Warzecha: Inicjatywa Kukiza wymusiłaby wystawianie w wyborach fajterów, a nie miernot
Michał Mańkowski
07 września 2012, 07:04·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 07 września 2012, 07:04
Inicjatywa Pawła Kukiza dotycząca walki o wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych zaczyna przebijać się do mediów. Publicysta "Rzeczpospolitej", Łukasz Warzecha uważa jednak, że muzyk nie ma na to za dużych szans, ponieważ partie polityczne stracą wtedy możliwość "dyscyplinowania partyjnej trzody".
Reklama.
Kukiz na swojej stronie zmieleni.pl postanowił walczyć o wprowadzenie w Polsce tzw. JOW. Łukasz Warzecha na łamach "Rz" zauważa, że takie zmiany są aktualnie nierealne, bo nie chce tego żadna partia polityczna. Jedynie PO kiedyś o tym wspominała, ale na obietnicach się skończyło.
Wynika to z faktu, że realizacja tej obietnicy poszłaby w parze z utratą przez partyjnych liderów jednego z najpotężniejszych narzędzi dyscyplinowania partyjnej trzody - uważa Warzecha.
Według publicysty powstanie JOW nie uzdrowiłoby polskiej polityki, ale wymusiłoby wystawanie w wyborach samych fajterów, a nie "figurantów i miernot".
Jak pisze Warzecha, Kukiz ma w tej sprawie potencjał, bo jest spoza politycznych kręgów i nikt go w tej sprawie nie kontroluje. Niesteto to również może być jego największym problemem, bo według Warzechy nikt ze znaczących polityków mu w tej sprawie nie pomoże.
Czy może raczej – mięsa armatniego, bo sejmowe reprezentacje partii to obecnie w większości mięso armatnie, które ma pobierać diety, naciskać guziki, gdy trzeba, i ewentualnie wiernie powtarzać przed kamerami przekazy dnia. Lider każdej z partii – a już zwłaszcza przywódcy dwóch głównych sił – jest bogiem, bo od niego ostatecznie i faktycznie zależy miejsce na liście w wyborach parlamentarnych. Może wynieść na Olimp lub strącić w otchłań niebytu.
CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Rzeczpospolita'
Łukasz Warzecha
publicysta
Ci fajterzy zaś zyskiwaliby autonomiczną pozycję dzięki silnemu związkowi z wyborcami. Nic dziwnego, że JOW nie chcą ani Tusk, ani Kaczyński, udzielni władcy na swoich partyjnych – a może raczej partyjniackich – księstwach.