Podczas konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w Warszawie na scenie pojawił się Sebastian Kościelnik. To kierowca słynnego Fiata Seicento, które uczestniczyło w kolizji drogowej z limuzyną premier Beaty Szydło trzy lata temu. Mężczyzna opowiedział, jak potraktowano go po tym zdarzeniu.
– W telewizji usłyszałem jak politycy wydali na mnie wyrok: winny. Nie zderzyłem się z samochodem, zderzyłem się z władzą – mówił Sebastian Kościelnik w czasie konwencji wyborczej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Mężczyzna wspomniał, że w ciągu roku przesłuchano go raz. – W tym czasie 3 razy zmieniano prokuratorów. W końcu czwarty zaproponował ugodę. Ale nie poszedłem na nią. Jestem niewinny – przekonywał.
Kościelnik ujawnił też przebieg wydarzeń chwilę po kolizji. Mówił o funkcjonariuszach z bronią, którzy otoczyli jego samochód. Nie pozwolono mu z niego wysiąść przez dwie godziny. – Kiedy w końcu wyszedłem, radiowóz zawiózł mnie do szpitala na badania na obecność alkoholu i narkotyków. Nikt nie zapytał, jak się czuję – dodał.
Przypomnijmy, że w wyniku zderzenia rządowej limuzyny z seicento ranna została ówczesna premier Beata Szydło oraz oficer BOR. Prawicowe i narodowe media błyskawicznie wówczas wydały wyrok – okrzyknięto, że nie ma wątpliwości, iż za wypadek winę ponosi młody kierowca czerwonego seicento Sebastian Kościelnik.
21-latek został zatrzymany. Później sąd orzekł, że to zatrzymanie było bezzasadne. Ale proces w sprawie samego wypadku trwa i dziwnych okoliczności przybywa. Wystarczy przypomnieć bulwersujący wątek z uszkodzeniem dowodów.