Roman Roczeń ma niesamowity talent. Należy niewątpliwie do czołówki polskich muzyków szantowych. Jednak robi coś więcej, nie tylko śpiewa i wydaje płyty. Organizuje rejsy "Zobaczyć morze", w których biorą udział ludzie ludzie niewidomi. Ludzie, tacy jak on.
Roman Roczeń od lat jest znany w środowisku żeglarskim. Jego mocny głos i charakterystyczna gra na gitarze pozwala odkryć wiele szant na nowo. Poznawanie jego twórczości zaczyna się z reguły od kilku piosenek na YouTube. Później przychodzi czas na płytę. Przedtem jednak obowiązkowa Wikipedia, która mówi: "Roman Roczeń (właściwe imię Romuald) ur. 13 lipca 1963 roku w Szczytnie – niewidomy pieśniarz i gitarzysta".
"Śpiewał o morzu, ale chciał też to morze zobaczyć"
"Niewidomy? Nie wiedziałem" – to częsta reakcja. Bo i ta informacja byłaby zupełnie nieistotna, gdyby nie druga ważna, jeśli nie ważniejsza, sfera działalności Roczenia. To rejsy "Zobaczyć morze", podczas których obok pełnosprawnych członków załogi, na jachcie służą niewidomi. Pierwszy taki rejs muzyk zorganizował już w 2006 roku.
– Roman śpiewał o morzu, ale chciał też to morze zobaczyć, poczuć. No i tak przy różnych okazjach przymilał się do żeglarzy – relacjonuje kapitan Janusz Zbierajewski, który dowodził "Zawiszą Czarnym" podczas kolejnych edycji "Zobaczyć Morze". – Znajomi mówili, że go zabiorą, ale nigdy nie dzwonili. W końcu Romek spotkał Marka Szurawskiego, który po kilku miesiącach rzeczywiście oddzwonił i zaproponował mu udział w rejsie. To tam się poznaliśmy. Ja musiałem nauczyć Roczenia morza, on mnie obchodzenia się z niewidomymi. Później płynęliśmy razem jeszcze kilka razy – mówi żeglarz.
Żyje tak, jakby nie był niewidomy
Dodaje, że Roczeń stara się żyć tak, jakby nie był niewidomy. – Skacze ze spadochronem, lata na paralotni i nie przejmuje się takimi rzeczami jak to, że nie widzi – mówi kpt. Zbierajewski. Opisuje też wyprawę, na którą Roczeń zabrał żonę i 2-letniego syna. Dziecko było "prowadzane na smyczy", by nie wypadło z pokładu. Pewnego razu, prowadząc syna, niewidomy Roczeń powiedział "Uważaj Marcinku, masz przed sobą wysoki próg". Z uwagi na to, że musiał się nauczyć wszystkiego na pamięć znał "Zawiszę Czarnego" lepiej niż większość załogi. – Po tym rejsie przyszedł do mnie i powiedział, że chciałby zaciągnąć na pokład więcej - jak to mówił - "ślepaków" – opisuje rozmówca naTemat.
Z góry odrzucono pomysł, by na początek zabrać tylko kilka osób niewidomych. – Zaczęłoby się litowanie i nic by nie wyszło z tego rejsu. Dlatego stwierdziliśmy z Romkiem, że niewidomych musi być tylu, by widzący nie mogli się nad nimi litować, musieli wziąć do normalnej pracy – tłumaczy kpt. Zbierajewski. – Koledzy gratulowali mi odwagi, a to żadna odwaga. Człowiek boi się po prostu tego, czego nie zna. Ja poznałem i wiem, że niewidomi sobie świetnie radzą – zapewnia.
Pierwszy taki rejs na świecie
Jednak początki były ciężkie - to był pierwszy taki rejs w Polsce. Dlatego Roczeń ze Zbierajewskim postanowili poszukać pomocy za granicą. Zajrzeli w internet z nadzieją, że będą mogli się na kimś wzorować. Jednak okazało się, że "Zobaczyć morze" jest przełomem na skalę światową. Wszystko musieli więc wymyślić sami. Najpierw przygotowali dla nowych załogantów swoistą instrukcję obsługi. Zaprzyjaźnieni elektronicy wyposażyli GPS w system odczytujący pozycję jachtu. Udało się.
Podczas siedmiu lat rejsów przez pokład "Zawiszy Czarnego" przewinęło się około 200 niewidomych i ociemniałych. Już podczas drugiej edycji po trzech dniach zapisów na liście było dwukrotnie więcej chętnych niż wolnych miejsc. O jednej z niewidomych uczestniczek rejsu opowiada film dokumentalny "Morze twoimi oczami" w reżyserii Lecha Mikulskiego.
Jednak pierwszy rejs zakończył się tragicznym akcentem. Roman Roczeń miał wypadek. – To był najgłupszy wypadek na świecie. Już po rejsie załoga czekała w na samolot. Grupka siedziała na rufie i Roman postanowił coś zagrać. Poszedł po gitarę i idąc potknął się po prostu. To mogło się zdarzyć w domu i skończyć zbiciem nosa. Ale Roman potknął się metr od schodów w dół – relacjonuje kpt. Zbierajewski.
Przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności pieśniarz złamał kręgosłup. Ponad dwa lata trwała walka o powrót do aktywności. Przyjaciele ze środowiska szantowego wydali trzy płytową składankę "Zobaczyć morze". Zorganizowali też w warszawskiej Stodole koncerty, podczas których zbierano pieniądze na rehabilitację Romana Roczenia i leczenie Ireneusza Wójcickiego z EKT Gdynia. Wspomagany przez rodzinę i znajomych, walczył o doszedł do zdrowia. Wydał płytę "W przerwie" i dowiódł, że znowu jest doskonałej formie. Jego silny, charakterystyczny głos wyśpiewał słowa szant i utworów poezji śpiewanej.
"Pokazaliście mi jak żyć. Dziękuję"
Roczeń postanowił pomóc innym niewidomym nie tylko przez rejsy "Zobaczyć morze", ale także przez aktywność społeczną, a nawet polityczną. W 2010 roku wystartował do Rady Warszawy. – Romana miałem okazję obserwować podczas kilku akcji, które organizowaliśmy podczas kampanii wyborczej. Dał się poznać jako niezwykle pracowity, inteligentny człowiek, który wkłada serce we wszystko co robi – mówi naTemat Waldemar "Major" Frydrych, szef komitetu "Gamonie i Krasnoludki". – Stara się działać tak, żeby nie zwracać uwagi na swoją niepełnosprawność. To naprawdę wspaniały człowiek – kończy Frydrych.
Co prawda Roman Roczeń nie dostał się do Rady Warszawy, ale nie zniechęciło go to do dalszej działalności. W 2011 roku wypuścił swoją trzecią płytę - "Krainę Mayo". Właśnie powinien trwać drugi etap tegorocznego "Zobaczyć morze". Jednak po awarii "Zawiszy" rejs został przerwany. Mimo tego ponad tydzień, jaki kolejna załoga spędziła na morzu, jest dla nich wielkim przeżyciem.
– W jednym z rejsów brała udział kobieta, która po stracie wzroku przez 6 lat nie wychodziła z mieszkania. Pierwszego dnia siedziała na pokładzie przerażona, drugiego zaczęła chodzić i poznawać jacht, trzeciego stanęła za sterem "Zawiszy". Gdy wróciła do domu przysłała nam SMS: "Pokazaliście mi jak żyć. Dziękuję". I to chyba najlepiej pokazuje, ile dla ludzi znaczy to, co robi Romek – mówi kapitan Zbierajewski.