Islandia jest krajem z największą liczbą testów na koronawirusa na milion mieszkańców. Służby medyczne tego kraju nie skupiają się bowiem tylko na osobach, które miały kontakt z zakażonymi, ale badają wszystkich obywateli. Tym sposobem wyniki ich testów lepiej pokazują zachowanie koronawirusa. Niestety naukowcy nie mają dobrych wieści.
Na Islandii mieszka obecnie przeszło 360 tysięcy osób. Służby medyczne postanowiły je wszystkie przebadać na obecność koronawirusa. Nie wprowadzono tu żadnych ograniczeń ani godziny policyjnej tak jak w innych krajach. Wszystkie siły przeznaczono do pomocy w testach.
Tym sposobem Islandia znalazła się na pierwszym miejscu w statystykach dotyczących przeprowadzonych badań na obecność koronawirusa na milion mieszkańców. Łącznie przebadano w tym kraju 10300 osób. Wśród nich wykryto 218 przypadków zakażenia COVID-19. Badani są wszyscy, a nie tylko ci, którzy mieli kontakt z zakażonymi.
W ten sposób islandzcy naukowcy mogli dojść do kilku ważnych wniosków dotyczących koronawirusa. Po pierwsze, jak donoszą duńskie media, połowa z tych, u których wykryto wirusa, nie ma objawów. Po drugie, badaczom udało się wyróżnić aż 40 mutacji koronawirusa, który może stać się bardziej zakaźny, ale mniej niebezpieczny.
– Ciekawe jest to, że 40 konkretnych wariantów dzieli się na trzy grupy, które można przypisać do określonych źródeł infekcji. Pozwala to zobaczyć, jak rozwijają się wirusy – powiedział portalowi Information.dk wirusolog, profesor Allan Randrup Thomsen. Duńskiemu naukowcowi chodzi o ustalenia Islandczyków, który wyróżnili trzy różne typy koronawirusa u osób, które przywiozły patogen z Austrii, Włoch i z Wielkiej Brytanii.