" dotarli do kopii listy sędziów, którzy poparli jednego z kandydatów na członka Krajowej Rady Sądownictwa. Po zapoznaniu się z kulisami ich powstawania przestaje dziwić, dlaczego politycy PiS robili wszystko, aby te informacje ukryć.
Lista, którą przedstawił dziennik, dotyczy Teresy Kurcyusz-Furmanik. To sędzia z KRS, która startowała do Rady z poparciem społecznym – podpisy dla niej zbierały Kluby "Gazety Polskiej".
Według informatora "GW" podpisy poparcia zbierano wśród tych, którzy awansowali za rządów PiS lub dostali obietnicę awansu. Podobnie ma wyglądać lista poparcia dla Leszka Mazura, przewodniczącego nowej KRS.
Takich sędziów, którzy awansowali za "dobrej zmiany", na liście jest w sumie szesnastu. To prezesi i wiceprezesi sądów, którzy otrzymali stanowiska po czystce Ziobry. Na liście są też osoby związane z aferą hejterską. Pod kandydaturą Kurcyusz-Furmanik podpisał się m.in. Arkadiusz Cichocki, który współpracował z hejterką Emilią Szmydt.
"GW" cytowała też relację sędziego, któremu złożono propozycję wejścia do nowej KRS. Miał to zrobić ówczesny wiceminister Łukasz Piebiak, odwołany w następstwie ujawnienia tzw. afery hejterskiej. – Kiedy Piebiak zaproponował mi kandydowanie, byłem zupełnie nieprzygotowany. Powiedziałem, że przecież nie mam podpisów. Wtedy Piebiak stwierdził: "Daj spokój, przelecimy się tu po pokojach i podpisy zaraz będą" – cytuje "GW" swojego rozmówcę.
Okazało się, że na listach poparcia do nowej KRS nazwiska popierających sędziów wielokrotnie się powtarzają. Aż 89 sędziów udzieliło poparcia więcej niż jednemu koledze po fachu.
Miało też wyjaśnić się, dlaczego PiS tak uparcie ukrywał nazwiska na listach. Według źródła "GW" w trakcie zbierania podpisów mogło dojść do nadużycia. Jeśli komuś brakowało podpisów, "dostawał je" z tych, którymi ministerstwo już dysponowało. Bez wiedzy popierających.