W walce z koronawirusem nie ma rozwiązania idealnego. Kwarantanna i ograniczanie kontaktów między ludźmi zmniejszają dynamikę rozprzestrzeniania się epidemii, ale z drugiej strony – odsuwają ją także w czasie. Wyjaśnił to dr Paweł Stefanoff, epidemiolog i pracownik Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
– Kwarantanna wydaje się optymalnym rozwiązaniem, dopóki nie mamy szczepionki. Wadą tego rozwiązania jest to, że odsuwa się katastrofę w czasie, chyba że jest kraj, który jest w stanie ograniczyć kontakty społeczne przez około rok, czyli szacowany termin dopuszczenia szczepionek do użycia – mówi epidemiolog w rozmowie dla piątkowego wydania "Polska the Times".
Dostrzega też jednak pozytywne elementy, jeśli w ramach możliwości państwa wszyscy wykorzystamy ten czas efektywnie. – Z drugiej strony, obecne działania służb są okazją do przetestowania procedur, nauczenia się lepszego wykrywania i śledzenia osób zakażonych w celu ich szybszej izolacji. Pomimo tego, że zagrożenie nie zniknie w kwietniu, możliwe będzie w miarę normalne funkcjonowanie społeczeństw, a jednocześnie zapewnienie im bezpieczeństwa poprzez sprawniejsze funkcjonowanie nadzoru epidemiologicznego – tłumaczył dr Paweł Stefanoff.
Epidemiolog przewiduje drugą falę koronawirusa, która ma nasilić się w okresie jesienno-zimowym. Dlatego, że część osób, która zakaziłaby się, gdyby duża część społeczeństwa nie została w domu, dalej będzie na to narażona. A tak mogłaby nabyć odporność.
– Prawdopodobnie w lecie na naszej półkuli będzie mniej zachorowań, chociaż będą się pojawiać, bo ogromne rzesze ludzi nie zetknęły się z wirusem. Zachorowania prawdopodobnie nasilą się w okresie jesienno-zimowym – tłumaczy Paweł Stefanoff.
Dlaczego? – Oczywiście ze względu na temperaturę i wilgotność, które sprzyjają przenoszeniu się wirusów drogą kropelkową. Dokładnie z tych samych powodów grypa częściej pojawia się na naszej półkuli właśnie w zimie – podsumowuje lekarz.
A kiedy skończy się zatem pierwsza fala? Nie ma na to oczywiście gotowej odpowiedzi, bo sporo zależy od nas samych, działań rządu czy wydolności służby zdrowia. Są jednak prognozy, że liczba zakażonych przestanie rosnąć około 20 kwietnia.