Z tajnego raportu przygotowanego na zlecenie Białego Domu wynika, że Chiny zaniżały zarówno liczby przypadków zakażenia koronawirusem, jak i liczbę zgonów. Gdyby rzetelniej poinformowano świat o skali epidemii, to możliwe, że inne kraje lepiej przegotowałyby się na nadchodzące zagrożenie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Bloomberg" rozmawiał z trójką amerykańskich urzędników, którzy prosili o anonimowość. Uważają, że dane publikowane przez Chiny są "celowo niekompletne", a dwóch informatorów stwierdziło, że wręcz "fałszywe".
Tymczasem w USA, które jest w tym momencie największym ogniskiem epidemii na świecie, a koronawirus zbiera żniwo o wiele krócej, liczba zakażeń wynosi już ok. 200 tysięcy, a ponad 4,3 tysiąca Amerykanów zmarło z powodu COVID-19.
Amerykanie uważają, że podejrzane są też raporty z Iranu, Rosji, Indonezji, a zwłaszcza z Korei Północnej, która nie ogłosiła oficjalnie ani jednego przypadku zakażenia koronawirusem.