Piotr Milewski w swojej książce “Planeta K” zabiera nas ze sobą do pracy w japońskiej korporacji. Jeśli w tym momencie pomyśleliście ironicznie: “To sobie znalazł pomysł na reportaż”, to znaczy, że musicie przeczytać jego książkę.
Czytając “Planetę K” co kilka stron, jak mantrę, będziecie powtarzać jedno i to samo pytanie: “Jak oni tak mogą?”. Japoński etos pracy, karność względem autorytetów i nienaruszalna hierarchiczność struktur to coś, czego przeciętny Europejczyk nie będzie w stanie zrozumieć. A może jednak? Może Piotr Milewski wcale nie chciał rzucać pracy w korporacji “K”?
Urlop - jak opisałby ten termin przeciętny pracownik japońskiej korporacji?
Chyba wciąż jeszcze jako coś abstrakcyjnego. Praca jest najważniejsza, choć podejście do urlopów wśród Japończyków i pracodawców bardzo się od pewnego czasu zmienia. Coraz chętniej je wykorzystują i rozumieją ich znaczenie dla wzrostu efektywności. Od razu należy jednak wyjaśnić, że nie chodzi o trzytygodniową przerwę w pracy. Tydzień, góra dwa wystarczą.
Firma to moja rodzina – w Polsce takie zdanie może paść ewentualnie z ust prezesa lub właściciela korporacji. Bohaterowie “Planty K”, niezależnie od stanowiska, wydają się jednak szczerze w to wierzyć. Czy to prawda?
Najprawdziwsza prawda. Słyszałem to sformułowanie wielokrotnie, od kolegów, zarówno tych wyższych, jak i niższych rangą. Chodzi tu oczywiście o rozszerzoną rodzinę, pewne zjawisko socjologiczne. Nie jesteśmy spokrewnieni czy spowinowaceni, ale utrzymujemy bliskie relacje, budujemy i przestrzegamy hierarchii, podporządkowujemy się jej. Poza tym, w japońskich firmach spędza się tyle samo, a niekiedy nawet więcej, czasu niż z rodziną.
Skąd w Japończykach tak silnie zakorzenione poczucie obowiązku? Czy ma ono podłoże filozoficzne, religijne?
Bardzo trudno wskazać jedną przyczynę. Dużą rolę odgrywają wpływy konfucjańskie albo neokonfucjańskie, które postulują m.in. szacunek wobec starszych.
Konfucjusz mówił o pięciu powinnościach: syna wobec ojca, poddanego wobec władcy, żony wobec męża, młodszego brata wobec starszego i przyjaciół wobec siebie. Te zasady trafiły w Japonii na podatny grunt.
Edukacja również kładzie bardzo duży nacisk na zespołowość, obowiązkowość, posłuszeństwo, podporządkowanie się zasadom i regułom, i to od najmłodszych lat. Ważny jest również czynnik geograficzny.
Żyjąc w kraju narażonym na kataklizmy – trzęsienia ziemi, tsunami, tajfuny, powodzie – skazani jesteśmy na współpracę, bo w wielu sytuacjach jednostka nie byłaby w stanie przetrwać. To z kolei wymusza wspomniane już zespołowość, lojalność i subordynację.
Jak w tak mocno zhierarchizowanym środowisku funkcjonują ludzie ambitni, którzy chcą osiągnąć więcej? Jak piąć się po szczeblach kariery, jednocześnie nie wywyższając się?
Umiejętnie godząc ambicję i cierpliwość. Droga awansu dla ambitnych jest w japońskich firmach długa i wymaga wytrwałości, umiejętności podtrzymywania dobrych relacji z przełożonymi, wyczuwania nastrojów i zaciskania zębów.
Ci, którzy to potrafią mają szansę z szeregowych pracowników stać się kachō, czyli kierownikami, a potem czyli buchō, czyli dyrektorami. Liczy się gotowość do poświęceń i lojalność, a także – żartobliwie mówiąc – zaangażowanie podczas regularnych spotkań po pracy w barach.
Podpisując umowę, usłyszał pan, że oczekiwany czas jego pracy w korporacji to całe życie, natomiast samodzielnym specjalistą zostanie po 25 latach ”przyuczenia”. Czy rzeczywiście jest to w jakiś sposób uzasadnione? Czy Japończycy są lepsi, bardziej dokładni, szybsi niż inne nacje?
Daleki jestem od takich generalizacji. W wielu japońskich firmach wciąż obowiązuje model, w którym pracodawca w momencie umowy obiecuje zatrudniać pracownika do emerytury, a pracownik zobowiązuje się pozostać w firmie przez cały ten czas.
Cierpliwość jest więc bardzo ważną cechą pracowników. Poza tym uczymy się przez doświadczenie, a to czasochłonna metoda. Branża, w której pracowałem, była na dodatek wysoko wyspecjalizowana, co oznaczało, że minie wiele lat, zanim dogłębnie zrozumiem jej specyfikę i tajniki. No i oczywiście trzeba wziąć też poprawkę na to, że tych słów Dyrektora nie należy brać dosłownie – miały one uświadomić mnie, że pośpiech i niecierpliwość nie są dobrze widziane.
