
Oczywiście, mogłem zadzwonić i go zapytać, skoro znamy swoje numery telefonów. Przyjąłem jednak za dobrą monetę krążące po Internecie domniemane "urżnięcie", uprawdopodobnione aluzjami jego ekranowego gościa, bo się jak zwykle spieszyłem z tekstem na wczoraj, i bo mi to "urżnięcie" bardzo pasowało do złośliwej pointy, a w końcu bez złośliwości nie ma felietonu.
Ziemkiewicz zaznaczył, że ma dla Durczoka duży szacunek, bo udaje mu się – jego zdaniem – zachować "standardy przyzwoitości".
Jak każdy, czasem się mylę, i przyznać się do tego nie jest niczym hańbiącym - ale oszczerstwo jest mi najgłębiej obce. I myślę, iż dlatego właśnie cieszę się zaufaniem swoich czytelników, że oni to wiedzą.
Ziemkiewicz przekonuje, że w ten sposób weszli z Durczokiem w ślepą uliczkę, w której żaden z nich nie może odpuścić. Właśnie dlatego postanowił przeprosić.
Nasze życie publiczne jest wystarczająco chore, żeby je jeszcze bardziej psuć. Nie zamierzałem szydzić z Kamila Durczoka, poniżać go czy podważać jego profesjonalizmu. Sugestię, że jego rozbawienie przed kamerą wynikło z nadużycia alkoholu, powtórzyłem za innymi bez złych zamiarów. Skoro było inaczej, przyjmuję to do wiadomości, przepraszam i wyciągam rękę do zgody.
[Aktualizacja]
W komentarzach pod tym artykułem fanpage Faktów TVN skierował nas do oświadczenia Kamila Durczoka: