„To duży kraj, zmieścimy się tu wszyscy” – głosi podpis pod zdjęciem Szymona Hołowni wyświetlony na telebimie w największej sali konferencyjnej w Piasecznie pod Warszawą. Polska może i tak, ale pomieszczenie, w którym w czwartkowy wieczór odbywa się spotkanie z niezależnym kandydatem na prezydenta, już nie. Ludzie podpierają ściany, siedzą na podłodze, wypełniają korytarz. Oto co powiedzieli mi na temat publicysty i celebryty, który chce być głową państwa.
– Ło matko! – wyrywa się wysokiej blondynce z krótkimi włosami i tęczową czapką w ręce, która na kwadrans przed początkiem wydarzenia próbuje wejść do środka. Wolnych krzeseł już dawno nie ma.
Wśród zebranych wyczuwalne jest wyczekiwanie, a nawet ekscytacja. Organizatorzy dwoją się i troją, by zapewnić miejsca siedzące przynajmniej opiekunom małych dzieci. Wreszcie naprędce dostawiają krzesła na korytarzu – ci, którzy nie wbili się do sali, będą mogli oglądać polityka na telebimie. Łącznie gromadzi się ok. 300 osób.
Ekipa Szymona
Przy okazji w holu można się podpisać na liście poparcia dla kandydatury Hołowni. Właśnie zarejestrował swój komitet wyborczy, a teraz, jak każdy inny kandydat, musi zebrać 100 tys. podpisów. Oczywiście nie sam – potrzebuje do tego ludzi.
Dlatego ci bardziej zaangażowani mogą się zgłosić na wolontariuszy Hołowni i zbierać podpisy w swojej okolicy. Jak mówią sztabowcy kandydata, w całej Polsce zgłosiły się już 3 tys. osób. Cel? 150 tys. podpisów. Po to, by nawet w razie nieuznania części z nich z powodu błędów formalnych (brakujący PESEL, niekompletny adres), Hołownia nadal miał solidny zapas. Teraz ma ich 11 tysięcy.
– Przyszłam, bo chciałam się podpisać – mówi Anna, pogodna trzydziestoparolatka, która na spotkaniu jest razem z mężem Bartkiem. Ale to nie jedyny powód. – Chciałam też coś dorzucić – tłumaczy, wskazując na stos rzeczy ułożonych na stole. Elementem spotkania z Hołownią jest bowiem zbiórka darów rzeczowych dla osób z niepełnosprawnością. Annie temat jest szczególnie bliski, bo razem z Bartkiem są rodzicami nie w pełni sprawnego dziecka.
– Wreszcie znalazłem kogoś, kto nie jątrzy – mówi Bartek poprawiając okulary. Brak politycznej przeszłości kandydata zupełnie mu nie przeszkadza. – Ma doświadczenie w pomaganiu i to się liczy – przekonuje mężczyzna nawiązując do pracy Hołowni w organizacjach pozarządowych. Para jest zdecydowana – na ile można być zdecydowanym na 3 miesiące wyborami – że odda głos na Hołownię.
Tymczasem spotkanie już się zaczyna. Kandydat otrzymuje gromkie brawa nie tylko na powitanie, ale także po każdej swojej zgrabnej puencie. A tymi, jako były dziennikarz, publicysta i prowadzący “Mam Talent” , przeplata swoje wystąpienie od niechcenia i z uśmiechem na tyle często, by podtrzymać zainteresowanie zebranych, ale też ich nie zmęczyć.
Hołownia czuje się na scenie jak ryba w wodzie – a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Nie traci rezonu, gdy jakiś mężczyzna przerywa mu i pyta o znajomość języków obcych. Kandydat odpowiada, że dobrze zna angielski, rosyjski komunikatywnie, niemiecki tylko trochę, ale pała do niego “perwersyjną miłością” z powodu czasownika na końcu zdania. Sala wybucha śmiechem. Delikatnie do porządku przywołuje słuchacza prowadzący spotkanie szef sztabu Michał Kobosko. Czas na pytania publiczności będzie na końcu.
Ani premier, ani prymas
Hołownia mówi o wojnie polsko–polskiej, która szaleje od lat 90-tych i bardzo go męczy. Zaznacza, że nie kandyduje ani na premiera (więc nie obieca gruszek na wierzbie), ani na prymasa (sugerując tym samym, że osoby, które nie są jak on gorliwymi katolikami, nie muszą się martwić klerykalizacją). Kościelny język przenika jednak do jego wystąpienia. Prowadzenie obywatelskiej kampanii opisuje jako drogę krzyżową, a gdy temat schodzi na segregację odpadów, mówi o śmieciowym nawróceniu.
Gdy deklaruje, że jako prezydent zawetuje każdą ustawę dotyczącą prawa kobiet do przerywania niechcianej ciąży – zarówno likwidującą obecne dramatyczne wyjątki od zakazu, jak i wprowadzającą standardy europejskie – sala odpowiada brawami. Aplauz rozlega się także, gdy wzywa do prostoty słów i komunikatów, a do PiS-u apeluje, by nie kłamał. Odcina się od wygwizdania Andrzeja Dudy w Pucku przez sympatyków opozycji, choć zaznacza, że nie jest fanem jego prezydentury, bo inaczej by nie kandydował.
– Polska polityka choruje na kadencjozę – stwierdza Hołownia i podkreśla, że zmiany w Polsce trzeba, po ogólnokrajowej debacie, wprowadzać na pokolenie, a nie wywracać stolik co 4 lub 5 lat. Kandydat mówi, że niezbędna jest wizja, a on tę wizję ma. Przy okazji wspomina o swojej żonie, małej córeczce i dwóch psach. Prawa zwierząt są jedną z kwestii, o których wspomina kilkakrotnie.
Między Hołownią i Biedroniem
18–letni Kacper jest bardzo zadowolony z tego, że uczestniczy w spotkaniu z kandydatem. – Wrażenia mam bardzo pozytywne – mówi. Chłopak może głosować dopiero drugi raz. Przy czyim nazwisku postawi krzyżyk? – Waham się między Biedroniem a Hołownią. To co mówią, brzmi bardzo podobnie. Jest w tym sens – ocenia. Dostrzega jednak pewną różnicę. – Polska Biedronia byłaby innym miejscem niż teraz. Polska Hołowni to nadal byłby kraj, w którym teraz żyję – tłumaczy Kacper.
Jego koleżanka i rówieśnica, Julia, dużo obiecuje sobie po tym, że Hołownia deklaruje iż będzie “prezydentem różnych Polaków”. Dziewczyna ceni w jego programie nacisk na ochronę środowiska naturalnego i prawa zwierząt. – Odkąd pamiętam w Polsce trwała wojna polityczna. Bardzo nie zgadzam się z PiS, ale PO to mniejsze zło. A Szymon Hołownia to dobro – ocenia Julia.
Kacper dorzuca, że podoba mu się troska kandydata o małe i średnie firmy. Ale największe wrażenie zrobił na nim pomysł Hołowni na kolorystyczne kodowanie opakowań według barwy odpowiednich pojemników do segregacji śmieci. – To genialne! – ocenia z uznaniem chłopak.
Dorosłe traktowanie
Ela, rzutka kobieta po czterdziestce, już wie, że zagłosuje na Hołownię. W kandydacie podoba jej się to, że szanuje ludzi o innych poglądach i jest bezpartyjny. Wyborczyni nie może znieść klinczu, w jakim – podkreśla – od lat tkwi polska scena polityczna.
Co zrobi, jeśli Hołownia nie przejdzie do drugiej tury? – Nie będę się obrażać, zagłosuję na konkurenta Dudy – odpowiada. Podoba jej się deklaracja kandydata, że w razie ewentualnej porażki w I turze nie będzie wskazywał swoim zwolennikom na kogo oddać głos. – Traktuje nas jak dorosłych ludzi, a nie idiotów – ocenia Ela.
18–letni Janek wychodzi ze spotkania z ponad pięćdziesięcioletnim ojcem Romanem. Jankowi podoba się to, że Hołownia potrafi czerpać dobre rzeczy zarówno od PiS, jak i PO. Nie ma problemu z tym, by pochwalić prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozytywne aspekty rządów Platformy. – Ma zbliżone poglądy do moich – mówi o Hołowni tata chłopaka. Brak doświadczenia byłego dziennikarza w sprawowaniu władzy jest dla niego dużą zaletą. – Środowisko polityczne jest teraz obciążeniem, a nie atutem – ocenia Roman. Jednym z powodów, dla których zamierza zagłosować na Hołownię, jest właśnie to, że nie jest zamotany w żadne kliki i koterie. A co z pieniędzmi? Przecież kampania wyborcza kosztuje, więc kandydat bez partyjnego wsparcia ma pod górkę. – To nie jest problem. Sami mu za tę kampanię zapłacimy. Zrobię przelew jak tylko uruchomi taką możliwość – konkluduje mężczyzna.
Spotkanie z Szymonem Hołownią kończy się po godzinie 20:00. Ludzie wychodzą rozdyskutowani. “To jedyny człowiek, który mówi pokojowo” – mówi do grupy przyjaciół trzydziestoparoletni mężczyzna. Przekonuje ich, że w I turze trzeba głosować tak, jak podpowiada serce. Chłodną kalkulację zamierza włączyć w turze II – poprze kontrkandydata Andrzeja Dudy, kimkolwiek by nie był.