W książce opisuje pan moment, zaraz po dotkliwym trzęsieniu ziemi, kiedy Wiceprezes, wyraźnie poruszony całą sytuacją mówi: “Wracajcie dziś do domu zaraz po pracy”. Trudno wyobrazić sobie, aby w polskiej firmie ktokolwiek dotrwał w takim szoku do zakończenia pracy. Japończycy nie buntują się nawet w sytuacjach ekstremalnych?
Tutaj wracamy do wspomnianego poczucia obowiązku. Przełożony bierze za nas i nasze czyny odpowiedzialność. On wyznacza granice naszego zachowania, podwładny zaś stosuje się do jego wytycznych, a w zamian za to zdejmuje z siebie cześć odpowiedzialności za swoje czyny, która rozkłada się na kilka osób.
Trzeba się więc przede wszystkim podporządkować grupie, na czele której stoi starszy stażem i rangą. To zwykle zapobiega buntowaniu się, bo system ten działa w dwie strony.
Prawda jest też taka, że w sytuacjach ekstremalnych wszyscy dzielimy ten sam los i jesteśmy zdani na siebie. Jednostka niewiele może zdziałać. Tym bardziej powinniśmy podporządkować się grupie.
Na lidera nakłada to dużą odpowiedzialność, by nie doprowadzić do buntu. Najczęściej się udaje tego uniknąć. Znów poczucie obowiązku, posłuszeństwo i lojalność biorą górę nad indywidualizmem, nadmiernym okazywaniem uczuć i narzucaniem swojej woli.
Godziny pracy są w japońskich firmach zabójcze. Jak to możliwe, że Japończycy nie umierają z przepracowania? Jak to możliwe, że będąc na skraju wycieńczenia nie popełniają błędów, nie podejmują złych decyzji?
Długie godziny pracy nie zawsze oznaczają, że wykonywana jest ona efektywnie. Jeśli wiemy, że spędzimy w biurze dziesięć godzin a nie osiem, to zadania możemy rozłożyć na ten dłuższy czas, pracujemy więc de facto mniej intensywnie, tyle że dłużej.
A śmierci z przepracowania oczywiście w Japonii się zdarzają – to właśnie Japończycy wykuli znany na całym świecie termin karoshi – choć myślę, że nie jest to wyłącznie japońska specjalność.
Przed błędami i złymi decyzjami chronić ma zaś zbiorowy sposób ich podejmowania. W grupie łatwiej wyłapać pomyłkę, tyle że proces decyzyjny trwa wtedy dłużej.
Jedyne momenty, w których pracownicy firmy K są sobą, to paradoksalnie momenty, w których są mocniej lub bardziej pijani. Czy Japonia to kraj krypto-alkoholików?
Myślę, że nie, ale alkohol usprawiedliwia niedopuszczalną na co dzień bezpośredniość, jest więc pewnym wentylem, przez który wypuszcza się emocje i frustracje, a także informuje o nastrojach i opiniach.
Jak Japończycy odnoszą się do standardów panujących w innych krajach? Czy komentują naszą etykę pracy?
Często mówią: „Jak fajnie macie”, choćby wtedy gdy mowa właśnie o urlopach, ale chyba nie do końca w to wierzą. Ich system jest dla nich naturalny – tak zostali wychowani i wyedukowani. Jedno trzeba jednak powiedzieć, że nauczeni są też, by podpatrywać inne rozwiązania i udoskonalać swoje rozwiązania.
Spędził pan w firmie K 5 lat. Jak dzisiaj, z perspektywy czasu, postrzega ten okres?
Być może trudno w to uwierzyć, ale myślę, że był to bardzo wartościowy dla mnie czas. Wiele się nauczyłem, poznałem działanie japońskich firm od podszewki, pogłębiłem swoją znajomość Japonii. Zdobyłem przyjaciół, wreszcie poznałem lepiej samego siebie.
Czy zdarzały się momenty, w których taki styl pracy, a właściwie życia, uznawał pan za pasujący? Czy kiedykolwiek pomyślał pan, że jest w stanie pracować tak całe życie?
Był taki moment, gdy złapałem się na myśleniu, że mógłbym pracować w firmie K. całe życie. Poczułem się częścią dużej, zorganizowanej maszyny, członkiem rodziny, kimś, kogo obdarzono zaufaniem.
Doceniłem poczucie bezpieczeństwa, jakie daje obietnica firmy zatrudnienia do emerytury. Ten moment nie trwał jednak zbyt długo. W końcu rozstałem się z firmą K. Rozstaliśmy się jednak w zgodzie. Do dziś utrzymujemy kontakt. Zachęcam do przeczytania ostatniego rozdziału w książce. Jest niespodzianką, ale dużo mówi o Japonii i Japończykach.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Świat Książki.